23 maja 2015

5. Doznanie.

Lolly.

        Spojrzałem na swoją pracę. Skoro powiedział, że mogę ją robić tak długo, jak mi się podoba... biedaczek się wpakował. Kilkanaście minut temu wyszła ostatnia osoba, oddając do oceny swoje dzieło. Jak już mówiłem, idealnie wyrobiłem się z czasem. Uniosłem wzrok znad kartki, ukradkowo przyglądając się mu.
        Idealne rysy jego twarzy ściągnięte były w skupieniu, gdy z uwagą wpatrywał się w kartki jakichś prac, które sprawdzał. Początki pracy, a już zrzucili na niego sprawdzanie wypracowań na temat starożytnych artystów.
        Ułożyłem łokieć na blacie ławki, podpierając dłonią podbródek. Przygryzłem lekko wargę, wciąż się w niego wpatrując. Przeszło mi przez myśl, że chętnie pomógłbym mu się rozluźnić, w ten sposób. Poza tym przyszło mi do głowy, że przecież to zawsze pomaga na stres, więc czemu by nie?
        Z zainteresowaniem przyglądałem się każdemu skrawkowi jego ciała, które było widoczne z mojego miejsca. Niestety ta interesująca mnie część była zasłonięta pod blatem biurka. Szkoda.
        Na moment spojrzałem na swoją kartkę, gdy on uniósł wzrok. Na szczęście tym razem nie zauważył, że na niego patrzę. Po chwili ostrożnie znów uniosłem wzrok, uśmiechając się lekko. Z zamyśleniem zacząłem przygryzać bok wskazującego palca dłoni, na której się podpierałem. Z jego seksownych oczu przeniosłem spojrzenie na jego pełne usta, których z chęcią bym posmakował. Następnie zjechałem wzrokiem po jego obojczykach do klatki piersiowej, teraz już lekko ssąc bok palca. To nie było moją winą, że był tak cholernie pociągający, że potrafiłem popełniać standardowe błędy — traciłem świadomość. Może to i dobrze?
        Ocknąłem się, dopiero gdy usłyszałem swoje imię wypowiadane przez niego.
        — Jackson, nie powinieneś się zajmować rysunkiem? — zapytał retorycznie. — Zamiast robić czy myśleć o tym, o czym właśnie myślisz.
        — Zastanawiam się, co mógłbym dodać do rysunku. — Wzruszyłem beztrosko ramionami, starając się nie wypaść z roli, której i tak zdradzały mnie pewnie lekkie zaróżowienie na policzkach. Jak mogłem być tak nieostrożny... Kurwa.
        Z lekka zażenowany chwyciłem kredkę i zacząłem kolorować kolejny element egipskiego boga śmierci. Czego chcieć więcej, nawet talent do rysowania miałem niczego sobie.
        Po chwili nie mogąc dłużej wytrzymać, ponownie uniosłem wzrok, jednak tym razem speszony opuściłem go na biurko. Wystraszyłem się mianowicie tego, że on akurat przypatrywał się mi. Jackson, co z tobą?
        W końcu z odwagą podniosłem oczy, również przypatrując się mu, a ręką wciąż bazgrałem lekko po kartce. Uniosłem brew, zachowując obojętną mimikę twarzy.
        W końcu nie wytrzymał, ponieważ uśmiechnął się lekko, widocznie powstrzymując przed zaśmianiem się, natychmiast odwracając wzrok.
        — Malujesz Anubisa, czy mnie?
        — Ciebie w jego postaci, możesz zdjąć koszulkę? — Uśmiechnąłem się z lekką bezczelnością. Bóg śmierci z zasady malowany był bez koszulki, tak więc mój argument nie był inwalidą.
        — Po pierwsze, to pana. Po drugie, zajmij się tym, bo jest już po szesnastej.
        — No dobrze, panie. — Prychnąłem z pogardą.
        — Nie denerwuj mnie, dobrze wiesz o co mi chodzi. Dla ciebie panie Cooper, a jak się do mnie zwracasz, to proszę pana. Nie pamiętasz tego z przedszkola?
        — Jejku, aż tak lubisz, gdy ktoś do ciebie mówi per pan?
        — Przestań się ze mną przedrzeźniać i pracuj.
        Bez wahania zacząłem napełniać kontury kolorem, jednak wciąż ociągając się. Chciałem poczekać, aż szkoła opustoszeje, a nóż może coś z tego wyjdzie... Gdy skończyłem kolorowanie, cieniowanie i tym podobne sprawy, było już koło wpół do siedemnastej. Najchętniej siedziałbym tutaj dłużej, ale w końcu wydałoby się to podejrzane. Chociaż bardziej już chyba nie mogło być.
        Spakowałem się i wolnym krokiem podszedłem do jego biurka. Zdążył już sprawdzić pół małej sterty papierów, a teraz znów zamyślił się i zirytowany czytał kolejne litery. Widocznie coś było nie tak w wypracowaniu. Mogłem położyć kartkę i wyjść lub zostać i spróbować kolejnego kroku. Minęło wystarczająco długo, ile można czekać? Przynajmniej ja nie dam rady. Nie chciałem go speszyć, ale długo nie pociągnę, jeżeli będzie mnie zabijał tym swoim cholernym, seksownym wszystkim.
        Odłożyłem pracę i na luzie oparłem się o blat biurka, w pół na nim siedząc. Mężczyzna spojrzała na mnie znad uniesionych brwi. Nie umknęło mi również, że podejrzanie dłużej niż powinien zawiesił wzrok na moim rozporku. Czyżby potrafił się tak maskować?
        — Brawo, zamalowanie kartki A3 zajęło ci półtorej godziny. Możesz już iść.
        — Nie ocenisz tego? — dodałem kolejne słowo, nim zdążył się odezwać. — Panie.
        — Słuchaj młody, wybacz za słownictwo, ale zaczynasz mnie denerwować. — Sięgnął po moją kartkę szybkim, zirytowanym ruchem, przez nieuwagę zrzucając długopis. Wykorzystałem to jako kolejną okazję, szybko kucając, aby po niego sięgnąć. Oczywiście zeskakując postarałem się o to, żebym przypadkiem po chichu kopnął go pod biurko. Ups.
        Ryan odsunął się krzesłem, szukając przedmiotu. Był pewny, że upadł obok, ale przecież "przypadkiem" poturlał się w inne miejsce. Tymczasem ja wiedziałem gdzie. Na czworakach wszedłem częściowo pod biurko i wysunąłem rękę po długopis, jednak tylko szturchałem go palcami, grając na czas. Następnie łapiąc go, usiadłem na piętach. Zauważyłem, że widocznie zignorował mnie, ponieważ ponownie sięgał po kartkę. Wystarczyło tyle, aby zaczął mnie irytować. Podając mu długopis, przejechałem koniuszkami palców po jego udzie.
        Odwrócił się obrotowym krzesłem w moją stronę jak oparzony.
        — Słuchaj, nie przesadzasz? — spytał, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej.
        — Nie — odparłem beztrosko. — Przegiąłbym, gdybym zrobił tak. — Ponownie musnąłem dłonią jego udo, tym razem jednak z wewnętrznej strony.
        Mężczyzna spojrzał na drzwi, jakby obawiając się czegoś.
        — Słuchaj, nie wiem czego chcesz, ale daj mi spokój. Ja wiem, jestem młody jak na nauczyciela i nie masz zamiaru mnie szanować, dlatego pogadajmy przez moment jak równi sobie. Jeżeli to jakiś pomysł na nabijanie się z nauczycieli to proszę bardzo, ale ode mnie zjeżdżaj. I wstawaj z tej podłogi.
        Wtedy zrozumiałem, że nie było odwrotu. Skoro sytuacja i tak była napięta, mogłem mieć jedną z ostatnich szans.
        — Po pierwsze, nie nabijam się z ciebie. Po drugie, nie podoba ci się, że przed tobą klęczę? — Spróbowałem udać lekką kpinę, żeby w razie czego móc obrócić to w żart.
        — Nie, nie podoba mi się, bo wygląda to jakbyś miał mi obciągać — rzucił równie beztrosko, profesjonalnie ukrywając emocje.
        Zauważyłem, że nie przeszkadza mu już brak formalności „pan”. Poza tym nauczyciel nie odważyłby się tak powiedzieć, czyli jest dobrze.
        — A może chcę?
        Zaśmiał się sardonicznie, odchylając głowę do tyłu. Jego śmiech i szeroki uśmiech był wszystkim, czystą perfekcją tak jak reszta jego ciała. Nie wspominając już o tym co musiał mieć w bokserkach. Owszem, ukradkiem spojrzałem w to miejsce.
        — To teraz tak nabijacie się z nauczycieli? W mojej klasie do tego stopnia jeszcze nie doszli. — Zaśmiał się z zażenowaniem, kręcąc głową. —  Słuchaj, ja też byłem nastolatkiem i wiem, że dokuczanie starszym jest fajną sprawą, ale ode mnie się odczepcie. — Kontynuował, nie zauważając na mojej twarzy żadnej zmiany, oprócz zachęcającego uśmieszku. — Taki odważny i uparty? Luz, dawaj. — Z kpiną w głosie, splótł ręce za głową, rozszerzając uda.
        Przez moment zastanawiałem się, czy mówi poważnie, dając mi tak otwarte zaproszenie. Po chwili jednak zrozumiałem o co chodziło. Myślał, że próbuję się z niego tylko pośmiać i w żadnym wypadku tego nie zrobię. To się zdziwi. Już nie chodzi o fakt korzyści... ale tego, że nie będzie we mnie wątpił.
        Podsunąłem się, opierając łokcie na jego rozszerzonych udach, powolnym ruchem jadąc otwartymi dłońmi po jego umięśnionych udach. Przez myśl przemknęło mi, że skoro był wszędzie umięśniony... Kurwa, jak on musi pieprzyć. Ta myśl tylko podwoiła moją odwagę.
        Chwytając jego rozporek uniosłem na moment wzrok. Zauważyłem, że wpatrywał się we mnie z wahaniem. Czyżby to on nie był taki odważny? Nie przerywając odpiąłem guzik i rozpiąłem jego rozporek, pozwalając, aby włożona do spodni koszula straciła szyk. Odsunąłem materiał, muskając palcami jego podbrzusze. Byłem dobrym obserwatorem, tak więc zauważyłem, jak jego mięśnie z lekka napięły się na ten dotyk.
        — Nie zrobisz tego, nie udawaj — rzucił nerwowo, wciąż trzymając dłonie splecione na karku. Poniekąd cieszyłem się, że był poddenerwowany. Przynajmniej gdyby zaprotestował, nie byłby bezczelny. — Dla przypału będziesz się zachowywać jak męska dziwka?
        Auć, to bolało.
        Nie, jednak nie. Koniec końców miał rację, ale nie obchodziło mnie to. Może mnie nazywać jak chce, bylebym go miał.
        — Nie robię tego dla przypału. Nie wierzysz, to się przekonaj.
        Wsunąłem dłoń do jego bokserek, wydostając na zewnątrz jego naturalnie ciepłego penisa, który pod wpływem mojego dotyku naprężył się. Mimowolnie uśmiechnąłem się, ponieważ to oznaczało, że moje ruchy jednak go podniecały. Czyli sprytnie ukrywał emocje.
        Ryan zaskoczony opuścił ręce na podłokietniki krzesła, nie bardzo wiedząc jak ma zareagować na zaistniałą sytuację.
        Ja jednak nie miałem zamiaru czekać, aż dojdzie do niego co się stało, bo jeżeli zmieniłby decyzję, to raczej bym sobie tego nie wybaczył, a wiadomo, w trakcie na pewno nie będzie zdolny do myślenia.
        Przez kilka sekund odrętwiałem, zaskoczony i momentalnie podniecony widokiem jego członka. Moje przypuszczenia były słuszne, miał się czym pochwalić. To nie jest tak, że każdy mój partner jest „ogierem”, różnie bywa, ale w tym wypadku naprawdę było co podziwiać. Tak, dla innych to po prostu penis, dla mnie to coś cudownego, jak dzieło sztuki.
       Owinąłem dłonią podstawę jego członka, przez moment jeżdżąc w górę i w dół po śliskiej powierzchni, po czym nachyliłem się, przejeżdżając językiem po różowawym czubku.
        Mogąc go dotykać dłonią, po prostu umierałem z rozkoszy. Sam dotyk był czymś cudownym, więc co dopiero musiało się dziać, gdy używał tego w innych celach przyjemności. Przez nieprzerwane ruchy mojej dłoni, teraz napiął się w całej okazałości, sztywno stojąc. Musiałem zająć się czymś więcej, ponieważ patrzenie na to jak moja dłoń gładko ślizga się po sporej długości, sprawiało, że musiałem się powstrzymać przed ominięciem powolnych doznań i gwałtownym przejściu do rzeczy, czyli poczucia go w sobie.
        Z cichym mlaśnięciem wessałem końcówkę penisa, przymrużając oczy pod wpływem doznania. Ciężko mi zrozumieć osoby, których obrzydza ta czynność. Z mojej perspektywy było to czymś genialnym, w tym momencie partner był wręcz oniemiały dożyciem, całkowicie posłuszny, jakbyśmy mieli nad nim władzę tym prostym ruchem. Co innego połykanie nasienia, to mogę zrozumieć, że niektórych obrzydza.
        Nasunąłem usta na dłuższą cześć, miarowo posuwając głową w górę i dół, pozwalając mu na przyzwyczajenie się do nowego doznania. W końcu przypuszczam, że raczej niecodziennie uczeń robi mu dobrze.
        W międzyczasie uniosłem wzrok, aby przyjrzeć się jego twarzy. Gdy dostrzegłem jak wpatruje się we mnie rozpalonym wzrokiem z uchylonymi ustami, nie potrzebowałem już nic więcej. Naprawdę go podnieciłem. Wyglądał tak seksownie z niebezpiecznymi iskierkami w oczach, że miałem ochotę nigdy nie odwracać wzroku, ale musiałem przecież dokończyć powód tego spojrzenia.
        Na ogół byłem odważny, ale lubiłem na zmianę z codziennością w łóżku być uległym. W sumie wszystko zależało od mojego humoru lub wymagań partnera.
        Pogłębiłem ruchy na tyle, na ile umiałem, ściskając dłońmi jego biodra. Zacząłem powoli, ale i mocno wykonywać ruchy, chcąc, aby przez moment cierpiał z braku tej szybkiej przyjemności, której teraz zapewne potrzebował. Ciekawy jego reakcji, szybko uzyskałem odpowiedź, gdy ostrożnie wsunął dłonie w moje włosy, oddychając krótkimi nierównymi oddechami.
        Chciałem, żeby ten raz mógł zobaczyć, że ma nade mną kontrolę, żeby zrozumiał, że nie musi czuć oporu czy zawstydzenia. Gdy tak niepewnie przytrzymywał moja głowę, zacząłem minimalnie szybciej poruszać głową, biorąc go niemalże do gardła, dając mu do zrozumienia, że to nie utrudnia mi robienia przyjemności. Widocznie jego poprzedni partnerzy czy partnerki nieprzychylnie reagowali na pewnego rodzaju narzucanie im tempa. Jeżeli sprawiało mu to przyjemność, dlaczego miałby tego nie zrobić? To było najlepszą zaletą między mną a zwyczajną osobą uprawiającą seks. Przy mnie nie musiał się liczyć z uczuciami, mógł zerżnąć mnie oralnie jak szmatę, a ja i tak nie miałem z tym problemów. Rzecz jasna były pewne ograniczenia, ale nie było w nich akurat tego typu zastrzeżeń.
        Poczułem wewnętrzne zadowolenie, gdy zrozumiał o co chodzi, mocniej naciskając dłońmi moją głowę, a następnie wciąż w pewnym stopniu ostrożnie unosząc do góry. Chciałem, żeby się nie bał. Chciałem, żeby zrozumiał, że przy mnie może być sobą w seksualnych sferach. Uniosłem wzrok na jego twarz, wciąż ssąc członka. Napotkałem się z jego rozpalonym spojrzeniem, gdy opuszczał z powrotem głowę. Widocznie przez moment musiał trzymać ją odchyloną do tyłu. Gdy spojrzał na swojego członka znikającego w moich ustach, odczułem, że mocniej napiera dłońmi.
        W całości skupiłem się ponownie na sprawianiu mu przyjemności, przyjmując tempo, które narzucał coraz ostrzej. W końcu ssałem go naprawdę szybko, czemu towarzyszyło ciche mlaskanie. Mężczyzna pojękując, ponownie odchylił głowę do tyłu, nie przerywając sterowania tempem zadawanej mu rozkoszy. Gdy był już naprawdę blisko zaczął syczeć przez zęby, przygryzając wargę.
        Po chwili urwał oddech, a moje usta wypełniło gorące nasienie, jednak on jakby zapominając wciąż trzymał dłonie na mojej głowie, poruszając nieznacznie. Po chwili wyrwał się z osłupienia, puszczając nagle moje włosy i z głębokimi oddechami wpatrywał się we mnie tym samym spojrzeniem. Odsunąłem głowę, puszczając jego członka, który opadł lekko. Przełknąłem zawartość ust, następnie uśmiechając się do niego zadziornie.
        — Słuchaj, ja... — Uchylił usta, nie wiedząc co powiedzieć. W pełni go rozumiałem, no bo co mógł w tej sytuacji powiedzieć?
        — Teraz już wierzysz?
        W odpowiedzi pokiwał jedynie głową, przykładając dłoń do mojego policzka. Przygryzłem wargę, mimowolnie opuszczając wzrok na jego penisa. Nawet opadnięty był tak cholernie zachęcający.
        Jednak nie musieliśmy szukać tematu do rozmowy, ponieważ w tym momencie usłyszeliśmy jak ktoś chwyta za klamkę i puszczą ja nagle jakby zaskoczony. Po całym moim ciele przeszedł dreszcz adrenaliny, robiąc jedyną w miarę logiczną rzecz w pośpiechu, jak najostrożniej wślizgnąłem się pod biurko, przyciskając do samego końca deski. Mężczyzna również wystraszony przysunął się krzesłem, na szczęście było na tyle miejsca, że mogłem tam siedzieć. Jednak był problem, ponieważ w tym momencie ktoś wszedł do pomieszczenia... podczas gdy członek Coopera spokojnie znajdował się poza bokserkami. Co jednak mógł zrobić innego niż przysunięcie się do biurka? Gdyby zaczął szybko zapinać spodnie, wyglądałoby to podejrzanie.
        Zamarłem w całkowitym bezdechu z dudniącym sercem. Jak mogłem tak nie uważać? To takie głupie dać się złapać w taki sposób. Dlaczego wbiegłem pod biurko, mogłem po prostu stać, wyglądałoby to mniej dziwnie. A może właśnie dziwniej? Już po mnie. Jackson, ty kretynie, ty jebany kretynie. W międzyczasie przyciskałem do ust wierzch dłoni, czując jak zapiekły mnie oczy, jak gdybym miał się rozpłakać. Wspominałem już, że potrafię panikować?
        — Ryan, co ty wyprawiasz?! — Usłyszałem głos innego mężczyzny. Rozpoznałem, że to nauczyciel informatyki. No to wpadłem, przecież on ma dobry kontakt z dyrektorem. Boże.
        — Ja... — Zawahał się, wbijając wzrok w biurko.
        — Ja wiem, że to twój pierwszy miesiąc, ale nie musisz się tak starać. — Zaśmiał się luźno. — Jest piątek, chłopie, idź do domu, sprawdzisz to w inny dzień.
        Miałem ochotę krzyczeć z radości, na razie nic nie zauważył... No tak, drzwi nie były na równo z biurkiem, wchodząc do tej sali widoczny był przód i część boku mebla.
        — Tak, masz rację, powinienem się zbierać. — Opamiętał się, składając papiery. Wciąż jednak wiedziałem, że zapewne był zdenerwowany.
        — Wystraszyłeś mnie, myślałem, że nikogo tu nie ma, a tu nagle drzwi otworzone. Wiesz, miałem właśnie wychodzić, patrzę, a tu nie ma klucza do tej sali. Pomyślałem, że po prostu zapomniałeś go odłożyć.
        — Jasne, zaraz pójdę go odnieść.
        — Spoko. Wszystko w porządku? — zapytał podejrzliwie.
        — Tak, tak. — Pokiwał pośpiesznie głową, kończąc zbieranie wypracowań do teczki.
        — Jak nowa klasa, lepiej czy dalej jakieś problemy?
        — Nie jest źle, wiesz jak to dzieciaki.
        — Dobra, nie przeszkadzam. Narka.
        — Cześć — odszepnął, gdy drzwi zatrzasnęły się. Następnie odsunął się krzesłem, zapinając pośpiesznie rozporek, kręcąc przy tym głową.
        W milczeniu wyszedłem spod blatu, stając na równe nogi i otrzepując spodnie.
        — Dlaczego robisz to wszystko? Posyłasz te wszystkie dwuznaczne znaki i podteksty... — spytał zamyślony.
        — Pomyśl — odparłem zadziornie, opierając się o blat. — To jak z tym rysunkiem?
        — Nie musiałeś tego robić, żeby mieć dobrą ocenę — powiedział, teraz już wpatrując się w kartkę z ukończonym Anubisem.
        Mimowolnie roześmiałem się, słysząc to.
        — Żartujesz? Nie zrobiłbym tego dla oceny.
        — Więc dlaczego? — Spojrzał na mnie.
        Zastanowiłem się przez chwilę. Mogłem mu powiedzieć prawdę, ale nie byłem tego jeszcze pewny. Zanim wyznam mu o tym, co dzieje się ze mną, gdy go widzę, niech najpierw pomęczy się myślami. Jeżeli będzie myślał o tym, z miejsca przypomnę mu się ja i to co miało miejsce przed chwilą.
        — Nie rób tego więcej.
        Szczerze zaskoczyło mnie to wyznanie. O nie, nie mam zamiaru poddawać się w tym momencie.
        — Nie podobało ci się?
        — Nie, tak nie może być. — Jego głos brzmiał, jakby zrobił coś strasznego. — Nie dość, że jesteś uczniem, to jesteś dużo młodszy... No po prostu nie.
        Wzruszyłem ramionami, wiedziałem, że po prostu był w szoku. Chwyciłem plecak i zatrzymałem się, gdy trzymałem już klamkę.
        — Jęczenie z rozkoszy nie wskazywało na to, że ci się nie podoba — rzuciłem na odchodne, naciskając klamkę.

        Już trzeci spróbowałem zawiązać tę samą sznurówkę, aż w końcu przekląłem pod nosem, wzdychając głęboko. Jest środa, a ja nie widziałem go ani razu. Nawet nie minąłem go na korytarzu na przerwie. Coś musiało być nie tak. Przed snem dopadły mnie wątpliwości i wyrzuty sumienia. A jeżeli zrobiłem to za szybko? Wystraszyłem go?
        — Hej, Jackson, wszystko okej? — Usłyszałem głos przyjaciółki, a następnie dotknęła lekko mojego ramienia, chcąc dodać mi otuchy. — Nie stresuj się tak, co się stało?
        — Nic takiego, ja po prostu... Nie wiem, boję się, że go tym speszyłem.
        — Słonko, czemu tak myślisz? — spytała smutno.
        — Od dwóch dni nie ma go w szkole. Zawsze go widywałem — mruknąłem, opierając się o oparcie i ignorując zawiązywanie szkolnych butów. Cichy chichot obydwóch dziewczyn niemalże wyprowadził mnie z równowagi.
        — Głuptasie — rzuciła Tamara, schodząc z siedzenia i kucając przede mną. — Choć dzidziu, zawiążemy ci butka. — Tak jak powiedziała, to zaczęła robić. Poczułem się trochę jak dziecko. — Nic się nie stało, jesteś źle poinformowany. Słuchaj czasem plotek. Cooper jest gdzieś tam w innym mieście na gali z wystawami artystycznymi. Dzisiaj już powinien być. — Skończyła zarówno wypowiedź, jak i zawiązywanie sznurówki.
        — Oooch — szepnęła uroczo Rose. — Nasz Jackson się stęsknił.
        — Nieprawda — warknąłem, chociaż dobrze wiedziałem, że dziewczyna ma rację. Cóż... tak jakoś.
        — Z tego co opowiadałeś, zareagował całkiem nieźle. Skąd więc ten strach? Ooch, zależy ci! — Tym razem przedrzeźniała mnie Tamara. Co jest, mają spisek, czy co?!
        — Bardzo zabawne. Po prostu jest seksowny.
        — Jak chcesz. — Obie wzruszyły ramionami. — Wpłaciłeś już kasę za wycieczkę?
        — Jaką wycieczkę? — spytałem wyrwany z kontekstu.
        — Obudź się. Jedziemy za tydzień na sześć dni, tak klasowo. Zwiedzanie, pływanie w morzu i oczywiście imprezowanie — szepnęła z ekscytacją.
        — Racja. — Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad czymś. A może dałoby się jeszcze bardziej ulepszyć tę wycieczkę? Gdyby tak... — Dzisiaj gadamy na ten temat z wychowawczynią, co nie?
        — Tak, a co? Kolejny sprytny plan? — spytała Rose, podchwytując nutę tajemniczości.
        — Pogadamy później, bo za pięć minut dzwonek. — Naszą wymianę spojrzeń przerwała Tamara. — Mamy chemię. Na pewno chcecie się spóźnić?
        — Pogadamy później — odparłem zgodnie z przyjaciółką. Nauczycielka tego przedmiotu była istną zmorą. Raz niemalże wylałem sobie na dłoń żrący kwas. Oczywiście zamiast współczucia mało brakowało, żebym jeszcze oberwał od niej. Skończyło się oczywiście na uwadze za niesłuchanie nauczycielki (ktoś jej słucha z powodów innych niż strach?), nieprzestrzeganie zasad pracowni (ktoś je w ogóle zna?) i nieostrożność przy używaniu substancji niebezpiecznych. Genialnie. Swoją drogą to ten kwas chyba jej samej się kiedyś na mord... twarz wylał. Zdążyłem ją znienawidzić w pierwszych dwóch tygodniach od rozpoczęcia nauki w tej szkole.

✖✖✖✖✖✖

Nasz Jackson w końcu posunął się do odważniejszych środków. :D
Taka tematyczna piosenka w tle [Lolly]. :p

7 komentarzy:

  1. Nie mogę doczekać się wycieczki znając ciebie będzie ekstra dobrze,że Jekson ma takie przjaciółki dobrze by było gdyby Jecsson wzbudził zazdrość nie podobało mi się ,że Rajan nazwał Jecsona męską dziwką i czemu Jecson nie pojechał na konkurs z Rajanem przeciesz ma talent pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło czyta się takie rzeczy z rana ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde.. dziewczyno. jestes lepsza w pisaniu niz nie jeden pisarz ksiazek erotycznych. wierz mi, sporo juz ich przeczytalam. a jeszcze wiecej przeczytam. cos czuje ze J chce swojego ulubirnca na wycieczce jako opiekuna. a i pan C ma juz podobna historie w swoim zyciu, w sensie uczen-nauczyciel. przepraszam za bledy, ale pisze z tel. weny i czekam na kokrjne rozdzialy rowniaz na TMYSS. mam nadzieje ze dobrze napisalam skrot
    pozdraeiam K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę dużo dla mnie znaczy, no bo porównywać mnie do ludzi, którzy coś wydali... Naprawdę dziękuję za te słowa!

      Usuń
  4. dobre, mam nadzieję, że na wycieczkę pojadą razem

    OdpowiedzUsuń
  5. :) Wow. Fajna historia. Lubię twoje opowiadanie, ponieważ jest dynamiczne, akcja szybko się rozwija a bohater ma niestandardowe pomysły :P. Oby tak dalej. Będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    Jason wykonał krok, och ta panika, ze może się pospieszył cudowna, coś mi się wydaje, że chce aby Rayan był na tej wycieczce....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń