08 sierpnia 2016

11. Poranek.

       Poczułem dziwne drętwienie w ręce, które z początku zignorowałem, ale po chwili zaczęło mi ono doskwierać. Przebudziło mnie to niestety, ale nie na tyle, żebym otworzył powieki. Poczułem cholerny ból głowy i pewnego rodzaju duszność. Jakbym miał gorączkę czy coś w tym stylu. Było mi duszno, niedobrze, wszystko mnie bolało. W tej chwili nienawidziłem życia i tego, że obudziłem się. Jedyne o co błagam, to aby to uczucie przeszło.
       Zacząłem zastanawiać się nad powodem swojego samopoczucia, to było naprawdę zjebane. Wtedy dotarło do mnie, że poprzedniego wieczoru przecież balowałem na plaży. Jednak na ten moment pamiętałem jeszcze niewiele. Mówiłem już, że napieprza mnie głowa?
       Otworzyłem w końcu oczy i jakoś tego pożałowałem. Leżała przede mną dziewczyna w dodatku prawie całkiem rozebrana. Nie dość, że przytulałem się do niej mocno i jej ciało ogrzewało mnie, to jeszcze przykrywała nas kołdra. Tego nie dało się wytrzymać. Swoją drogą nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś obudzę się przy nagiej dziewczynie.
       Godzina. O cholera, która była godzina. Sięgnąłem wolną ręką do telefonu, odblokowując go. Gdy zobaczyłem wczesną porę, miałem dylemat, czy czuję bardziej ulgę, czy szok. Na szczęście było trochę przed śniadaniem, ale i jakim cudem już się obudziłem. Możliwe, że przez ten cholerny gorąc. Jeśli o cieple mowa, nie wytrzymam tego. Odkryłem się ostrożnie, wolno wychodząc z łóżka. Ostrożnie wysunąłem spod niej rękę, na co dziewczyna tylko przekręciła się na plecy, dalej śpiąc. Zacząłem rozmasowywać rękę, podchodząc do okna i uchylając je.
       Dokonując oględzin pokoju, zauważyłem, że łóżko Ethana wciąż było pościelone, czyli nie spał tutaj. Może to i lepiej. Poszedłem do łazienki za potrzebą, zauważając przy tym kropelki na lustrze, co oznaczało, że musiało być ono zaparowane. Obca osoba nie przyszłaby brać prysznicu w naszej łazience, a dziewczyna wydawała się nie być do tego zdolna. Czyli jednak chłopak musiał tutaj przyjść. Cholera wie co sobie pomyślał o sytuacji jaką zastał w pokoju. W końcu nie wiedział, że po prostu zaopiekowałem się dziewczyną.
       Przyłożyłem dłoń do ust, chuchając, na co niemal zwymiotowałem. Jasna cholera. Sięgnąłem po szczoteczkę, nakładając na nią pastę, po czym zacząłem szczotkować zęby. Bez tego nie przeżyję dłużej. Albo własnym oddechem upiję się na nowo. Kolejną rzeczą, bez której nie dam rady wytrwać to prysznic. Muszę wrócić do normalnego trybu życia. Koniecznie. Patrząc na swoje oczy to zaczynam żałować, że nie jestem dziewczyną i nie mogę nałożyć tego czegoś pod oczy. Nie wiem jak one to nazywały. W każdym razie zakrywało to oznaki niewyspania się pod oczami.
       Nie minęło zbyt sporo czasu, gdy orzeźwiony już wyszedłem z łazienki z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Dziewczyna i tak spała, a ja zapomniałem zabrać bokserek z szafki. Stanąłem nagle, gdy ktoś dość szybkim tempem przeszedł obok mnie, a po chwili usłyszałem charakterystyczny dźwięk wymiotowania. Hm, chyba jednak się obudziła. Czy naprawdę wyglądałem tak źle, że zwymiotowała na mój widok? No nie przesadzajmy. Nie jestem aż tak okropny. Postanowiłem, że przejdę się do niej, ale dopiero po założeniu bielizny. Jeszcze mi ręcznik spadnie i kolejny raz biedna zwymiotuje.
       — Za dużo, co? — zagadnąłem, gdy po przebraniu się w bokserki przekroczyłem próg łazienki. Poczułem się odrobinę głupio, ponieważ dziewczyna klęcząca przy sedesie nadal nie miała na sobie koszulki. Chwyciłem tą, którą miałem wcześniej na sobie i położyłem ją na plecach dziewczyny, tak jakby zakrywając ją.
       Niebieskooka niepewnie popatrzyła na mnie kątem oka, pesząc się i dalej patrząc w muszlę klozetową. Wyglądała na naprawdę zagubioną i zawstydzoną. Widocznie pierwszy raz musiało jej się przydarzyć coś takiego. Założyła na siebie koszulkę, robiąc to widocznie nieśmiało.
       — Przepraszam — szepnęła cicho z chrypką, chwytając papier i ponownie przecierając usta. — Serio... ja... O Boże, czy my...? — zapytała, a ja dostrzegłem jej lekko przerażony wzrok. Odetchnęła drżąco, a ja w jakiś sposób odczułem, że zaraz może się rozpłakać. To musiała być dla niej nowa sytuacja.
      — Nie, nie martw się. Nie spaliśmy ze sobą — mówiłem szczerze, pomijając wspominanie o jej zachowaniu i tym jak bardzo chciała uprawiać seks. Nie chciałem na dzień dobry robić jej więcej wstydu.
       — Jeju... jak mi głupio... — mruknęła lekko płaczliwie, zakrywając dłonią twarz. — Ja naprawdę nie chciałam... Dlaczego tutaj jestem? Ja nic nie pamiętam... Moja głowa — jęknęła, opierając czoło o kafelki.
       — Trafiłaś do spoko osoby, nikt się nie dowie, że tu byłaś. Nie musisz się wstydzić, jest w porządku. Ale nigdy więcej nie pij tak dużo. Wybrać klasową imprezę jako pierwszą okazję do upicia się do zgonu to głupota. — Wyszedłem z pomieszczenia, otwierając torbę i szukając w niej potrzebnej rzeczy. Po chwili wyjąłem opakowanie, zabierając z niej jedną tabletkę. Po drodze chwyciłem butelkę z piciem, wracając do dziewczyny i pokazując jej przedmioty. — To na ból głowy, weź, naprawdę. Powinno pomóc.
       — Dzięki — szepnęła, biorąc tabletkę i butelkę. Wydawała się być naprawdę speszona moją obecnością, a ja czułem się nieco nietypowo z tego powodu. — Dlaczego tu jestem?
       — Wypiłaś za dużo. Że tak powiem straciłaś kontrolę nad sobą i inne takie, zaczęłaś robić coś głupiego, chcieli cię jeszcze namawiać do dalszego picia, ale wyglądałaś serio źle, więc uznałem, że zabiorę cię stamtąd. Jakaś taka obawa, że dzisiaj miałabyś jeszcze gorszy zgon.
       — Jesteś... miły — powiedziała, po tym jak przełknęła tabletkę na ból głowy. — Znaczy, wiesz, mam na myśli dzięki za pomoc, żeby to jakoś dziwnie nie zabrzmiało...
       — Nie ma problemu. — Poczułem się jakoś urażony, czy to dziwne, że byłem miły? A miałem nie być? A może w jej oczach nie byłem. Muszę się kiedyś zastanowić jak rówieśnicy właściwie reagują na mnie. Chociaż w sumie dziewczyna była cicha, pewnego rodzaju inna grupa klasy. Wiecie, takie podziały, popularni, kujony, zwariowani i tak dalej. — Zaraz będzie śniadanie, nie chcę, żebyś pomyślała, że cię wyganiam, tak uprzedzam. Tylko musimy się zbierać, bardzo ładnie wyglądasz w mojej koszulce, ale to chyba nie to ubranie, w którym chcesz wejść na jadalnię — zaśmiałem się cicho, chcąc rozluźnić atmosferę.
       — Tak, masz rację — odparła, uśmiechając się lekko i spoglądając na mnie. — Ja... potem ci ją oddam, tylko wiesz, chcę jakoś pójść do pokoju... a pewnie nie ma tutaj mojej koszulki.
       Pokiwałem głową ze zrozumieniem, ponownie posyłając jej przyjazny uśmiech. Zacząłem zastanawiać się, czy sam byłem już przygotowany do śniadania. Mój oddech był już znośny, ciało także, a głowa przestała tak rwać. Wciąż nie wiedziałem gdzie był Ethan, więc musiałbym go w końcu znaleźć i pogadać z nim. Nie miałem jeszcze dzisiaj miłej rozmowy z Ryanem, a to tym bardziej było smutne. Może mógłbym wejść na salę, podejść do niego i wolnym ruchem usiąść mu na kolanach. Siedzenie wtulonym do Coopera, jedząc przy tym śniadanie. Cholera, moje emocje by tego nie zniosły. Gdyby jeszcze zsunął dłoń na mój krok, zaczynając ściskać równomiernie, zadając mi w ten sposób pewnego rodzaju przyjemność...
       Dość. Nie te myśli. Mam teraz inne rzeczy do roboty. Zacząłem rozglądać się, próbując przestać myśleć o mężczyźnie. Telefon. Zadzwonię gdzieś, gdzie powinienem już wcześniej, tylko mi się nie chciało. Tak, to dobry pomysł.

       — Tak, podoba mi się tutaj, mówiłem ci już o tym. Wciąż masz wątpliwości nawet po tym, jak zacząłem skakać z radości? — zapytałem ciocię z lekkim uśmiechem, zbliżając się do schodów. W jednej ręce trzymałem smartphone'a, drugą trzymając się barierki, schodząc wolno. — Nie będę rozmawiał na ten temat przez telefon — mruknąłem ciszej z lekkim zawstydzeniem. Nie miałem zamiaru rozmawiać teraz o byciu grzecznym, ludzie no, nie jestem dzieckiem. Przesadza, przecież nie upiję się, budząc przy losowej osobie w łóżku. Chociaż... a no tak.
       Po chwili w końcu rozłączyła się, a ja mogłem w spokoju schować do kieszeni telefon i udać się na śniadanie. Właściwie odrobinę trzymało mnie jeszcze po wczoraj, więc myślenie o jedzeniu przyprawiało mnie o mdłości, ale musiałem coś zjeść. Popatrzyłem w kierunku szwedzkiego stołu, zastanawiając się. Przygotowałem sobie na talerzu kanapkę, biorąc do tego kubek herbaty. Tyle zdecydowanie wystarczało.
       Podszedłem do stolika, gdzie zwykle siadaliśmy. Tak też było tym razem, na miejscu były już dziewczyny i Ethan. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się nietypowo widząc go. Chodzi o to, że... było mi głupio? Zawstydziłem się? Cholera, ja się nie wstydzę, nie mogło o to chodzić. Dobra, czasem się wstydzę, ale rozumiecie. Bardziej było to jakbym był małym dzieckiem, które zrobiło coś bardzo złego i ma teraz usiąść z rodzicami przy stole. Żebym nie potrafił wyrazić własnych uczuć to już serio zabawne.
       Usiadłem obok niego, witając się krótkim „cześć”. Ethanowi chyba nie służył alkohol. Wyglądał na dziwnie zmarnowanego, a przed sobą trzymał tylko kubek, pocierając jego powierzchnię kciukiem. To przez alkohol? Widok jaki zastał rano? Nie bądźmy śmieszni, to by mu nie mogło popsuć humoru. Nie ma szans. Może nie lubi dziewczyn i zniechęciła go jej obecność? Może był zły, że go zostawiłem? Ja pierdole, chłopak ma pewnie kaca, a ja panikuję jak zakochana nastolatka. I jeśli o zakochanych mowa, właśnie usłyszałem głos jednej takiej.
       — Jak ci minęła noc? — zapytała Rose z nutą sugestii w głosie, odkładając akurat kanapkę z serkiem.
       — Nie martw się, miałem gumki. Chyba nie pękła — odparłem całkiem normalnym tonem, spoglądając na nią. Jednak wiedziałem, że mój wyraz twarzy pewnie zdradza lekkie rozbawienie, dzięki czemu mogła domyślić się kłamstwa. Często zdarza nam się tak żartować.
       — Rozumiem tak mocno, że mogła pęknąć? No to nazwiemy dzidzi Junior Jackson — kontynuowała rozmowę, uśmiechając się lekko. — Obstawiam, że będzie bardzo lubił ssać smoczki — mówiła z charakterystycznym akcentem na sugestywne słowo. — Po tacie — dodała, szczerząc się.
       Zwęziłem powieki, uśmiechając się ironicznie, domyślając się co dziewczyna miała na myśli.
       — Jak zwykle kochana z ostrym językiem, uważaj, bo nim kiedyś pokaleczysz kogoś przy lizaniu. — Utrzymywałem z nią kontakt wzrokowy, gdy nagle przerwała nam siedząca obok Tamara.
       — Romantyczne podrywy, ale czy naprawdę potraficie o tym mówić przy jedzeniu? — zapytała, podpierając policzek na dłoni. Wyglądała na dość zmarnowaną, ale to akurat nie dziwiło mnie. Gdy przesadziła z alkoholem zawsze tak wyglądała.
       — A może Rose ma fetysz do śniadania? Dyskryminujesz ją? — zapytałem, kierując na nią wzrok.
       — Oczywiście, że nie. Zapamiętam, gdy będę jej pomagała przy śniadaniu. Ale próbuję to zjeść, a wyobrażenie ssania smoczka nie ułatwia mi tego. Spójrz na biednego Ethana — mruknęła, wskazując na wspomnianego chłopaka. — Jego wyraz twarzy odzwierciedla pełnię niechęci do życia, gdy was słucham — zaśmiała się, ale ten dźwięk był jakby senny i zmęczony. Zauważyłem przy okazji, że wspomniany nastolatek uśmiechnął się lekko, co było dość dobrym znakiem.
       — O, to ten, smacznego — powiedziałem uprzejmie, a następnie uśmiechnąłem się, co też zrobiła dziewczyna. — Właśnie, Ethan, o której doczołgałeś się do pokoju, że nie było cię całą noc? — zapytałem, patrząc na niego. Był ubrany w ciemną koszulkę, mając lekko podkrążone oczy. Właściwie wyglądał uroczo. Dlaczego czasem zmęczona, czująca się jak rozjechana i wrzucona na rollercoaster, nie śpiąc od kilku tygodni osoba potrafi wyglądać uroczo. Chociaż w sumie to zależy od urody. Na przykład wujka w takim stanie raz to się przestraszyłem.
       — Byłem u dziewczyn — odparł, głową wskazując na siedzące z nami nastolatki. — Wiesz, nie chciałem ci przeszkadzać — mówił, uśmiechając się lekko. Właściwie brzmiał niby normalnie, ale nie potrafię określić czy zmęczony, czy bardziej speszony. A może jeszcze coś innego.
       — Zaraz tam przeszkadzać, mógłbyś się przyłączyć. — Utrzymałem z nim przez chwilę kontakt wzrokowy, zastanawiając się, czy wziął to za żart, czy mówienie serio. — A tak poważnie, kompletnie nic nie zaszło, ja ją po prostu odprowadziłem, upiła się jak cholera. Potem zaczęła się do mnie tulić i sugerować nietypowe rzeczy, ale — urwałem, gdy mój wzrok zatrzymał się na kobiecie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jednak troszeczkę nie podobało mi się jej bliskie zachowanie co do Ryana. Mojego Ryana. Okej, jeszcze nie mojego. Chociaż właściwie mojego, zająłem go niedawno, przepraszam bardzo.
       — ...ale? — zapytał Ethan, podążając za moim wzrokiem, jednak nie bardzo rozumiał o co chodziło.
       — ...ale... czekaj, źle zacząłem zdanie... — mówiłem, wciąż patrząc w to miejsce w rogu pomieszczenia. — Bo ona... zaczęła tam się źle zachowywać... — kontynuowałem właściwie bezmyślnie, jednak widok jak przyjacielsko musnęła jego policzek, jakoś załamywał mi głos. To było przyjacielskie, na pewno, jednak ej. Moje, tak? No nie moje, ale moje.
       — Jackson, wyglądasz źle, na pewno wszystko w porządku? Chyba jesteś przeziębiony... — zaczęła Rose, ewidentnie chcąc uratować jakoś sytuację. Musiała się domyślić na co, a raczej na kogo patrzyłem, ale pomyślała też o obecności Ethana, który o niczym nie wie.
       — Oww... — mruknąłem, pochylając głowę. Przejechałem dłonią po włosach, robiąc głęboki wdech i przymykając oczy. Wyprostowałem się następnie, unosząc kącik ut do góry. — Przepraszam, za bycie chwilowym zombie, ale poczułem się kiepsko. A jak zaczyna mi być nie dobrze, to wolę się tak właśnie zaciąć, niż zwymiotować — wyjaśniłem, biorąc następnie łyka herbaty. — Widocznie trzyma mnie po tamtym, jak wymiotowałem i w dodatku alkohol wczoraj.
       — Okej, czyli na pewno wszystko dobrze? — spytał chłopak, mając lekko zmartwiony głos i wpatrując się we mnie.
       — Tak, tak. Wracając, poważnie nie robiliśmy nic, gdybym coś planował, możliwe, że dałbym ci jakiś znak, czy wysłał sms. — Pochyliłem się w jego stronę, znów patrząc na jego fascynujący kolor tęczówek. — Ethan? Spójrz mi proszę w oczy — szepnąłem.
       Nastolatek przez chwilę wahał się, będąc nagle mocno speszonym. Niepewnie jednak utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, unosząc pytająco brew. Uchyliłem lekko usta, specjalnie robiąc pewnego rodzaju napięcie zanim coś powiedziałem.
       — Następnym razem wskocz mi do łóżka i lepiej miej gumki — powiedziałem nieco szybciej, na sam koniec uśmiechając się szeroko. Ethan momentalnie zaśmiał się, odwracając głowę. Oparł łokieć na stole, przykładając następnie dłoń do czoła.
       — Jackson, ty idioto — mruknął z rozbawieniem, a ja również pozwoliłem sobie na cichy śmiech, spoglądając na dziewczyny. Gdy zauważyłem ich miny, które ewidentnie wskazywały próbę powstrzymania się od śmiechu, uniosłem dwa kciuki w górę, szczerząc się.

       Leżałem na ławce, mając przymknięte oczy. Całkiem sam, za budynkiem, słuchając fal. Oddychałem spokojnie, rozkoszując się tą chwilą. Rzadko kiedy lubiłem tak spędzać czas, ale momentami było to naprawdę przyjemne. Poleżeć w ciszy i pomyśleć nad wszystkim. Czy może raczej obudzić w sobie duszę filozofa i zadręczać swój mózg głupotami.
       Było już trochę po dziewiętnastej, a słońce nie świeciło już tak bardzo. W okolicy nie było zbyt dużo osób, większość plażowiczów wróciła już do siebie, a pozostali bawili się w morzu nieco dalej. Dzień minął zwyczajnie i całkiem fajnie. Poszliśmy na miasto trochę pozwiedzać, Rose obudziła w sobie chęć ciągłego fotografowania, więc nie zliczę ile zrobiła mi już zdjęć. Ethan był już bardziej pogodny, co jakiś czas żartowałem z nim i robiliśmy sobie selfie. Tamara także jako tako wyzdrowiała, dzięki temu czemuś pod oczy i pudrowi wyglądając na bardziej żywą. Niektórzy z grupy wyglądali jakby nie spali z kilka dni, łatwo dało się zauważyć kto ładnie zaszalał wczoraj.
       Jeśli już w temacie świrowania, zamieniłem też parę słów z Lisą. Wciąż była bardzo, ale to bardzo speszona. W ogóle miałem wrażenie, że próbowała nie wyróżniać się z tłumu, być wesołą, ale jak widać kiepsko jej to szło. Musiały dręczyć ją myśli o tym, co wyprawiała po alkoholu. Może bała się, że ktoś też wszystko pamięta i wyśmieje ją. Na razie jednak na szczęście nic takiego nie zdarzyło się.
       — Śpisz?
      Usłyszałem cichy głos, na co otworzyłem oczy. O wilku mowa, dziewczyna akurat stała teraz nade mną, uśmiechając się lekko.
       — Coś się stało? — zapytała, marszcząc lekko brwi.
       — Odpoczywam od tych świrów — zaśmiałem się, patrząc na nią. — Jest serio w porządku, przyszedłem tu poleżeć i posłuchać morza, naprawdę zajebiste. A jak z tobą?
       — Też w porządku. Szłam właśnie do pokoju i zauważyłam cię, a to trochę nietypowe, że ktoś odpoczywa w ten sposób akurat na ławce i to samemu — mówiła, bawiąc się stopą w piasku. — Okej, to ja uciekam. Do jutra — powiedziała, unosząc następnie dłoń i lekko poruszając palcami.
       — Pa — rzuciłem wesoło, siadając następnie i patrząc za nią kątem oka jak odchodzi. Popsuła mi trochę aurę samotności. No nic, chyba też czas wracać. Odwróciłem wzrok w kierunku morza, przyglądając się falom. Może zostanę jeszcze chwilę? Cholera, piękny widok. I ten widok sprawia, że mam pewien plan. Związany z kimś bardzo seksownym i starszym ode mnie. Proszę, oby się udało.
       Drgnąłem nagle, gdy ktoś skoczył za mną, uderzając dłońmi o moje ramiona, ściskając je następnie. W dodatku jeszcze niemal krzyknął mi przy uchu cześć. Lekko poirytowany odwróciłem głowę, patrząc na jasnowłosego. Widok jego twarzy i dzień zniszczony. Menda, która chciała mnie utopić, nie zapomnę mu tego.
       — Czego mój jakże najlepszy przyjaciel chce ode mnie? — mruknąłem, chcąc ponurością zniechęcić go do rozmowy ze mną.
       — Przejdziesz się ze mną? — zapytał, uśmiechając się lekko. Jakoś nie podobał mi się ten uśmiech.
       — Czy to zaproszenie na randkę?
       — Może trochę. No chodź, nie bądź tchórz, nie wyglądasz na takiego.
       — To miał być jakiś tandetny komplement? — zapytałem, unosząc brew. Nie chciało mi się nigdzie iść, ale z drugiej strony ciekawiło mnie czego chce. Siedziałem jeszcze przez chwilę, zastanawiając się. — W ogóle po cholerę mnie gdzieś wołasz? Nie możemy pogadać tutaj?
       — No po prostu chodź — rzucił, oddalając się kawałek. — Nie za fajnie zaczęliśmy znajomość, chcę to naprawić.
       Mruknąłem coś pod nosem, wstając wolno. Coś nie bardzo wyglądało mi to na chęć zaprzyjaźnienia się. A może ten chłopak zwyczajnie był tak głupi i głupi, że cokolwiek mówił wydawało mi się irytujące? No dobrze, hamujmy się z uprzedzeniami. Zacząłem wolno za nim iść, zauważając, że w odróżnieniu od Garfieldowych spodenek teraz ubrany był całkiem ładnie. Czarne krótkie spodenki i brązowa bluzka nawet ładnie na nim wyglądały.
       — Pozwól mi to przeanalizować. Chcąc poprawić znajomość, zapraszasz mnie na romantyczny spacer po plaży, prowadząc gdzieś, gdzie nie znam okolicy i chyba nie wolno nam się tak bardzo oddalać? — mówiłem, idąc z nim teraz krok w krok. — Jeżeli wyskoczy na mnie twój kolega i zrobi mi żart, to masz wpierdol — dokończyłem zdanie, patrząc na niego. — Jeżeli wyskoczy twój kolega i mnie spróbuje pobić, to też masz wpierdol — znów wykonałem ten sam gest.
       — A jeżeli spróbuję cię pocałować? — zapytał, spoglądając mi w oczy.
       Zastanowiłem się chwilę, spoglądając na jego usta, następnie unosząc lekko kącik ust do góry, chcąc udać zainteresowanego tą propozycją.
       — Wtedy... też masz wpierdol — odparłem sztywno, mając już normalny wyraz twarzy. Chłopak zaśmiał się, a mi do głowy przyszła głupia myśl. Co się do cholery stało, że nagle to jakiś chłopak sugeruje mi coś takiego, a nie ja mu. Ten koleś mnie irytował.
       Dalsza droga minęła całkiem spoko, zacząłem z nim normalnie rozmawiać. Nie było tak źle, ale w skali od jeden do dziesięć chęci przyjaźni z nim wolałbym zostać aspołeczny. Ciekawe, czy ja też tak denerwowałem ludzi, tylko mi o tym nie mówili. Przez niego będę teraz stresował się przy rozmawianiu z kimś. Co do naszego spaceru, trochę nie podobała mi się trasa. Zamiast pójść na miasto, nie wiem, może wracać się, to my ciągle szliśmy dalej. Co gorsza, było tu mniej ludzi i w dodatku teraz szliśmy przy pewnego rodzaju wzniesieniu, gdzie przy skarpie stały dość spore kamienie. Chociaż przyznać trzeba, że widok był bardzo ładny. Zauważyłem, że zwalnia tempa, więc dostosowałem się. Pomyślałem, że może wracamy już, ale jak widać marzenia.
       — Pamiętasz, że jesteś mi coś winny? — zaśmiał się cicho, patrząc na mnie.
       — Przywalenie ci za to, że prawie mnie utopiłeś?
       — Niekoniecznie. Wiesz, jakoś... zwróciłeś moją uwagę. Może trochę gdzieś coś usłyszałem o tobie — zaczął, zatrzymując się i odwracając w moim kierunku. Nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków, ale trochę przeraziło mnie co mógł o mnie słyszeć. Od kogo. O czym. Jak to o mnie, o tym co robiłem i jaki byłem? Może za bardzo panikuję?
       — Rozumiem, że teraz poznam ten prawdziwy powód zabrania mnie tutaj?
       Czekałem grzecznie na odpowiedź, gdy stało się coś, czego za cholerę bym się nie spodziewał. Poczułem nagle jego usta na swoich, będąc plecami przyciśniętym do jednego z większych głazów. Przepraszam, co się właśnie odjebało? Byłem w takim szoku, że przez chwilę jakby odwzajemniałem pocałunek niepewnymi ruchami ust. Gdy poczułem jego język na wardze, szybko ocknąłem się. Odwróciłem głowę, próbując jakby odepchnąć go od siebie.
       — Nie wiem co sobie właśnie pomyślałeś — mruknąłem, próbując odepchnąć go od siebie. Trzeba przyznać, że miał nieco siły. — ale uznam, że tego nie było. I weź mnie kurwa puść — warknąłem, patrząc na niego.
       — Nie odsunąłeś się od razu — zauważył, nie ruszając się z miejsca.
       Poczułem się lekko zażenowany, ale i zawstydzony. Dobra, może przez chwilkę mi się podobało, ale to naturalny odruch tego, jaki jestem. I dominacja była nawet fajna, ale tutaj przypominałem sobie kim jest i nie chciałem tego. W dodatku przypominało mi to sytuację, jak raz miałem podobnie z pijanym gościem w klubie. Tylko że tamten był pijany, a ten widocznie zwyczajnie zjebany.
       — Byłem zwyczajnie zaskoczony. Miałem zamiast tego jebnąć ci? Nie mam zamiaru kontynuować tej chorej gierki, puszczaj mnie, bo pożałujesz.
       Zaśmiał się tylko lekceważąco, patrząc mi w oczy. Na jego miejscu naprawdę nie zaczynałbym. Szarpnąłem nadgarstkiem za który mnie złapał, próbując oddalić się, ale i nie panikować zbytnio. Straciłem nagle grunt pod nogami, gdy chłopak podniósł mnie, zaczynając całować wzdłuż szyi. Chwyciłem go za włosy, próbując oderwać od siebie.
       — Człowieku co ty odpierdalasz?! — warknąłem, zaczynając się denerwować. — Chyba mnie z kimś cholera pomyliłeś!
       — Nie krzycz już tak, nic ci nie robię — szepnął, pochylając się przy moim uchu. — Daj spokój, to tylko zabawa. — Przesunął dłonie na moje biodra, ściskając lekko. — Boooisz się? — przeciągnął głosem słowo.
       Nie bałem się, na pewno nie go. Może zaczynałem czuć się tylko bardzo niekomfortowo, był cholernie nachalny i za szybko sobie pozwalał na takie gierki. Zaciąłem się na moment, patrząc na niego, jednak myśląc o czymś kompletnie innym. W tym momencie, akurat w tym, do głowy przyszła mi głupia myśl. Nachalność. Czy ja... też byłem tak nachalny?
       Kolejnej rzeczy również nie spodziewałem się. Zrobił pewnego rodzaju obrót, zrzucając mnie nagle za siebie na piasek, na co dosłownie cudem minąłem przywalenia głową o kamień, gdy upadłem brzuchem na piasek. Usiadł mi pośladkach, próbując przytrzymać moje dłonie. Przez chwilę leżałem jak sparaliżowany, ponieważ uderzenie naprawdę zabolało mnie. Nie rozumiałem, czy robi sobie ze mnie właśnie żarty, czy on tak na poważnie. Kurwa, jak bardzo zjebanym trzeba być?!
       Przycisnął mi dłoń do ust, na co próbowałem ją oderwać. Nie ukrywając, zacząłem się troszeczkę bać. Chłopak zachowywał się, jakby naprawdę zdolny był do zmuszenia mnie. Pomachałem nogami, próbując podeprzeć się na ramionach. Zrzuciłem go mocnym ruchem na bok, ale ten zdawał się to przewidzieć, bo szybko złapał mnie, tak że przewróciłem się na plecy z nim. Leżałem teraz na nim plecami, na co Ricky mocnym ruchem owinął mnie nogami wokół bioder przytrzymując.
       — Dlaczego się tak rzucasz, przecież nic ci nie robię — zakpił, trzymając mnie mocno.
       — Zachowujesz się, jakbyś cholera wie co chciał mi zrobić. Pierdol się i mnie puszczaj!
       — A może to nie tylko chęci a zamiar? — szepnął z nieco przerażającym tonem.
       Złapałem z trudem wdech, gdy ramieniem chwycił mnie wokół szyi, zaczynając przyduszać. Ścisnął je bardzo mocno, co cholernie utrudniało mi oddychanie. Zacząłem bardziej panikować, chwytając jego rękę i próbując odepchnąć od siebie. Skończyły się żarty, to zaczęło być dziwne. Zaczynało mi powoli brakować tlenu, a szarpanie się nie przynosiło dotychczas skutków. Nagle wstał szybko, łapiąc mnie pod ramiona i ciągnąc za sobą, po czym przerzucił znów na brzuch. Napłynęła akurat fala, na co dostałem w twarz wodą morską i znów straciłem koncentrację. W tym momencie poczułem jego dłoń na głowie i przycisnął mnie nagle twarzą do płytkiej wody. Zachłysnąłem się wodą i odrobiną piasku, co było cholernie okropnym uczuciem. Zaciskałem powieki, ponieważ kontakt cieczy z moimi oczami był kiepski. Szczypało jak cholera. Zacząłem odruchem uderzać dłońmi, powodując chlapanie. Co jakiś czas przypływ wody tylko bardziej moczył mnie, a Ricky wciąż nie ustawał. Wolałem nie próbować nawet krzyczeć, bo tylko nałykałbym się więcej wody. Teraz naprawdę byłem przerażony.
       Popadałem coraz bardziej w panikę, utrudniając sobie tylko wydostanie się, bo nie potrafiłem na niczym się skupić. Dlaczego to robił?! Kim kurwa trzeba być, żeby zacząć robić coś takiego?!
       Uniósł nagle moją głowę, na co zacząłem kaszleć, mając przymknięte oczy i wypluwając wodę i piasek z ust. Złapałem głęboki wdech, nie myśląc teraz nawet o wyrwaniu się tylko o tym, by jak najwięcej oddychać.
       — Wheps, przepraszam — zaśmiał się, trzymając dalej mocno moje włosy, przez co znów dostałem falą po twarzy.
       — O co ci kurwa chodzi?! — warknąłem, łapiąc głębokimi wdechami powietrze.
       — Oj żartuję sobie tylko, nie spinaj się — zakpił, uśmiechając się. — Trochę mnie emocje poniosły. Może zaczniemy tę rozmowę jeszcze raz? — zapytał, kolejny już raz przewracając mnie na plecy. — Jesteś przystojny, nie okazuj też, że głupi.
       Popatrzyłem mu w oczy, spuszczając następnie wzrok na swoje biodra, na których ten debil siedział. Teraz woda oblewała mnie po karku i plecach, ale było to już o wiele bardziej znośne. Już miałem napluć mu w twarz, gdy nagle przyszło mi coś głupiego do głowy. Uspokoiłem się nieco, wręcz wymuszając to na sobie. Dam radę. Trzeba się jak najszybciej oddalić od tego pojeba.
       — Japierdole wyjaśnij mi jedno — warknąłem, mając jednak pewnego rodzaju lęk, że znów podtopi mnie. — Po co? Kurwa, po co?! Zdajesz sobie w ogóle sprawę jak się właśnie zachowujesz?!
       — Słuchaj, nie praw mi teraz morałów — powiedział łagodnie. — Chciałem normalnie, kulturalnie coś zaproponować, to zaraz się bulwersujesz.
       — Oj przepraszam, że zachowujesz się, jakbyś mnie miał zgwałcić! — Popatrzyłem mu w oczy i odrobinę pożałowałem. Sposób w jaki się uśmiechnął nie wiem, czy był celowy, ale nie sugerował nic dobrego. Nie skomentował nawet tego, jakby po samym spojrzeniu widać było, że to nie do końca tylko moje przypuszczenia.
        Zamiast miłej odpowiedzi, nagle przyłożył mi dłoń do twarzy, dociskając głową do piasku, po czym oblała mnie ta pieprzona fala. Ta dziwna cisza po słowach które powiedziałem. Do tego jego rozbawiony uśmiech. Żarty się skończyły, zaczynam się kurwa bać.
       Zadziałałem wręcz jak oparzony, prostując ręce i łapiąc go mocno za szyję, przyciągając do siebie. Zacząłem się szarpać, uderzeniem z kolana zrzucając go z siebie. Szybko usiadłem, zaczynając pluć wodą. Szybki czyn, nie miałem czasu na zastanowienie się. Przełamałem się do otworzenia oczu, mimo że piekły jak cholera. Zamachnąłem się, uderzając go pięścią w twarz, gdy próbował akurat wstać. Samemu za to podniosłem się. Odruchem z wściekłości kopnąłem go w brzuch, na co ten jęknął.
       — Nadal dobrze się bawisz?! — krzyknąłem, ponownie kopiąc go. — Już wystarczająco dotarło do ciebie słowo „nie”?! Uważaj z kim chuju zadzierasz — mruknąłem wrednym głosem, zaczynając iść wolno w tył. Nagle znów podbiegłem, kopiąc go tym razem w udo. Chłopak jęknął ponownie, łapiąc się za to miejsce.
       — Dobra, odpierdol się!
       Upadłem na kolano, łapiąc go za koszulkę i przyciągając do siebie.
       — Teraz to mam się odpierdolić? Wiesz co? Szkoda mi na ciebie słów. — Pchnąłem go na piasek, wstając następnie i zaczynając cofać. Starłem z twarzy resztki piasku, uspokajając się. Zacząłem mieć mętlik w głowie. Co to w ogóle miało być? Przyglądałem się mu, jak zwija się z bólu, oceniając, czy wyglądał bardzo źle. Praktycznie niemal nie było widać po nim śladów bójki.
       Odwróciłem się, idąc w kierunku z którego przyszliśmy, jednak po paru krokach zaczynając nienawidzić swojego charakteru i pieprzonego poczucia winy. Wróciłem się, stając nad nim. Posłałem mu wredne spojrzenie, a ten milczał, jakby ignorując mnie.
       — Co, zaskoczony?
       — Szkoda, że nie udało mi się zrobić ci większej krzywdy — odparł, następnie uśmiechając się.
       — Japierdole. — Popchnąłem go na bok, tak żeby upadł na piasek. Chęć pomocy, najgłupsza decyzja świata. — Powiesz mi kurwa po co? Ktoś ci kazał?!
       — Co? — spytał, patrząc na mnie jak na idiotę. Widocznie zrobił to z własnej woli. Ale czemu. To było zbyt dziwne. Chory, dziwny człowiek. Miałem ochotę dalej wyzywać go, uderzyć. Jednak coraz bardziej ponosiły mnie negatywne emocje, gdy schodził gniew i strach.
       Zacząłem już naprawdę wracać do hotelu. Nie miałem zamiaru się po niego wracać, humor mu dopisuje i wygląda na to, że śmieszek da radę sam wrócić. Szedłem tak kilka metrów, zaczynając znów czuć pieczenie oczu. Zamrugałem, po chwili czując, jak w kącikach zbierają mi się łzy. To przez słoną wodę, naprawdę. Nie cierpię tego uczucia. Pociągnąłem nosem, czując, jak pierwsza kropla spłynęła mi po policzku. Wziąłem drżący oddech, starając się nie myśleć o niczym związanym z przeszłością. Przetarłem wierzchem dłoni powieki, gdy łzy zaczęły utrudniać mi wyraźne widzenie. Załkałem i przygryzłem wargę, patrząc przed siebie. Durna słona woda...



Dzień dobry.
Wiem, nie było mnie bardzo długo. Przepraszam. Jeśli ktoś obserwuje mnie na Watt to wiecie, że staram się wracać do pisania. Nie było rozdziałów, bo było u mnie różnie z weną, czasem, czułam się szczerze odrobinę przytłoczona wszystkim, a to naprawdę utrudnia cokolwiek. Mam nadzieję, że styl pisania wciąż mam taki sam mimo tak długiej przerwy... I że wciąż interesują was przygody Jacksona.
Pozdrawiam!