31 grudnia 2015

10. Impreza.

       Przygryzałem wargę, bawiąc się nią i spoglądając w ekran telefonu. Odpisałem znajomemu na wiadomość, po czym poprawiłem się na łóżku, przybierając wygodniejszą pozycję i wracając do poprzednich zajęć, czyli nie oszukujmy się, leniuchowania. Przesunąłem palcem po ekranie, kontynuując przeglądanie Twittera, ale myślami odpłynąłem zupełnie gdzie indziej.
       Poprzedniego dnia zdarzyło się coś tak cudownego, że wciąż żyłem tym wspomnieniem. Na samą myśl o nagim Ryanie i tym, co wydarzyło się między nami, powodowało dreszcze na mojej skórze. Tak bardzo chciałbym powtórzyć tamten moment... i w sumie miałem taki zamiar. Nie ma mowy, aby skończyło się na jednym razie. Bądźmy szczerzy, nie zdążyłem się jeszcze w pełni zadowolić jego ciałem, zdecydowanie mi się nie nudził, a wręcz zachęcał do dalszych eksperymentów łóżkowych. Czując lekką gęsią skórkę uznałem, że lepiej będzie pomyśleć o czymś innym, zanim nagle w moich spodenkach zrobi się wybrzuszenie... a przecież obok był też Ethan i nie wypadałoby tak leżeć... a co dopiero załatwiać ręczne... nie ważne.
       Odczytałem kolejną wiadomość od Kingsleya, gdzie po raz kolejny pytał mnie czy pojawię się na wieczornej imprezie. Zdecydowanie miałem ochotę tam pójść. Zaplanowali, że wymkniemy się po północy na plażę i będziemy z procentami świętowali wyjazd. Szkoda przegapić takie wydarzenie.
       Najgorsze z poprzedniego dnia było, gdy Ryan skończył swoją pracę, ale było zbyt późno na zrobienie czegoś jeszcze, bo za kilka minut reszta miała wrócić z wycieczki. Pożegnałem się z nim szybkim pocałunkiem w usta, następnie bez słowa uciekając do swojego pokoju. Po ubraniu się musiałem leżeć w łóżku i udawać kiepskie samopoczucie, ale z poprawą. Do końca wieczoru odwiedzali mnie niektórzy znajomi z klasy i nauczycielki. Ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu Cooper nie pojawił się. Z nocą było dopiero ciężko. Nie potrafiłem oderwać myśli od świadomości, że naprawdę zrobiliśmy to i to w tym pomieszczeniu, na łóżku na którym leżałem.
        — Idziesz na imprezę? — padło nagle pytanie, które wyrwało mnie z zamyśleń i sprawiło, że lekko się zarumieniłem. Po prostu to takie nietypowe, gdy wyobraża się seks z kimś i ktoś nagle do nas mówi... takie wrażenie, jakby ta osoba mogła wiedzieć o czym myślę.
       — Tak, pewnie — odparłem szybko, kiwając głową.
       — Coś się tak speszył? — zapytał ze śmiechem. — Jackson, co ty przeglądasz na tym telefonie? — Uniósł brew do góry i uśmiechnął się sugestywnie, spoglądając na mnie. — Porno? Porno gify? — Poruszył brwiami, wciąż spoglądając na mnie tym wzrokiem.
       Posłałem mu ironiczny uśmieszek, włączając galerię telefonu i po niedługiej chwili szukania znalazłem erotyczny gif, gdzie jakiś chłopak trzymał w ustach członka partnera, poruszając głową w równym tempie i odwróciłem ekran w kierunku Ethana. Żeby było jasne, to taki tylko jeden gif na telefonie...
       — O Boże! — krzyknął, o mało nie spadając z łóżka i zamykając oczy, co było najwyraźniej specjalnie przesadzoną reakcją, bo tak naprawdę po chwili zaczął się śmiać. — Weź, nie rób tak nigdy — stwierdził z rozbawieniem. — To może ja pójdę się przejść, wiesz, nie będę ci przeszkadzał w ręcznych robótkach.
       Uniosłem kącik ust do góry, mrużąc powieki.
       — Nie, spoko, możesz tu być — powiedziałem niby spokojnie, następnie kładąc wolną rękę na krok, zaczynając rozpinać rozporek. Oczywiście był to tylko żart, bo raczej nie wyobrażałem sobie masturbować się przy nim...
       Czarnowłosy tylko ponownie zaśmiał się, ignorując to. Ciekawe, czy gdybym nie żartował to też by tu siedział...
       Wróciliśmy do swoich poprzednich zajęć aż po kilkunastu minutach Ethan usiadł nagle, przeciągając się. Stwierdził, że idzie się przejść i pogadać z kumplem na temat dzisiejszej imprezy, pewnie załatwić jakieś jedzenie i tym podobne. Przy wyjściu rzucił jeszcze żartobliwe „miłej zabawy”, spoglądając na mnie sugestywnie i zamykając drzwi. A żeby się nie zdziwił, że zacznę się sobą zabawiać...
       Pokręciłem głową, włączając jakąś gierkę na telefonie. Po przejściu dwóch poziomów obejrzałem filmik jednego z youtuberów, znów zajrzałem na Twittera, Tumblra i jakoś tak wyszło, że moja ręka powędrowała do krocza. No musiałem jakoś odreagować budzące się we mnie podniecenie na, chociażby drobną myśl o Ryanie. Odłożyłem telefon, wpatrując się w sufit i myśląc o naszym poprzednim dniu, powoli wsuwając dłoń do bokserek. Podrażniłem członka palcami, następnie chwytając go do ręki i odprężając się, przymykając oczy.
       Najwyraźniej to było bardzo głupim pomysłem. W ciągu sekundy usiadłem jakby ktoś huknął mi dzwonem kościelnym obok ucha, a rękę wyciągnąłem z bokserek, spoglądając w kierunku drzwi w zapewne obfitych rumieńcach. W progu stała Tamara, która weszła, powoli zamknęła drzwi, po czym huknęła śmiechem, prawie się przewracając. Skrzywiłem się jedynie i przekręciłem oczami, czując się porządnie zawstydzonym. Nie obraziłbym się, gdyby zaczęła pukać. Gdyby każdy zaczął pukać.
       — Wybacz, że ci przerywam — powiedziała z rozbawieniem, spoglądając na mnie sugestywnie.
       — Co chciałaś? — zapytałem, chcąc po prostu przejść do rzeczy. Oczywiście nie, musiałem jeszcze posłuchać o tym wstydliwym incydencie.
       — Ooch, jak ty się uroczo rumienisz — rzuciła przesłodzonym głosem, siadając na łóżku obok mnie. — Co to się stało, że jedziesz na ręcznym?
       — Wcale nie — mruknąłem, krzywiąc się. — Miałem rękę w spodniach i tyle. To takie trudne do zrozumienia?
       — Tłumacz się, tłumacz — stwierdziła rozbawiona, uśmiechając się do mnie szeroko.
       — No co, Al Bundy cały czas tak siedział i nikt pretensji nie miał — mruknąłem, udając na moment obrażonego na życie.
       — Kto? — spytała, unosząc brew, najwyraźniej nie bardzo pamiętając.
       — Al... ee... taki serial był... Dobra, mniejsza, pogadamy o tym kiedy indziej — stwierdziłem w końcu.
       — Czyli tak średnio masz czas? Bo wiesz, jesteś trochę zajęty — dodała z ewidentną sugestią w głosie.
       — No bardzo zabawne — odparłem, następnie wzdychając i kręcąc głową z uśmiechem. — Proszę. Zapomnijmy o tym incydencie, choć na chwilę... i powiedz, w jakim celu tu jesteś?
        — No dobrze, już dobrze. Nie obrażaj się, misiaczku — powiedziała okropnie przesłodzonym głosem, chwytając mnie za policzek i poruszając, jakby bawiła się z dzidziusiem, dlatego skrzywiłem się, odsuwając od niej głowę z niesmakiem, na co znów zaśmiała się. — Rose pomaga w organizacji jedzenia na imprezę i w ogóle, dlatego przyszłam do ciebie pogadać, po części i tak już dużo osób pomaga, a poza tym... chciałam zapytać czy plan zadziałał. — Wyszczerzyła się, spoglądając na mnie z rzeczywistym zaciekawieniem.
       Na mojej twarzy automatycznie pojawił się lekki uśmieszek i spuściłem głowę, gdy tylko pomyślałem o wczorajszym dniu. Oblizałem usta, następnie unosząc wzrok i napotykając rozbawione spojrzenie dziewczyny, która ewidentnie zdążyła się domyślić jak poszło. Przejechałem dłonią po włosach, wzruszając ramionami z uniesionym kącikiem ust.
       — Jesteś moją mistrzynią, naprawdę podziałało. Ryan nawet nie podejrzewał, że to jakaś ściema. A nasze spotkanie... było udane — powiedziałem spokojnie, na ostatnie słowo odwracając wzrok.
       — Kurczę, aż mi się wierzyć nie chce, że się udało... że to w ogóle się wydarzyło... Wiesz, to się wydaje takie nierealne — mówiła, ewidentnie nie wiedząc jak się wyrazić, gubiąc się we własnych słowach. Uśmiechnąłem się jednak i pokiwałem głową na znak zrozumienia, moje seksualne związki wydawały się wręcz nierealne. Jednak co poradzić, taki już byłem i nie zamierzałem się przed tym powstrzymywać. Jeżeli chcę uprawiać seks, będę to robił. Nie czuję jakichś wyrzutów sumienia, że jestem puszczalski. Nie zdradzałem, nie raniłem, doprowadzałem do przyjemności, czy to źle? — Tak w ogóle... jesteś przyjacielem Rose... może byś wiedział — zaczęła niepewnie, krążąc palcem po pościeli, wpatrując się w nią. Oho, wyczuwam pytania o gust. Boże dlaczego?
       — A ty jej dziewczyną, wiesz tyle samo, a może więcej niż ja — odparłem szybko.
       — Oj no, doradzisz mi. Jesteś jej przyjacielem, wiesz jakie lubi miejsca.
       — Jesteś jej dziewczyną, również znasz jej ulubione miejsca.
       — No weź, chcę ją zabrać na randkę jak wrócimy, a nie mam pomysłu dokąd. Pomóż! — rzuciła, wpatrując się we mnie maślanymi oczami.
       — Hoho, to tym bardziej, jesteś jej dziewczyną — akcentem specjalnie podkreśliłem to słowo — więc lepiej wiesz, gdzie chciałaby spędzić randkę.
       — Ale taka jest rola przyjaciół, mówią sobie najskrytsze sekrety, na pewno coś ci kiedyś powiedziała!
       — A co to ma do rzeczy? A ty jesteś jej dziewczyną i przyjaciółką zarazem, też dobrze wiesz! — wyjąkałem z rozpaczą. Naprawdę nie miałem ochoty doradzać jej w wyborze miejsca na randkę. Nie jestem Kupidynem i nie chodzę na randki. A w dodatku nie miałem pojęcia dokąd chciałaby pójść Rose.
       — Jackson, proszę, pomóż! — Wydęła wargę, wpatrując się we mnie ze smutkiem.
       — Przyznaj się, przyszłaś ze mną porozmawiać, bo chciałaś radę odnośnie do tej randki — mruknąłem, następnie wzdychając. — Tamaara, załamujesz mnie. Trafiłaś do najgorszego Kupidyna w mieście, jak ci zaplanuję randkę to już nawet czekoladki na przeprosiny nie pomogą, żeby to nadrobić — wymamrotałem, spoglądając na sufit z załamaniem. Gdy ta wciąż nie ustępowała, uśmiechnąłem się do niej szeroko. — Okej. Klub Go-Go dla lesbijek. Ładne laski, jest na co popatrzeć, może załapiecie się na trójkącik jak przekonasz Rose. Seksowna blondynka zrobi ci striptiz za dolary, a może nawet majteczki ściągnie, żebyś mogła...
       — Oj przestań! Teraz to się wygłupiasz! — Zgromiła mnie wzrokiem, uderzając lekko w ramię dłonią, po czym mimo wszystko zaśmiała się. — Nie udawaj, ja wiem, że gdzieś w głębi jest ta romantyczna część ciebie — powiedziała czułym głosem, z uniesionym kącikiem ust wpatrując się we mnie słodko i dziobiąc palcem w ramię. Westchnąłem głęboko, spoglądając za okno i zastanawiając się. Głupio się przyznać, ale nigdy w życiu nie byłem w związku. Nigdy nie byłem nawet na randce, która nie kończyła się seksem... Po prostu to wszystko wydawało mi się takie skomplikowane, stresujące, wymagające. Bałbym się wtedy spojrzeć na inną osobę, że partner bądź partnerka posądzi mnie o zdradę. Nie lubiłem jednak o tym rozmawiać, irytowało mnie, gdy Rose kiedyś próbowała zachęcić mnie do związku z kimkolwiek. Randki w ciemno to kiepska sprawa. Szczególnie, gdy przyjaciółka poznaje ci bardzo dopasowaną dziewczynę... taką miłą... wcale nie wpatrzoną w IPhone... która wcale nie robi ci zdjęć na Snapchat co pięć minut...
       — Dobra, podaj miejsca, w które chciałabyś ją zabrać. — Uśmiechnąłem się lekko, patrząc na nią. — Może mnie strzała amora trafi i wspomogę cię w wyborze.



       Wciąż jeszcze roześmiany po istnym sucharze kolegi w samotności wszedłem do pokoju. Właśnie przed chwilą skradaliśmy się po schodach, starając się zejść z nich niczym ninja, ale oczywiście temu idiocie musiało się przypomnieć coś głupiego, musiałem przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać, a towarzyszący nam chłopak potknął się na schodach przez zaciśnięcie oczu i wywołał lekki hałas. Impreza dopiero będzie się zaczynała, a my już zachowywaliśmy się jak pijani.
       Niestety, jak już ogarnęliśmy się, przypomniałem sobie, że zapomniałem Fanty, po którą przyszedłem, dlatego pobiegłem szybko na górę. Aktualnie już zacząłem rozglądać się, po chwili chwytając po ciemku butelkę z napojem i w ciszy opuszczając pomieszczenie. Po przekręceniu kluczyka spojrzałem w bok korytarza, dostrzegając wolno idącą w moim kierunku osobę. Z początku zaskoczyłem się, ale po chwili przeszedłem tymczasowy zawał, gdy zdałem sobie sprawę, że to Ryan. Stanął obok mnie, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej i unosząc wyczekująco brwi.
       — Cóż... pewnie nie lunatykujesz? — zapytałem cicho, uśmiechając się szeroko z zawstydzeniem, na co ten wciąż wpatrywał się we mnie tym samym wzrokiem, lekko kręcąc głową. — I pewnie nie będziesz udawał, że mnie nie widziałeś? — Ponownie pokręcił głową.
       — Mógłbym wiedzieć dokąd wybierasz się — urwał, spoglądając na zegarek na ręce — trochę po północy?
       — Idę na spacer — odparłem luźnym głosem, wzruszając ramionami.
       — Dużo pijesz na tym spacerze — stwierdził, wskazując wzrokiem na trzymaną przeze mnie dwulitrową butelkę.
       — No tak jakoś...
       — Co kombinujesz? — spytał, przestając owijać w bawełnę.
       — Nic. Po prostu spacer.
       — Wiesz, że nie możesz opuszczać ośrodka pod żadnym pozorem w tych godzinach. Jest cisza nocna.
       — Wiem, chciałem tylko odetchnąć. Na chwilę.
       — Jackson, nie kłam mnie. Wiesz, że powinieneś dostać naganę? I chyba mam wrażenie, że nie tylko ty robisz sobie dzisiaj "spacer". — Wykonał palcami w powietrzu cudzysłów, dając do zrozumienia, że ani trochę w to nie wierzy. Fakt, trochę głupia wymówka... ale w sumie, przecież mogłem chcieć się przejść. Nic w tym złego.
       Nie chciałem wpakować kolegów, chociaż wierzyłem, że Ryan to spoko gość i po prostu o tym zapomni. Po tym, co między nami zaszło raczej wątpiłbym w przestrzeganie zasad co do słowa. Znając go, pewnie po prostu droczył się ze mną, w głębi mając ubaw z tego, jak zakłopotany się czułem, próbując wytłumaczyć.
       Rozejrzałem się po korytarzu, tak na wszelki wypadek, po czym odwróciłem do Ryana z lekkim uśmiechem, kładąc wolną dłoń na jego klatce piersiowej, spoglądając w jego oczy.
       — Prooszę, nie widziałeś mnie tutaj. Pójdziesz ładnie spać, a mnie nigdy tu nie było.
        Spojrzał sceptycznie na moją dłoń, jednak starałem się wytrzymać presję chęci zabrania jej. Nie zareagował tak, jak ukrycie chciałem, czyli wiecie... dobra, nie ważne. Przynajmniej też nie zrzucił mojej ręki. Czyli wygrałem. Prawie. Ale wygrałem.
       — Czy ty próbujesz mnie targować? — zapytał z uniesioną brwią.
       — Niee... ale nie chciałbym też, żebym musiał. Pamiętasz ocenę? Powiedziałem, że nie robię nic z tych rzeczy w celach zyskania czegoś. No może w tym wypadku troszkę staram się być miłym — mówiłem, cały czas robiąc maślane oczka w jego kierunku.
       — Kurde, Jackson, łamię przez ciebie kolejne prawa. Jestem jednym z opiekunów i muszę mieć sytuację pod kontrolą, podczas gdy ty ewidentnie skradasz się, a po tym, jak usłyszałem już wcześniej kilka śmiejących się dziewczyn, przypuszczam, że idzie tam więcej osób.
       — No weź, a ty nie miałeś kiedyś siedemnastu lat? Nie podejmowałeś nigdy ryzyka? — Uśmiechnąłem się sugestywnie. — Na przykład wczoraj.
       — A jak coś wam się stanie?
       — Nic się nie stanie, zobaczysz.
       — Cholera, ryzykuję przez ciebie. Znowu — mruknął z desperacją. — Pracuję od niedawna, a już narażam się przez ciebie na stratę pracy kolejny raz. Zwolnij trochę, bo inaczej naprawdę stracę pracę szybciej niż ją zdobyłem.
       — Przepraszam — szepnąłem, czując się lekko winnym. Ale tylko trochę. Niby miał rację, ale przecież wiem, co robię. Nie raz uprawiałem seks z nauczycielem, nie raz robiliśmy klasową imprezę i nie tylko my. Mimo to, żeby jeszcze odrobinę podbudować go psychicznie, objąłem go nagle w pasie, na co tak jak chciałem zareagował głębokim zaskoczeniem, zastygając w miejscu.
       — Co ty... Jackson, co ty robisz? — zaczął z niepewnością, marszcząc brwi. — Próbujesz mnie przekonać dziecięcą metodą, tak? Jestem dorosły, przytulanka do mnie nie przemawia. Wciąż jestem na nie.
       Odsunąłem się od niego, dostrzegając błądzący na jego ustach uśmieszek rozbawienia. Byłem wręcz pewien, że uda mi się go przekonać. Odłożyłem butelkę na podłogę, następnie stając na palcach i przywierając wargami do ust mężczyzny. Tamten spiął się w zaskoczeniu, jednak powoli położył dłonie na moich biodrach. To było tak cholernie seksowne, że miałem ochotę olać imprezę i powtórzyć to, co zaszło między nami. Niestety Ryan popsuł moje marzenia, odsuwając mnie nagle od siebie.
       — Jesteśmy na korytarzu, przestań — mruknął lekko spanikowanym głosem, rozglądając się czy przypadkiem nikt nas nie zobaczył. Muszę przyznać, że teraz ja byłem lekko rozbawiony jego reakcją. — Nie myśl sobie, że to mnie przekonało — szepnął, przykładając pouczająco palec wskazujący do mojej klatki piersiowej, następnie przejeżdżając dłonią po swoich włosach. — Powiedz mi chociaż gdzie i po co idziesz.
       — Robimy imprezę na plaży, chcemy potańczyć i pobawić się, jako uhonorowanie wycieczki. No daj spokój, nie niszcz nam zabawy. A tak swoją drogą, jeszcze nie spałeś?
       — Nie, nie spałem i dzisiaj raczej szybko nie zmrużę oka. Nie dość, że stres nad waszym zdrowiem, to w dodatku wzięło mnie na wenę twórczą. Dlatego też tak późno usłyszałem te nastolatki. Od dwóch godzin robię szkice na płótnie.
       — To wiesz, możesz wrócić do swojej pracy, a ja do swojej — rzuciłem, puszczając do niego oczko. Mężczyzna przymknął oczy, zwężając usta w prostą linię. — I może porządnie się prześpij? Poza tym wiesz, jeśli będziesz spał, a ktoś z nauczycieli się dowie o imprezie, nie będą mogli ci nic zarzucić, w końcu spałeś. A tak będzie podejrzane, gdy na luzie będziesz sobie siedział.
       — Nic nie widziałem. Nic nie słyszałem. Nawet nie wiem, co tu robię — powiedział poważnie, następnie odwracając się. — Nie przesadźcie — mruknął, idąc przed siebie. Wpatrywałem się w niego uważnie, a gdy na moment odwrócił się, uśmiechnąłem się do niego szeroko z wdzięcznością. Gdy tylko zniknął za drzwiami, upewniłem się, że trzymam picie i pobiegłem na miejsce spotkania.



       Nie byłem pewien, ale prawdopodobnie minęła zdecydowanie godzina od momentu, gdy pojawiłem się na plaży. Zdążyłem już trochę wypić, ale mimo wszystko miałem pełną świadomość. Siedzieliśmy właśnie przy ognisku, śmiejąc się z głupich żartów znajomych, a w tle towarzyszyły jakieś zremiksowane piosenki, w końcu kumpel mógł pochwalić się umiejętnością na konsoli. Upiłem łyk piwa, gdy o mało nie oplułem się nim, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię na powitanie. Zakrztusiłem się, momentalnie odsuwając butelkę od ust, czując jak po brodzie ścieka mi charakterystyczna substancja.
       — Kurwa, Ethan — mruknąłem zirytowany, ale mimo to z rozbawieniem, gdy chłopak zdążył już usadowić się obok po turecku. Wytarłem usta, następie szturchając go, na co tylko rozweselił się bardziej.
       — Gdzie podziała się twoja laska? — zapytał, uśmiechając się szeroko. Po alkoholu jego uśmiech wydawał mi się zdecydowanie bardziej seksowny. Otrząsnąłem się, gdy zdałem sobie sprawę, że wpatruję się w jego usta zbyt długo, dlatego sięgnąłem po łyk z butelki, aby nie musieć spojrzeć mu w oczy... co ewidentnie byłoby sugestią pocałunku, a przynajmniej tak bym się czuł. Chociaż w sumie... Jackson, nie.
       — Moja laska? — odpowiedziałem pytaniem na pytanie, przełykając zawartość ust.
       — No wiesz, Rose. — Teraz zauważyłem, że trzymał w ręce piwo, które następnie otworzył i upił łyk.
       — A bo ja wiem. Może gdzieś tańczy? — Rozejrzałem się, poszukując przyjaciółki pomiędzy grupą nastolatków wygłupiających się. Wtedy dostrzegłem jak skacze w rytm muzyki, prawdopodobnie wykrzykując chwytliwy moment w piosence. — Mówiłem, moja laska robi striptiz przy głośniku — zaśmiałem się, wracając uwagą do prowadzonej właśnie rozmowy przez resztę osób. Z tego, co zrozumiałem, Sean opowiadał prawdopodobnie o sytuacji, z jaką spotkał się na ostatniej domówce. Pijani ludzie potrafią odstrzelić powalone rzeczy. Chociaż pod wpływem narkotyków są jeszcze śmieszniejsi, do teraz pamiętam sytuację, gdy kolega chodził wokół drzewa, jak twierdził szukając drzwi.



       — Alkoholik. — Usłyszałem rozbawiony głos nastolatka, który skoczył obok mnie na piasek. Aktualnie trzymałem rękę na ramieniu Rose, obejmując ją.
       — Ja? A w ręce kurwa Frugo z wodą święconą trzymasz? — odparłem ze śmiechem, spoglądając na trzymaną przez niego szklankę z zielonym drinkiem.
      — Żebyś wiedział — rzucił i upił łyk. — To którą Jackson dzisiaj przeleci? — zapytał, spoglądając kolejno na Rose, Tamarę i ich dwie znajome. Każdy spojrzał na niego z uśmiechem jak na idiotę.
      — Spieprzaj, dzisiaj nikogo nie przelecę. Zresztą, zanim rozpiąłbym Rose stanik to zdążyłaby złamać mi nos — mruknąłem niby zawiedziony, na co przyjaciółka z szerokim uśmiechem wtuliła się we mnie. — A ty jak co chwilę znikasz, to rozumiem każde zniknięcie to jedna osoba, którą przeleciałeś? — Poruszyłem sugestywnie brwiami, spoglądając na Rose, która cały czas tuliła się do mnie. — Te, co ty taka tulaśna? — Ona znów tylko zaśmiała się, wystawiając do mnie język.
       — Nie, ja też mam zamiar dzisiaj nikogo nie tykać. Pijemy, bawimy się, ale do tego nie trzeba pieprzenia, nie? — Odchylił się, spoglądając dalej w kierunku plaży, po czym z powrotem usiadł normalnie. — Ale ktoś chyba tego nie pojmuje. Słyszałeś, co tamci zrobili? — Upił drink, patrząc na mnie swoimi charakterystycznymi oczami. Pokręciłem głową, marszcząc brwi. — Stary, Rivers poszedł na miasto i jakieś dziwki przyprowadził. Laski nie dość, że uchlane, to jeszcze chyba nie tutejsze. Ciekawe czy w ogóle ogarniają co robią. W każdym razie przyprowadziły jeszcze kumpli, chyba są spoko. — Wzruszył ramionami, rozsiadając się wygodniej i spoglądając w kierunku morza. — Przyszedłem ogarnąć co tu za orgię robisz, że wszyscy tam a ty z laskami tu.
       — Cycki ogarniam — odparłem, uśmiechając się sugestywnie.
       — A co z „dotknij mi stanika a złamię ci nos”?
       — Weeź daj pomarzyć... Rose? — Spojrzałem na dziewczynę z bordowymi włosami, która ubrana była w czarny stanik z cienką, luźną bokserką narzuconą na to i krótkich dżinsowych spodenkach, dzięki czemu widoczny był jej tatuaż smoka na udzie.
       — Nie.
       — Ej, nawet nie zdążyłem zadać ci pytania. Idę przelecieć Ethana, zaczekasz? — Wyszczerzyłem się, ignorując kumpla, który szturchnął mnie w ramię z rozbawieniem.
       — W takim razie tak. — Odsunęła się, chwytając butelkę piwa wbitą dotychczas w piasku i upiła łyk. — Nie bądź za ostry, jeszcze mi go do seksu zniechęcisz — upomniała mnie, grożąc palcem.
       — Zapamiętam. — Wstałem, następnie wysuwając rękę do ciemnowłosego. — Chodź, nauczę cię co to znaczy uprawiać ostry seks.
       — Ta, chciałbyś — odparł, śmiejąc się tak jak pozostali i chwytając moją dłoń, dźwigając się i wstając.
       — No chciałbym, chciałbym — mówiłem, gdy zaczęliśmy iść w kierunku większej grupy nastolatków. — Nie mam gumek, więc nici z tego. Wybaczysz mi? — spytałem z uśmiechem, wskazując w kierunku nowych osób. — Chodź, ogarniemy kto tam w ogóle przyszedł.
       — Z bólem serca, ale wybaczę. — Pokiwał głową, spoglądając na mnie na moment z powagą. — Podobno Rivers był w klubie niedaleko i tak sprowadził ekipę.



       Odrobinę zakręciło mi się w głowie, ale mimo to wciąż śmiałem się. Oparłem głowę o dłoń, następnie przewracając się na plecy i chwytając za brzuch. Po chwili uspokoiłem się, powoli wstając, aby nie zwymiotować przez wymieszany alkohol. W uszach dudnił mi bas lecącej aktualnie piosenki, która powoli zbliżała się do końca. Chwyciłem podaną przez Tamarę szklankę, przechylając ją i wypijając zawartość, aż opróżniłem ją do końca. Pustą odstawiłem na miejsce, unosząc ręce do góry na znak, że dałem radę, co zostało uhonorowane wiwatem kilku rozbawionych osób.
       Usłyszałem zmianę piosenki, rozpoznając rytm utworu Aleksa Ferrari o charakterystycznym tytule Bara Bara Bere Bere, dlatego jak też kilka osób zacząłem klaskać z dopasowaniem, następnie śpiewając pierwsze słowa piosenki, do rytmu machając w górze zaciśniętą pięść. Klasnąłem, chwytając ze śmiechem dłonie Tamary, zaczynając tańczyć z nią. Po chwili nuciliśmy, wręcz krzywdząc biedne słowa piosenki, ponieważ mieszały nam się języki przez alkohol, a obcy język dopiero był ciężki w wymowie. Mimo wszystko w tym czasie nie wypiłem jeszcze aż tyle, a zresztą miałem mocną głowę więc czułem się całkiem trzeźwo, jednak procenty we krwi zrobiły ze mnie tradycyjnie imprezowicza.
       — A simo! Bara, bara, bara! Bere, bere, bere! — Prawie wykrzykiwała tańcząca ze mną dziewczyna, robiąc obrót, a następnie kręcąc biodrami i unosząc dłonie, tańcząc w ten sposób. Dotrzymywałem jej kroku, również tańcząc. W pewnym momencie do dziewczyny podbiegł Ethan, łapiąc ją na ręce, na co ta pisnęła. Odstawił ją szybko, zaczynając tańczyć do kolejnej piosenki tym razem Tacabro, Tacata.
       Tymczasem ja złapałem kręcącą się niedaleko Rose, stając za nią i chwytając jej ręce, zaczynając poruszać nimi do rytmu. Przyjaciółka zaśmiała się, w pewnym momencie z rozbawieniem specjalnie ocierając się o mój krok, po czym odwróciła się i bez dalszych podtekstów zaczęliśmy poruszać się w rytm. Zdecydowanie musiałem przyznać, że piasek odrobinę to utrudniał, ale jakoś dawaliśmy radę. Przybiliśmy piątkę, po czym złapałem ją za rękę, okręcając. Chwyciłem ją w pewnym momencie jak pannę młodą, okręcając się, na co ta ze śmiechem przybiła również piątkę ze swoją dziewczyną, która aktualnie również znalazła się w powietrzu.
       Po chwili z głośników pobrzmiewało Fly Project, Toca Toca, podczas gdy zacząłem tańczyć z kolejną osobą. Była to Andrea, koleżanka z klasy. Blondynka z krótkimi włosami, która ubrana była w zielone spodenki i jedynie czarną górę od stroju.
       — I see your eyes, every day, every night — zacząłem nucić, słysząc znajome słowa, na co dziewczyna zaśmiała się. Musiałem przyznać, że albo byłem pijany, albo poruszała się naprawdę dobrze. Odwróciła się do mnie tyłem, po czym zaczęliśmy tańczyć w ten sposób, cały czas o dziwo nie gubiąc rytmu. Chyba że tak tylko mi się wydawało.
       — Fajnie tańczysz — rzuciła dość głośno przy moich uchu, chcąc przekrzyczeć muzykę. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, następnie również odpowiadając szczerym komplementem.



       Po tym jak zaspokoiłem pragnienie, zacząłem rozglądać się za kimś bliżej znajomym. Dostrzegłem idącego powoli kawałek dalej Ethana, dlatego nie wiele myśląc zacząłem biec w jego kierunku, następnie wskakując mu na barana.
       — Kurwa, grubasie — mruknął ze śmiechem, wracając do utrzymania równowagi po tym, jak prawie wywalił się przez nagłe zachwianie jej. Odruchem złapał mnie za nogi, żebym nie spadł, odwracając głowę, żeby prawdopodobnie dowiedzieć się kto był na tyle genialny, żeby go wystraszyć. — No, Jackson, mówiłem, że grubas.
       — Ja nie jestem grubas, ty jesteś mięczak — rzuciłem, wystawiając do niego język. Puściłem go, unosząc ręce do góry. — Whohoo! — Po czym z powrotem chwyciłem się go. — No, widzisz, coś tam siły masz!
       — Bym się przez ciebie wyjebał!
       — Też cię kocham. — Złożyłem mokry pocałunek na jego policzku, na co on udał przesadne obrzydzenie, jak najbardziej odchylając głowę w bok, po czym z uśmiechem pokręcił głową. — Ciesz się, Jackson zaszczycił cię obecnością! I w końcu to ja wystraszyłem ciebie, a nie ty mnie — mówiąc to, zeskoczyłem na ziemię, stając obok. — Chodź, szukamy mojej dupci, bo nigdzie jej nie widzę.
       Ciemnowłosy pokiwał głową, następnie zaczęliśmy iść równym tempem właściwie przed siebie, a po chwili zaczęliśmy sobie dokuczać, po czym przepychać się i w efekcie znokautowaliśmy siebie nawzajem, lądując w piasku ze śmiechem jak idioci. Gdy uspokoiliśmy się lekko, Ethan usiadł, spoglądając na mnie z uśmiechem.
       — Co się tak patrzysz? — spytałem po chwili. — Musimy ci poszukać laski, bo odnoszę wrażenie, że jak zaraz kogoś nie przelecisz to niestety padnie na mnie.
       Rozbawiony uderzył mnie w ramię, następnie kręcąc głową.
       — Nie, nie mam w zwyczaju pieprzyć się na imprezach. Poturbowałeś mnie, zemdliło mnie i jeszcze średnio ogarniam co się dzieje i jak mam się skupić to trochę mi się mózg jebie. Jakbym miał teraz włożyć penisa w pochwę to bym chyba kurwa jaskrawego oznaczenia potrzebował.
       Parsknąłem śmiechem, przykładając dłoń do czoła i zaciskając powieki.
       — Co się idioto śmiejesz, to jest stresujący moment. Raz w życiu próbowałem pod wpływem alkoholu, parę miesięcy temu. Laska rozebrała się, nogi rozłożone, a Ethan co? Kurwa zemdliło mnie po wódce i pobiegłem do łazienki wymiotować. Jakie to było tępe — mruknął, załamany swoją głupotą i wytrzymałością organizmu, przykładając dłoń do czoła. Niestety mój głośny śmiech na pewno nie był dobrą oznaką współczucia. — No co no? Nigdy nie miałeś wpadki w łóżku? — spytał, spoglądając na mnie. Już chciałem odezwać się, gdy doszło do mnie w ostatnim momencie, że chłopak nie wie o mojej orientacji. A może powinien wiedzieć? Raz się żyje, walić to!
        — Łóżkowa nie, ale wpadka tak. Całuję się z ratownikiem w tej takiej budce, wszystko fajnie, a tu cholera wchodzi jakaś babcia, bo chciała się zapytać o jakąś głupotę. Co to było... Odwaliła nam referat na temat oddawania czci szatanowi, coś tam gadała o moralności i inne bzdety, a na koniec jak się zirytowałem i odpowiedziałem jej, to jeszcze dostałem klapkiem w głowę. Cholera, taka babcia to ma siłę.
       Ethan podobnie jak ja przed chwilą śmiał się z opowiedzianej przeze mnie sytuacji, a gdy ponownie przeanalizował to w swoich myślach, otworzył szeroko oczy, spoglądając na mnie.
      — Jesteś gejem? — zapytał ze zdziwieniem, unosząc brwi.
      — Nie jestem gejem, lubię cycki. Bardziej biseksualistą z naciskiem na homo. Czyli zazwyczaj facet, ale dziewczyna też może być — wyjaśniłem, następnie wzruszając ramionami.
      — No nieźle. Czekaj, ty z tym pieprzeniem mówiłeś do mnie na poważnie?
      Uśmiechnąłem się sugestywnie, unosząc brew.
       — A chciałbyś?
       Ethan zamrugał powiekami, odwracając wzrok z ewidentnym zacięciem. Uniósł lekko kącik ust do góry, po czym niepewnie wzruszył ramionami. Po chwili jednak pokręcił głową, spoglądając na mnie.
       — Nie... jakoś nie — odparł, na co zaśmiałem się, aby zapobiec niezręcznej sytuacji, co podziałało, bo z powrotem ciemnowłosy widocznie poczuł się swobodnie. — Ej, mieliśmy szukać twojej dupci.
       — E tam, pewnie zaraz przyjedzie. Idziemy po chipsy?
       — Jasne — rzucił, zaczynając wstawać.



       Przetarłem dłońmi oczy, następnie podpierając się rękoma. Zaczynałem czuć się powoli zmęczonym, chyba zbliżała się moja godzina odwiedzin łóżka. Impreza była świetna, ale zdecydowanie wlałem w siebie zbyt wiele procentów, co średnio odbijało się na moim samopoczuciu. Zaczynałem wręcz przysypiać momentami, co rzadko kiedy mi się zdarzało.
       Siedząc na chłodnym piasku spojrzałem w kierunku wygłupiającej się grupki osób. Co prawda umowa była jasna, pijemy tylko alkohol... ale miałem wrażenie, że nasi obcy znajomi załatwili trochę narkotyków. Na szczęście niewiele osób chciało używek, w końcu z tym wiązało się jeszcze więcej zagrożenia, przecież w końcu byliśmy na wycieczce szkolnej.
       Wsłuchałem się w rytm miksu DJ Koltsov, Storm. To był jeden z moich ulubionych utworów. Przymknąłem oczy, słuchając jej sobie w spokoju, gdy nagle z transu wyrwała mnie jakaś osoba.
       — Jackson, nie usypiaj — zaśmiała się Alex, klepiąc mnie w ramię. — Zabawa się rozkręca! — krzyknęła, uśmiechając się szeroko, po czym odbiegła trzymając w ręku butelkę piwa.
       — Łyka? — spytał siedzący obok kolega, pokazując mi butelkę. Pokręciłem jednak w odpowiedzi głową.
       — Ale dzięki. Mam dość, rano zdechnę, jak jeszcze jedno w siebie wleję.
       Chłopak skinął głową, samemu biorąc łyk alkoholu.
       Spojrzałem w kierunku krzyków i pogwizdywania, przekręcając oczami, gdy jakieś dziewczyny, w tym poznałem jedną z plasticzek naszej klasy, ku wiwatom chłopaków, zaczęły ściągać bluzki, a jedna nawet stanik. Mogłem się założyć, że zdecydowanie narkotyki dodały jej odwagi. Chociaż w sumie, po pijaku wszystko jest fajniejsze. Zamrugałem oczami, zdziwiony swoim stanem. No tak, te chwile przed snem zawsze trzeźwieję na tyle, żeby doczołgać się do łóżka.
       Zmarszczyłem nagle brwi, w tłumie większości nieznanych mi osób, prawdopodobnie tamtych przyprowadzonych nastolatków, dostrzegając inną koleżankę z klasy. Właściwie to jej nie znałem, nasza zamiana zdań najdłuższa dotychczas to chyba gdzie mamy lekcje i odpowiedź. W każdym razie dobrze wiedziałem, że Lisa nigdy w życiu nie zrobiłaby tego, czego świadkiem właśnie byłem. Była najcichszą, najspokojniejszą dziewczyną w klasie... podczas gdy teraz właśnie zdjęła stanik, tańcząc z jakimś kolesiem. Obcym kolesiem. Niby spoko, może być, jej sprawa... ale kurwa, ta dziewczyna nie będzie miała po tym życia. Ewidentnie była upita i lekko znarkotyzowana. Na to wygląda, że alkohol obudził we mnie cholernego obrońcę.
       Wstałem powoli, starając się nie zwymiotować, zaczynając iść w kierunku grupki, słysząc coraz głośniejszą muzykę z radia. Kurwa, moja głowa.
       — Mała, ale majtki też! — rzucił rozbawiony, starszy od nas nastolatek. Musiał to być jeden z przyprowadzonych chłopaków z imprezy nieopodal. Lisa zaczęła się tylko śmiać, w rytm muzyki kręcąc biodrami, unosząc w pewnym momencie ręce do góry. Starałem się, naprawdę starałem się nie patrzeć jej w skaczące cycki. Żeby nie było, odnotować, że się starałem.
       — Da-jesz, da-jesz! — wiwatował inny, a w tym momencie zauważyłem, jak wyjmuje telefon z kieszeni, odpalając aparat. Hola, no bez przesady.
       — Lis, co z tobą? — powiedziałem głośniej do jej ucha, gdy znalazłem się obok.
       — Jackson, skarbie! — Wyszczerzyła się, przygryzając wargę i puszczając mi oczko. Nie wierzę, że ona naprawdę to robi.
        — Koleś, spieprzaj stamtąd, kocica daje czadu! — krzyknął tamten z telefonem, ewidentnie rozbawiony.
       — Weź się ogarnij, co? Sam spieprzaj! — odkrzyknąłem, chwytając ją za nadgarstek.
       — Obrońca się kurwa znalazł! Zabawę psujesz, lala tańczy jak ulał! — Przyłożył palce do ust, następnie wygwizdując, na co ubrana topless brunetka wybuchnęła śmiechem, ponownie kręcąc biodrami.
       — Lisa, przestań — mruknąłem, nie mając ochoty na kłótnię. Chwyciłem ją na ręce, starając się nie przewrócić, po czym zacząłem iść w przeciwnym kierunku do chłopaków, słysząc za sobą negatywne komentarze i buczenie.
       — Co ty odpieprzasz?! — wrzasnął tamten z oburzeniem, ale po chwili znów się rozweselił.
       — Jackson, ale ja chcę tańczyć! — pisnęła rozbawiona dziewczyna, machając nogami. — Tamten chciał mi pokazać inną część plaży, muszę wrócić! — powiedziała zalotnie, lekko bełkotliwym głosem. Spojrzałem jej w oczy, dostrzegając dziwną zmianę w źrenicach.
       — Kurwa, czym oni cię nafaszerowali?
       — Puuuść mnie! — Zaczęła się głośno śmiać, obejmując mnie rękoma wokół szyi, przyciskając gołe piersi do mojej klatki piersiowej. Starałem się nie zwracać na to uwagi. Jakoś.
       — Nie widzisz, co zrobił z tobą alkohol? Boże, ja też tak robię? — Zastanowiłem się, tak naprawdę na tę chwilę nic nie pamiętając. Niby czułem się trzeźwo, ale kto wie, czy będę pamiętał coś z tego rano.
       — Chcę uprawiać seks, bardzo. Mogę ci obciągnąć? — rzuciła przez śmiech, jednak coś mi mówiło, że to nie był żart.
       — Nie, nie możesz. Nawet nie wiesz, jak bardzo byś tego rano żałowała — mruknąłem, idąc w kierunku pensjonatu. Tyle dobrze, że tamci dali mi szybko spokój, zainteresowani resztą koleżanek. A ja wciąż nie miałem pojęcia gdzie były Tamara i Rose. W dodatku straciłem z oczu Ethana. Kurwa, dlaczego muszę zaczynać czuć się trzeźwym?
       — Ale ja ci chcę obciągnąć!
       — Zachowujesz się jak dziwka, przestań. — Jej zachowanie naprawdę zaczynało mnie irytować, cały czas tylko śmiała się i rzucała erotycznymi słówkami. Niedaleko terenu pensjonatu postawiłem ją na ziemi, starając się uciszyć. Zdjąłem z siebie koszulkę, następnie zakładając ją na dziewczynę, aby zakryć jej piersi.
      — Mrau... Będziemy uprawiali seks? — Uśmiechnęła się szeroko, gdy zacząłem za rękę prowadzić ją do budynku.
      — Proszę bądź cicho. Nikt nas nie może zobaczyć — szepnąłem, zaczynając powoli rozpaczać. Jak niby miałem nie obudzić żadnego nauczyciela, ciągnąc roześmianą dziewczynę po korytarzach? Mogłem to jebać i ją zostawić na pastwę tamtych kolesi.
      — A wtedy będziemy uprawiali seks?
      — Kurwa — mruknąłem pod nosem, unosząc wzrok do góry. — Tak. Jeżeli będziesz cicho aż znajdziemy się w pokoju, to będziemy tak dobrze uprawiali seks, że nie będziesz chciała przestać. Ale musisz być bardzo, bardzo cicho.
      Dziewczyna z podekscytowaniem szła dość cicho, pomijając obicie się o kilka rzeczy co jakiś czas cichy wybuch śmiechu zagłuszany przez dłoń, którą przyciskałem do jej ust w takich wypadkach. Poprowadziłem ją po schodach, a po chwili z ulgą znaleźliśmy się na piętrze. Ostatnia prosta i święty spokój. Wyjąłem kluczyk z kieszeni, przekręcając zamek. Uchyliłem drzwi, następnie wchodząc tam z koleżanką. Tamta usiadła na łóżku, wpatrując się we mnie z przygryzioną warga. Wszystko spoko, uspokoiłem się, że jesteśmy na miejscu... wtedy o mało nie schodząc na zawał. Z początku myślałem, że mam zwidy, ale po chwili jednak doszło do mnie, że tam naprawdę ktoś stoi.
      — Cześć Ryan — szepnąłem, opierając się o framugę i przymykając drzwi jakby nigdy nic z szerokim uśmiechem. — Jeszcze nie śpisz? — spytałem, przyglądając się jego ubiorowi. Dresowe spodnie, luźna koszulka i brak skarpetek oznaczały, że najwyraźniej albo spał, albo zbierał się do spania. Jeżeli spał... i go obudziliśmy... to inni nauczyciele też mogli to usłyszeć. Proszę, nie, nie...
      — Nie, bo banda dzieciaków postanowiła zabawić się na dworze — warknął. — Mam wyrzuty sumienia, wiesz?
      — Za tamten seks też masz wyrzuty sumienia? — odparłem z uśmieszkiem, unosząc brew. Dopiero wtedy dotarło do mnie z opóźnionym zapłonem, że naprawdę to powiedziałem. Cholera, Jackson, zacznij się gryźć w język, bo jeszcze powiesz o słowo za dużo. Mężczyzna zwęził powieki, następnie przekręcając oczami.
      — Żebyś kurwa wiedział. Do której oni mają zamiar być na tym dworze? Jest po trzeciej do cholery. Las Vegas to nie jest, nie przesadzajmy z tym nocnym życiem.
      — Oj zaraz przyjdą, nie denerwuj się...
      — Nikt nic sobie nie zrobił? Wychodził ktoś na miasto? — spytał szeptem, wpatrując się we mnie. Zirytowany chwyciłem jego ramiona, następnie mówiąc powoli.
      — Nie stresuj się, człowieku. To nie są dzieci...
         — Siedemnastolatkowie to niby nie dzieci? No tak, dorośli od razu. A jacy rozważni. Zero ryzyka, powaga, wiedzą co robią, mają odpowiedni wiek, aby to robić — zaczął szeptać z sarkazmem, coraz bardziej się denerwując.
       — Właśnie zostałeś pedofilem — odparłem ze szczerą miną, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej. — Jestem dzieckiem, nie?
      — Ale... nie o to mi...
      — Tak, tak. Ryan, słuchaj, im się nic nie stanie. Poodbijało trochę niektórym, ale jest w porządku. Widzisz, że wyglądam całkiem trzeźwo, prawda? — Miałem cholerną nadzieję, że tak jak się czułem, tak wyglądałem, a nie że w mojej wyobraźni stałem mężnie, broniąc imprezowiczów, a tak naprawdę bełkotałem coś niezrozumiałego, potykając się o własne nogi... — Zaufaj, że jest w porządku. — Wiecie? Chyba jest ze mnie całkiem niezły mówca. Już widziałem siebie na podeście, wygłaszając mowę pokojową, następnie udając się po Nagrodę Nobla. Ubrany w piękny garnitur, elegancki, poprawiłem mikrofon, następnie mając zacząć przemawiać o tymn jak dorosły poziom potrafią okazać obywatele równi mi wiekiem, gdy ktoś oczywiście musiał to zjebać. I to tekstem, który tego wieczora zaczął mnie wkurwiać.
      — Jackson, skarbie, obiecałeś mi, że będziemy się pieprzyć! — jęknęła dziewczyna z wnętrza pokoju, a w jej głosie słychać było zniecierpliwienie.
      Zwęziłem usta w cienką linię, wpatrując się w Coopera, który uniósł brew do góry. Zamknąłem powieki, pocierając dłonią kark. Wzruszyłem ramionami, spoglądając na buty, po czym westchnąłem głęboko. W sumie ta sytuacja nie była taka zła... bo albo mi się wydawało, albo Ryan poczuł się lekko zazdrosny. Poważnie. Taka typowa mina zaskoczonego urażenia i rezygnacji. Postanowiłem to niezwłocznie wykorzystać, lepsze to niż tłumaczyć, dlaczego koleżanka z pokoju upomina się o seks.
      — To ja chyba nie przeszkadzam... — szepnął, następnie stawiając krok do tyłu.
      — Poczekaj. — Złapałem go za rękę, spoglądając mu w oczy z uśmieszkiem. — Jesteś zazdrosny.
      — Co proszę? — powiedział szybko, jednak trochę nerwowo. — Nie obchodzi mnie twoje życie erotyczne, to co widzisz na mojej twarzy to pogarda tym, że w twoim wieku seks jest tak lekką, niepowiązaną emocjonalnie sprawą.
       — Och, emocjonalnie? — Uśmiechnąłem się, opierając o ścianę. — Rozumiem, że przegapiłem moment, gdy zakładając na penisa prezerwatywę w międzyczasie najwyraźniej mruknąłeś, że mnie kochasz? — spytałem z ironią, uparcie się w niego wpatrując. Odwrócił wzrok, uchylając usta, jednak bardziej grał na czas, nie mając pojęcia co odpowiedzieć. — Druga sytuacja, którą krytykujesz, samemu łamiąc zasadę.
      — Dobra, nieważne — odparł w końcu, najwyraźniej zrezygnowany. — Baw się dobrze — rzucił na odchodne, ale gdy stał obrócony tyłem, ponownie go do siebie przyciągnąłem za nadgarstek.
      — Nic mnie z nią nie łączy, nie mam zamiaru uprawiać z nią seksu. Jest pijana, bałem się, że nie trafi do pokoju, dlatego ją odprowadziłem. Jest u mnie tylko dlatego, że nie wiem gdzie jej pokój. Czy twoje ego, że nie wystarczasz mi w seksie zostało unormowane? — dodałem na koniec złośliwie, chcąc, aby w końcu zaczął mnie normalnie słuchać.
       — Hej, to był tylko raz, nie pozwalaj sobie — szepnął, przykładając palec do mojej klatki piersiowej. — Idź i pilnuj koleżanki. Dobranoc.
       — A może trójkąt? — Poruszyłem sugestywnie brwiami, uśmiechając się szeroko. Mężczyzna otworzył szerzej oczy, odruchem stukając mnie w ramię, jakby urażony tą propozycją. — No co, tak tylko mówię — zaśmiałem się, milknąc, gdy na korytarzu rozległ się cichy śmiech i odgłosy wchodzenia po schodach. Najwyraźniej ludzie powoli zaczęli wracać z plaży. Najgorsze jednak było to, że dopiero teraz do mnie doszło, gdzie rozmawialiśmy na te wszystkie tematy. Co prawda szeptem, ale kurwa, to jednak był korytarz. — Dobranoc — rzuciłem szybko, wchodząc do pokoju, podczas gdy mężczyzna zaczął szybko wracać do siebie. — Co ty robisz? — zapytałem szybko, marszcząc brwi, dostrzegając jak dziewczyna znów bez koszulki trzyma w dłoniach swoje piersi, bawiąc się nimi.
       — Patrz jak one śmiesznie skaczą — zaśmiała się, podrzucając piersi lekko w górę, przez co falowały one w dość seksowno-zabawny sposób.
       Westchnąłem, przekręcając oczami i uśmiechając się lekko. Chwyciłem koszulkę z podłogi, z powrotem zakładając ją na dziewczynę. Ta znów pisnęła „zostaw!”, śmiejąc się i odpychając mnie od siebie. Spróbowałem ponownie, ale wtedy postanowiłem po prostu zrezygnować ze starań. Odkryłem kołdrę, kładąc się na łóżku i właśnie miałem pociągnąć ją za sobą, gdy dziewczyna wskoczyła nagle na moje biodra, wyraźnie rozbawiona.
       — Lisa, proszę, chodźmy spać — mruknąłem, uśmiechając się lekko.
       — Ale ja nie chcę! — wymamrotała, a ja powoli zacząłem odnosić wrażenie, że dziewczyna staje się śpiąca. Co za cudowny moment. Najwyraźniej brak głośnej muzyki, ciemność i senna atmosfera zaczęły zachęcać ją do odpoczynku tak samo jak mnie.
       Spojrzałem jej w niebieskie oczy, które teraz wydawały się naprawdę ciemne. Zaskoczyła mnie nagle, gdy pochyliła się i pocałowała mnie. Z początku zwyczajnie, po prostu muskając moje wargi, ale wtedy szybko przeszła na kolejny etap, zaczynając podejmować próby zabawy z moim językiem. Po chwili opamiętałem się, lekko odpychając ją od siebie i zmuszając się do uśmiechu, aby nie poczuła się urażona. Ściągnąłem ją z siebie, podczas gdy mimika jej twarzy wciąż odzwierciedlała lekkie zaskoczenie.
       — Spać — szepnąłem, odwracając ją i przytulając się do jej nagich pleców. — Porozmawiamy rano, okej? — spytałem spokojnie, chcąc wprowadzić ją w senny stan głosem.
       — A będziesz mnie przytulał? Ja lubię się przytulać — odparła, o dziwo będąc teraz spokojną.
       — Tak, będę cię przytulał — szepnąłem dość czułym głosem, przykrywając nas kołdrą.
       Miałem szczerą nadzieję, że nikt nie będzie pamiętał tego, co wyprawiała, albo chociaż nie zwrócą na to uwagi. Co prawda te ciche osoby często są tak naprawdę w głębi nieokiełznane, ale z tego, jak zdążyłem zauważyć Lisa nie miała zbyt odpornej psychiki na docinki. Chociaż kto wie, może się mylę. Po prostu przypominało mi to sytuację, gdy raz wypiłem zdecydowanie przesadnie alkoholu, co nieźle zakręciło mi w głowie. Rano czułem się okropnie, nie miałem pojęcia, co robiłem, a w dodatku starszy chłopak, który tam ze mną był, praktycznie krok w krok znajdował możliwość pożartowania z moich głupich wyczynów. Teoretycznie to nie jej wina, że tak się zachowuje.
       Leżałem, wpatrując się w ścianę i słuchając równego tykania zegarka. W pewnym momencie poruszyłem dziewczyną, z uśmiechem zdając sobie sprawę, że zasnęła. Ostrożnie usiadłem, chwytając koszulkę i powoli ubierając w nią prawie bezwładną dziewczynę. Nie chciałem, żeby Ethan wrócił do pokoju i na dzień dobry oglądał piersi koleżanki. Niech się pieprzy, chce oglądać cycki to niech się postara laskę poderwać. Zaśmiałem się pod nosem, ponownie przytulając do Lisy. Było całkiem fajnie, ale tak szczerze, wolałem przytulać się z Ryanem. Oj zdecydowanie wolałem...


Szczęśliwego Nowego Roku! 

Wiem, że jeszcze kilka godzin do niego, ale już życzę na zapas. :D Pozdrawiam czytelników, którzy jak Imcia siedzą w domu i właśnie czytają, tak samo jak pozdrawiam tych co balują jak Jackson. :D Tylko tam bez przesady, żeby Was nie trzeba było wyprowadzać jak Lisy. :D
Nie było mnie, bardzo, bardzo długo. Teraz możecie się ustawić w kolejce kto mnie za to zabije ;-: Ale za to wracam w niezłym terminie, akurat przed nowym rokiem! Dlaczego taka przerwa? Powodów było wiele. Tutaj brak weny, tu szkoła daje popalić, tu niechęć, tu akurat wciągnęła mnie gra The Last of Us... różnie to bywało. Mogłabym obiecać, że od teraz będzie regularnie, ale nie chcę Was kłamać. Przed przerwą świąteczną nauczyciele pożegnali nas już słowami, że ten semestr będzie piekłem.
Pozdrawiam!

05 października 2015

9. Oblicze pożądania.

        Tym razem zaśnięcie przyszło mi o wiele lepiej niż poprzedniej nocy. Obyło się bez zwiedzania korytarza oraz łóżka Coopera, chociaż w sumie tego trochę mi brakowało. Móc czuć jego umięśnione ramiona obejmujące mnie, jest po prostu nad wyraz cudownym przeżyciem. Późnym wieczorem grzecznie, powiedzmy, położyłem się do łóżka, pochłonięty rozmową z Ethanem. Wspominał jeszcze o wydarzeniu z plaży, ale aczkolwiek niechętnie zbyłem go tą samą wymówką i szybko zmieniłem temat. Wolałem, aby nie wiedział czegoś, co może mu odrobinę zachwiać światopoglądem. Gdy czarnowłosy odleciał w krainy Morfeusza, kulturalnie przez około ponad pół godziny przeglądałem Tumblr. Już nie wnikajmy, co oglądałem, wiecie obrazki... filmiki... nieważne.
        Kolejne cudowne zaskoczenie, że nie obudził mnie sok, ani pasta na twarzy. Ethan najwyraźniej przestał być obrażony, a nikt jeszcze nie upił się na tyle, żeby smarował ludzi białą mazią. Jeszcze. Jeśli o tym mowa, to stoję właśnie w łazience, szczotkując zęby. Muszę przyznać, że z rana wyglądam jak zombie. Rozczochrane włosy, zaspany wyraz twarzy i uczucie pustego żołądka. Nie żebym miał o sobie wygórowane myślenie, ale chwila w toalecie i będę tak samo seksowny, jak zwykle. Dobra, powiedzmy, że raczej jestem seksowny. Chyba. Zresztą, zależy od gustu. Jackson, podobasz mi się i kropka. Matko jedyna, dość gadania do siebie.
        Wyplułem zawartość ust do umywalki, następnie przepłukując wodą i przemywając dokładnie twarz. Wytarłem się ręcznikiem, wykonałem jeszcze typowo toaletową sprawę, użyłem dezodorantu i jestem zdecydowanie gotowy do wyjazdu.
        No właśnie. Wyjazd. Prawie bym zapomniał, że dzisiaj udajemy się na jakże ciekawą wycieczkę do pobliskiego muzeum i gdzieś tam jeszcze. Dobra, lubię takie miejsca, ale gdy czuje się ucisk w spodniach poprzez konieczność patrzenia na pewnego mężczyznę, jest ponad wszystko. Nie mam jednak zamiaru pojechać tam jak skazaniec i niczym pies łasić się do Ryana. Nie, to nie są moje metody. Przed snem wymyśliłem jeszcze jeden plan. Muszę działać, naprawdę działać. Koniec z marzeniem i wyobrażaniem sobie, jak cudowne musi być uczucie towarzyszące przysłuchiwaniu się pełnych podniecenia jęków mężczyzny. W jakikolwiek sposób musiałem zostać w hotelu. Nie wiem jak, ale trzeba też wymyślić, żeby Ryan nie jechał. Mając cały ośrodek dla siebie, na pewno nie będzie choć trochę skrępowany. Co innego w nocy, gdy zawsze ktoś może przechodzić obok drzwi i usłyszeć o dźwięk za dużo.
        Wyszedłem z łazienki na tyle zamyślony, że zderzyłem się z Ethanem. Oczywiście poleciał standardowym tekstem:
        — Uważaj, jak chodzisz, a nie myślisz o nie wiadomo czym.
        — Wiesz, gdybyś ty też nie był zamyślony, to nie wpadlibyśmy na siebie, bo byś się przesunął. — Wyszczerzyłem się do niego, ukazując swoją radość z dostrzeżonego faktu, po czym poszedłem dalej, siadając na łóżku. Tak, wiem. To niegrzeczne. Starałem się, naprawdę starałem się tego nie powiedzieć, ale... — Mniej myślenia o tamtym opowiadaniu, a następnym razem unikniemy zderzenia się!
       — Jackson! — niemal natychmiast wrzasnął w odpowiedzi, ewidentnie rozzłoszczony, na co zaśmiałem się pod nosem. Nic do tego nie mam, ale dokuczanie mu jest zabawne. Cholernie zabawne.
       Kilkanaście minut później byłem w końcu gotowy do wyjścia. Chwyciłem torbę, wzdychając ciężko. Coraz mniej czasu, a ja wciąż nie mam planu. Takie życie przyjaciół, musiałem błagać Rose i Tamarę o pomoc. Oparłem się o szafę, czekając na Ethana. Do moich uszu dotarły przyciszone rozmowy głosów z zewnątrz, dokładnie mojego Boga Seksu i Czarownicy z Piekieł.
        — Polecasz to miejsce? — zapytała kobieta.
        — Tak, naprawdę warte zwiedzenia. Zwłaszcza latarnia morska. Lubię szukać inspiracji w takich miejscach, dlatego już nie raz tam bywałem — odparł Ryan, ale dalszej części rozmowy nie usłyszałem, bo ich głosy oddaliły się. O, czyli już tam był. Cóż, może jakoś zagadam z nim na ten temat? Inspiracji? Skarbie, czemu nie szukasz inspiracji podczas seksu...
        W każdym razie, jak zostać w hotelu? Musiałbym uciec ze zbiórki, ale zaczną mnie szukać i dostanę upomnienie lub coś w tym stylu, a nie wyobrażam sobie, że Ryan chętnie za mną pobiegnie. Trzeba spotkać się z okrutną prawdą, muszę wręcz zmusić go do zostania tutaj. A gdyby tak złamać mu i sobie nogę... Matko, czy ja naprawdę jestem tak zdesperowany? Chyba mi zaczyna odbijać. Chociaż w sumie... Ryan już tam był, więc nie musi jechać jakby co... gdyby coś mi się stało, nie pojechałbym... Jackson, jesteś geniuszem.

       Kilka minut później stałem przed budynkiem, nerwowo zaciskając pasek torby. Za chwilę miał podjechać autokar, coraz mniej czasu. Cholera. Przejechałem dłonią po włosach, dostrzegając wtedy wychodzące z budynku przyjaciółki, pochłonięte rozmową. Rose spojrzała w moim kierunku, uśmiechnęła się i podeszła wraz z Tam. Uniosła brew, dostrzegając najwyraźniej mój poddenerwowany wyraz twarzy.
       — Hej? — spytała niepewnie z lekkim uśmiechem.
       — Musicie mi pomóc. Szybko. Proszę — szepnąłem, spoglądając na nie błagalnie. — Mam dziesięć minut, żeby wyglądać jak zombie. Jakieśkolwiek pomysły? Nie wiem, jak wywołać wymioty? Przepraszam za osąd, ale jesteście dziewczynami, a one często mają różne metody, żeby zwymiotować czy coś... no wiesz...
       Poczułem się nagle bardzo malutki, gdy czerwonowłosa zgromiła mnie wzrokiem. Oj stąpam po cienkim lodzie.
       — Nie. Nie mam pomysłu, nie jestem i nie byłam anorektyczką. Teoretycznie mógłbyś włożyć dwa palce do ust, co spowoduje wymioty, ale sądząc po tym, jakich rozmiarów członek potrafisz zmieścić w ustach, to chyba nie pomoże — mruknęła.
       Splotłem ręce na wysokości ramion. Z kolei teraz ja byłem na nią zły. Pokręciłem głową, zwężając powieki. Po chwili zaprzestaliśmy tej kilku sekundowej wojny spojrzeń, gdy dziewczyna uśmiechnęła się.
        — Przepraszam, musiałam się odgryźć. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Nie chcesz jechać?
        — Właściwie to ja mam pomysł — odezwała się nagle Tamara, na co razem z Rose zareagowaliśmy jak odbicie lustrzane, nagle przypominając sobie o obecności dziewczyny. Szczerze? Nie przyszło mi do głowy, że coś wymyśli. Nie żebym coś... — To dość łatwe. Ale i wymaga poświeceń.
        — Warto. Tamara, kocham cię, jeśli mi pomożesz. Czyń cuda.
        — Dobra. Rose, weź coś ciężko zmywalnego i niebłyszczącego się, na przykład eyeliner lub tę ciemną kredkę i mini-minimalnie zacieniuj pod jego powiekami i przygotuj mi twój perfum. Resztą zajmę się ja. Och, Jackson, przygotuj sobie chusteczki — rzuciła, po czym odbiegła. W co ja się wpakowałem? Pomocy? Chyba zrezygnuję...
        — Co ona wyprawia? — spytała Rose z uniesioną brwią, wyszukując potrzebnych rzeczy z torebki. Co ona tam nosi? Perfum, eyeliner, kredka, może jeszcze kota stamtąd wyjmie? — No nic, dajmy jej działać. Aż tak nie chcesz jechać?
        — Po prostu... — Rozejrzałem się, czy nie ma nikogo w pobliżu na tyle, żeby nas usłyszał. — Jeżeli okropnie źle się poczuję, ktoś będzie musiał mnie przypilnować. Jest na tyle opiekunów, że Ryan mógłby zostać. Dlaczego on? To proste, był tam już nie raz, tak więc może zostać. Potrzebuję też waszej pomocy, abyście reagowały, jakbym poważnie źle się czuł. Ale nie na tyle, żebym musiał jechać do szpitala.
        — Jebany spryciarz. Wiedziałam, że to zrobisz. — Uśmiechnęła się szeroko, na co aż miałem ochotę się roześmiać. Miała rację, nie wytrzymam. — Dobra, a teraz zamknij oczy i nie ruszaj się. — Chwyciła do ręki jakiś element tego ich całego make-up'u, dlatego zrobiłem, co kazała, następnie czując jak jej delikatne palce pocierają skórę pod moimi oczami. — Okej, ledwo widoczne, czyli naturalnie. Wyglądasz, jakbyś całą noc nie spał. Kolejny argument?
        — To się nie uda, Ethan jest ze mną w pokoju i widział, że rano wręcz tryskałem zdrowiem. Musi wyjść na to, że nagle poczułem się naprawdę źle.
        Skrzywiłem się nagle, czując ohydny zapach. Właściwie to nie był przykry zapach, to był smród. Okropny. Jakby coś zdechło. Chociaż, nawet nie. Chyba płuca mi zwiędły. Rose również skrzywiła się, zakrywając nos dłonią. Wtedy dostrzegłem, że obok nas stała Tamara, trzymając jakiś woreczek.
        — Co to kurwa jest? — rzuciła bliska wymiotów czerwonowłosa, krzywiąc się.
        — Pomagam mu pomóc się naprawdę źle. Och, i potrzebuję twojego dezodorantu, bo inaczej wszyscy chyba poumierają w autokarze od mojego zapachu. — Wysunęła woreczek w moją stronę, a następnie usłyszałem najgorsze możliwe słowo w tej sytuacji. — Smacznego. — Uśmiechnęła się szeroko jak psychopata.
        — Co?! — Chwyciłem podaną rzecz z obrzydzeniem, spoglądając na zawartość. To było lekko zielonkawe jajko. O mój... Japier... nie. Nie, za chuja tego nie zjem. Nie ma mowy, do cholery. — Jebło cię? Ja mam zwymiotować, nie umrzeć! — syknąłem, ale na tyle cicho, żeby nie zwracać na nas uwagi innych. Dostrzegłem, że zeszli już prawie wszyscy, a nieopodal stali nauczyciele, wymieniając między sobą zdania. — Nie, nie dam rady. To ohydne. Niezdrowe. W ogóle, skąd to wytrzasnęłaś?!
        — Nie domyślasz się? W dzień przyjazdu mieliśmy to na kolację jako dodatek do kanapki. Tak, grzebałam w śmietniku. Tak, pogrzało mnie. Ja włożyłam rękę do śmietnika, to ty dasz radę to zjeść.
        — Tam, jesteś chora — stwierdziła Rose, kręcąc głową z obrzydzeniem. — Ale to ma sens... Będziesz po tym autentycznie źle się czuł.
        — Nie zjem tego — szepnął lekko przerażony.
        — Chcesz go przelecieć, czy nie? — warknęła czerwonowłosa.
        — No nie zjem tego!
        — Jedz to do cholery, bo sama wpakuję ci to do buzi — równie złym głosem ponagliła mnie Tamara.
        — No dobra! — Pokręciłem głową. — Czasami was nienawidzę.
        Nie wierzę, że naprawdę to zrobię. Poważnie zjem coś ze śmietnika. W dodatku lekko nadpsutego. Właściwie wąchanie tego wystarczało, abym miał chęć na wymioty. No właśnie, wąchanie. Wyjąłem dezodorant z torby, psikając się nim porządnie, aby nie dało się wyczuć niczego. Teraz to przydusił mnie ostry zapach. Raz się żyje. Muszę to zrobić. Ryan, obyś był tego wart. Normalnie po tym wyczynie, masz się pieprzyć jak grecki bóg.
        Dobra. Raz... dwa... trzy! Przyłożyłem woreczek do ust, następnie oddając go pustego dziewczynie, która natychmiast schowała go w głąb torby. Powstrzymałem automatyczny odruch wymiotny, przykładając dłoń do ust. Wytrzymam. Wytrzymam. Japierdole... Żułem coraz wolniej, powoli zmuszając się do przełknięcia. Czuliście kiedyś zapach zgniłego jajka? To teraz wyobraźcie sobie, jak to musi smakować.
        Rose ruszyła w kierunku nauczycieli, przybierając zmartwiony wyraz twarzy.
        — Proszę pani, Jackson nie najlepiej się czuje — powiedziała, wskazując palcem w moim kierunku. No to zaczynamy grę aktorską. Zauważyłem, że kilka osób spojrzało w moim kierunku. Pięknie.
        Nauczyciele zmarszczyli brwi, następnie idąc w moim kierunku.
        Starałem się. Starałem się to przełknąć. Właśnie zawartość powoli przesuwała się w kierunku mojego żołądka, gdy wręcz zakręciło mi się w głowie i potwornie mnie zemdliło. Zrobiło mi się okropnie duszno, a świat zawirował. Straciłem panowanie, odwracając się nagle i padając na kolana, zaczynając wymiotować. Gra na medal... Pewnie musiałem wyglądać jak umierający. Oparłem dłonie o trawę, łapiąc głębokie wdechy, wciąż zamroczony. Dopiero teraz usłyszałem spanikowany głos nauczycielki.
        — Co mu się stało?! Zatruł się?! Jackson, co się dzieje?
        — Mówił, że bardzo źle czuł się w nocy. Przebudził się i wymiotował, i miał trudności ze spaniem. Potem w końcu zasnął, ale rano musiał przebudzić się na zbiórkę. Poczuł się lepiej, w razie czego coś zjadł i przyszedł tutaj. — Rose brzmiała, jakby mówiła szczerą prawdę. Chętnie bym jej pogratulował, ale wciąż czułem na sobie zimny pot. Przymrużyłem powieki, gdy z powrotem zabrało mnie na wymioty. Tego się po prostu nie dało powstrzymać. Gdzieś za mną któraś z dziewczyn wydała z siebie dźwięk obrzydzenia. — Stojąc tu wyglądał coraz gorzej. Czy byłaby możliwość, żeby został? Martwię się o niego.
        — Poza tym ma chorobę lokomocyjną, a myślę, że w tym wypadku nawet tabletka nie pomoże. I jeszcze ta latarnia morska... — wtrąciła się Tamara.
        — Wiecie... Jackson wygląda naprawdę źle. Może mu się tylko pogorszyć. Może się czymś zatruł? Nie wiecie?
        — Nie, nie mamy pojęcia czym. Kiedyś było coś podobnego na kolonii, zjadł coś i zatruł się. Został wtedy w hotelu i wieczorem czuł się już lepiej.
        Nauczycielka nie odezwała się, najwyraźniej rozważając możliwości.
        Wciąż zamglonym wzrokiem wpatrywałem się w trawę, dostrzegając, jak ktoś kucnął obok mnie. Pani z biologii przygryzła wargę, lekko zniesmaczona, po czym przyłożyła dłoń do mojego czoła.
        — Nie wiem, kiepsko wygląda... — Spuściłem wzrok, na co dostrzegłem widok swoich wymiocin. Tak już mam, że to wywołało kolejne mdłości. Kobieta wstała, kręcąc głową. — Ktoś musi z nim zostać, chłopak nam tu zaraz zemdleje. — W międzyczasie wyjąłem chusteczkę z torby leżącej obok i przetarłem usta.
        — Niech będzie. Tylko kto zostanie? — spytała pani Roberts, co zabrzmiało dość retorycznie. — Dobra, wiecie gdzie jedziemy, Ryan zna trasę, więc w porządku.
        Już miałem zaczął płakać, że poświęciłem się na daremno, gdy usłyszałem głos mężczyzny. Dzięki ci!
        — Nie, nie. Ja zostanę. Słuchaj, byłem tam już nie raz. Nie muszę jechać znowu, dam sobie radę.
        — Naprawdę nie chcesz jechać? — zapytała nauczycielka z historii, czym jej głos odrobinę mnie zirytował. Zabrzmiała tak, jakby była wręcz zła, że mężczyzna nie chce jechać. Chyba ją pojebało.
        — Naprawdę. Jeżdżę tam bardzo często, wy za to jeszcze nie odwiedzałyście tego miejsca. — Przez chwilę milczał, może nad czymś myślał, lub coś sprawdzał? Kurwa jak mi niedobrze. — Autokar już podjechał, nie ma czasu. Dam sobie radę, zabiorę go do pokoju, poleży i wyzdrowieje. Akurat będę miał czas na dokończenie szkicu. Jakby coś się działo, będę dzwonił.
        — Dobra, dzięki Ryan — odezwała się moja wychowawczyni.
        — Zdrowiej, Jackson — szepnęła Rose, ostrożnie dotykając mojego ramiona. — Wiesz, trzymam kciuki. — To już zabrzmiało lekką sugestią. Właściwie plan się udał. A ja nie umrę na zatrucie, bo zdążyłem zwymiotować pewnie wszystko, co miałem w żołądku. Ohyda. Mój oddech chyba powaliłby samą śmierć do grobu... a przynajmniej ja tak to czułem. Chociaż w sumie zaczynałem czuć się odrobinę lepiej.
        — Dasz radę wstać? — spytał mężczyzna, kucając obok mnie. Już miałem odpowiedzieć, że tak, ale w porę ugryzłem się w język. To nie jest wykorzystywanie okazji, ja naprawdę bardzo źle się czuję... Tak przypadkiem, pokiwałem niczym pijak głową i próbując wstać, prawie się wywaliłem, kucając. — Nie, nie, nie wstawaj! — zaprzeczył zmartwionym głosem, pochylając się i przekładając moją rękę przez jego ramię, następnie unosząc mnie. Drugą ręką chwycił moje nogi, już po chwili niosąc mnie bez większego problemu,jak pannę młodą. Ruszył przed siebie, a ja zacząłem obserwować otoczenie, zauważając, że wszyscy poszli najprawdopodobniej na parking. Po chwili Ryan wszedł do budynku, krocząc pustym korytarzem. Uruchomił windę, wchodząc i naciskając odpowiedni przycisk na piętro. — No nieźle. Ile wypiłeś, że tak umierasz?
        — Nie piłem — odparłem cicho, marszcząc brwi, a w odpowiedzi mężczyzna zaśmiał się.
        — Kac morderca, takie życie. Często ktoś cię po imprezie musi odnosić do domu? — zaśmiał się, ukazując lśniące zęby, w momencie gdy drzwi windy rozsunęły się.
        — Naprawdę nie piłem. Po prostu źle się poczułem.
        Uniosłem wzrok, spoglądając na jego twarz. No czy ten mężczyzna nie był cudowny? Dajcie mi cierpliwość, bo jak dacie mi siłę, to go tu rozbiorę i przelecę... Oparłem głowę o jego klatkę piersiową, na co zareagował unosząc brew i na sekundę spoglądając na mnie. Może lekkie drażnienie się? No co, teraz już nie ma wyjścia.
        — Miło, że zostałeś — stwierdziłem cicho, zachowując neutralny wyraz twarzy. Ryan westchnął, następnie w końcu odpowiadając.
        — Chyba dziękuję, że pan został — upomniał mnie o formę grzecznościową, na co zareagowałem drażniącym uśmieszkiem.
        — Panie — wycedziłem, spoglądając w jego oczy.
        — Nie zaczynaj — mruknął, unikając mojego spojrzenia.
        Po chwili już byliśmy w moim i Ethana pokoju. Ryan rzucił kluczyk na stolik, następnie ostrożnie kładąc mnie na łóżku. Przyłożył mi dłoń do czoła, oceniając, czy mam gorączkę. Bez słowa zabrał rękę, zdejmując buty, a następnie podchodząc do okna. Spojrzał w kierunku horyzontu, jakby zastanawiając się nad czymś.
        Również pozbyłem się obuwia, kładąc je na ziemi.Niby miałbym idealny moment zainicjować pocałunek... ale nie ma mowy. Mój oddech zapewne słonia powali, więc to odpada. Za to jak skoczę do łazienki i przemyję zęby, będę mógł rozpocząć swój plan. Cieszyłem się niczym dziecko. Niby powinienem dla pewności poczekać... ale już nie dawałem rady. Po prostu jest zbyt seksowny. Musiałbym chyba zacząć zabawiać się sam ze sobą, aby móc w spokoju przy nim siedzieć. Wyobrażanie go sobie całkiem nagiego wręcz rozpala od środka. Zawsze szanuję czyjeś zdanie i fakt, czy ma na to ochotę. Jednak w tej sytuacji... no jeżeli on nie będzie chciał sprowadzić naszej relacji na ścieżkę łóżkową, to go chyba zgwałcę. Nie żartuję.
        Przymrużyłem oczy, oddychając głęboko, aby dojść do siebie. Jedno z najgorszych przeżyć w całym moim życiu. Zdecydowanie można do tego podpiąć plakietkę „Nie próbuj tego w domu”. Plan się udał, zjedzenie tego czegoś naprawdę wywołało wymioty, ale i tak zabiję Tamarę za ten pomysł. Wolałbym jakąś metodę, która po prostu zmusza do wymiotów, ale nie, najlepiej pójść po całości. Chociaż w sumie... przynajmniej nauczycielka bez wahania zostawiła mnie w hotelu.
        Przesunąłem się na krawędź łóżka, następnie wstając i idąc w kierunku łazienki. Cooper tylko obejrzał się za siebie, następnie wracając do swojej czynności. Chwyciłem pastę do zębów i szczoteczkę, po chwili dokładnie szorując wnętrze buzi. Po tym porządnym czyszczeniu, na wszelki wypadek na płukanie zużyłem dość sporo płynu do płukania ust. Teraz pewnie jadę miętą na kilometr, ale to o wiele lepsze. Przemyłem twarz wodą, następnie wracając do pokoju i posłusznie kładąc się na łóżku. Przekręciłem się na bok, uważnie wpatrując w mężczyznę. Każdy aspekt jego ciała był cudowny.
        — Jak ci się podobają widoki? — spytałem, chcąc przerwać panującą w pokoju ciszę. Ryan odwrócił się, opierając plecami o parapet i spoglądając na mnie zirytowanym wzrokiem, uchylając usta, jakby chciał znów przypomnieć mi o formie grzecznościowej, ale po chwili zrezygnował i tylko westchnął.
        — Jest bardzo ładnie. Widok z okien hotelu jest naprawdę satysfakcjonujący — stwierdził, kiwając lekko głową, rozglądając się przez chwilę po pomieszczeniu, po czym spojrzał w moim kierunku. — A jak ci się podoba na Florydzie?
        — Jak dla mnie mógłbym tutaj siedzieć do końca życia. Po prostu bosko — odparłem, nie odwracając wzroku w momencie, gdy nasze spojrzenia spotkały się. Trwaliśmy w kontakcie wzrokowym przez kilka cudownych sekund, ale wtedy Ryan odwrócił szybko wzrok, wpatrując się w podłogę. — Lunatykujesz? — zapytałem nagle, czym ewidentnie zaskoczyłem go.
        — Właściwie... podobno. Nie zdarza mi się to jednak często. Dlaczego pytasz?
        — Fajnie było móc z tobą porozmawiać, gdy "malowałeś" po ścianie. — Wykonałem w powietrzu gest cudzysłowu, następnie uśmiechając się.
        — Jak... Co masz na myśli? — zapytał, odpychając się od parapetu i siadając na łóżku Ethana, przodem do mnie.
        — Wybrałeś sobie noc na spacer po korytarzu, po czym palcem kreśliłeś po ścianie. Dość nietypowy widok — zaśmiałem się, rozbawiony jego nagłym skrępowaniem. — Tak poza tym, przyjemnie przytulasz.
        — C-co? — zająknął się, unosząc brew i spoglądając na mnie podejrzliwie. — Jackson, coś ty wyprawiał? Zresztą, chwila, mam rozumieć, że cię przytulałem?
        — Ja nic nie zrobiłem — rzuciłem na swoją obronę. — Odprowadziłem cię kulturalnie do pokoju, żebyś nie gubił się po korytarzach. No może położyłem się obok, ale to ty mnie objąłeś.
        Ryan pokręcił głową, kładąc łokieć na kolanie, podpierając podbródek na otwartej dłoni i uważnie przyglądając się mi. Przejechał dłonią po włosach, następnie kręcąc głową.
        — Nie rozumiem tutaj czegoś. Ty to wszystko robisz, dla głupiego żartu? Dlaczego wtedy nie skorzystałeś z okazji, żeby mi dokuczyć czy coś? Jakiś nowy poziom robienia na złość?
        Westchnąłem głęboko, kręcąc głową.
        — Tłumaczyłem już. Nie robię tego dla żartu — mruknąłem, przekręcając oczami. To było naprawdę irytujące, że wciąż odbierał to jako zakład z kolegami. Cóż, najwyraźniej muszę mu udowodnić, że się myli.
        — Więc dlaczego? — spytał wyraźnie dręczony tym pytaniem.
        Bez słowa wstałem z łóżka, zmierzając w kierunku mężczyzny. Wyprostował się, unosząc brew z zaciekawieniem, ale nic poza tym. Usiadłem nagle na jego kolanach, spontanicznie owijając ręce wokół jego szyi, łącząc nasze usta w mocnym pocałunku. Z lekkim lękiem oczekiwałem jego negatywnej lub pozytywnej reakcji. Przez chwilę nic nie robił, co podsycało moją nadzieję, że zbytnio się nie pośpieszyłem i dobrze oceniłem sytuację. Owinął mnie nagle rękoma wokół pleców, odwzajemniając pocałunek. To cudowne poczucie osaczenia przyprawiło mnie o dreszcze, sprawiając, że automatycznie w grę naszych ust włączyłem również języki. Ten mężczyzna naprawdę potrafił rozpalić do utraty zmysłów. Dotyk jego ust był po prostu cudowny.
        Po chwili odsunął ode mnie głowę, na co zareagowałem lekką tęsknotą do tego perfekcyjnego uczucia. Choćbym nie wiem jak chciał, nie byłem w stanie ukryć podniecenia nim. Najchętniej od razu przeszedłbym do etapu, gdy rzuca mnie na łóżko, rozbierając i bez zbędnego przedłużania wchodząc we mnie. Jednak to nie było takie proste. A szkoda.
        Ryan uchylił usta, wpatrując się we mnie z wysoko uniesionymi brwiami. Odwrócił głowę, mrugając powiekami, jakby dochodząc do siebie. Spojrzał na mnie, po czym z powrotem odwrócił wzrok. Powtórzył czynność jeszcze parę razy, na co miałem ochotę zacząć się śmiać, ale zamiast tego po prostu uśmiechałem się coraz szerzej. Wyglądał po prostu przekomicznie, próbując zrozumieć, co właśnie się stało.
        — Dobra, tego się nie spodziewałem. Wciąż jednak nie uzyskałem odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Dlaczego to robisz? O co tak właściwie chodzi?
        — Chodzi o ciebie — odparłem z uniesionym kącikiem ust.
        — Ale jak? Sytuacja z sali lekcyjnej, teraz to. Dlaczego?
        Pokręciłem głową, rozbawiony jego zagubieniem. Pochyliłem się, zbliżając usta do jego ucha, równocześnie przyciskając krok do jego bioder.
        — Chcę żebyś mnie pieprzył — szepnąłem, natychmiast odczuwając, jak jego mięśnie spięły się, a oddech na chwilę ustał. Dam mu chwilę, aż przeanalizuje to i zrozumie tak, jak chce. W końcu pewnie niecodziennie zdarza mu się usłyszeć coś takiego. Chociaż, sądząc po tym, jak jest seksowny, gdyby miał konto na portalu randkowym, jego skrzynka byłaby wiecznie pełna różnorakich propozycji.
        — Ch-chwila — powiedział szybko, uchylając usta i spoglądając na mnie, szukając cienia kpiny. Może nawet chciał, aby to był żart? — Poważnie? Przecież... Boże, Jackson, przecież nie mogę.
        — Możesz — odparłem, wyczuwając w jego głosie nutę wahania. W takim razie naprawdę to rozważał i przy odrobienie pozytywnej argumentacji i podtekstów z mojej strony, chyba nie skończy się to fiaskiem. Rose, wygrałaś zakład. Nie ma szans, że coś między nami dzisiaj nie zajdzie.
        — Nie mogę — powtórzył uparcie, kręcąc głową. — Jesteś niepełnoletni. Poza tym jestem twoim nauczycielem, a ty moim uczniem. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby ktoś się dowiedział chociażby o tym, co wydarzyło się przed chwilą? Pojmujesz słowo konsekwencje?
        — Oczywiście, że tak. Dlatego robię to dyskretnie. Jeżeli tego pragniesz, to dlaczego by nie? Owszem, mógłbym zostać zawieszony w prawach ucznia, twoja kariera mogłaby się zakończyć i prawdopodobnie mogłyby być lekkie konflikty prawne, ale co z tego? Czy właśnie ryzyko nie jest tutaj głównym... hm, napięciem?
        — Jesteś szalony.
        — Możliwe. Ale wciąż siedzę na twoich kolanach, a normalnie z miejsca byś mnie zrzucił, czyyli, rozważasz to. — Posłałem mu pełen satysfakcji uśmiech, tak przypadkiem dłonią zjeżdżając po jego klatce piersiowej, następnie chwytając gumkę jego spodni.
        — Naprawdę jesteś szalony. Ale... a gdybym był heteroseksualny? I powiedział komuś? Nie boisz się o to?
        — Właściwie... to trochę się boję, to jednak ryzyko. Ale nie podejmuję pochopnych decyzji. Zazwyczaj — dodałem, na moment odwracając wzrok. — Wtedy w sali, nie przeszkodziły ci podteksty, nie wysłałeś mnie do dyrektora, ani nic z tych rzeczy. W takim razie to chyba jednak ci się spodobało — mówiąc, powoli wsuwałem dłoń do jego bokserek, sunąc opuszkami palców po jego skórze. Nauczyciel na ułamek sekundy spojrzał na moją dłoń, jednak nie zareagował.
        —  Dobra, nie jestem hetero, tylko biseksualny. Jak dla mnie, to wciąż szalone. Ja... no nie mogę. Nawet jeżeli, tak jak mówisz, bym chciał, to nie mogę — powiedział z lekką desperacją w głosie, gdy palcami przesuwałem wzdłuż jego członka. Jego penis był naprawdę wart uwagi. Chyba jednak warto było się poświęcić. — Jesteśmy na wycieczce szkolnej. Mam się tobą opiekować, nie mogę. Właśnie... opiekować — mruknął, unosząc brew do góry. Ups, tak trochę wpadka. — Widzę, że jakoś lepiej się czujesz. Cudowne wyzdrowienie?
        — Widzisz jak na mnie działasz, nawet się wyleczyłem. Może zrobiłem to specjalnie. Może akurat mi się poszczęściło... — mówiłem, udając, że nie jestem pewny, która z tych możliwości jest prawdziwa, jednak on sam domyślił się, bo ponownie spojrzał na mnie wilkiem. Nie. No nie dam rady dłużej prowadzić tej konwersacji. — Widzisz, głupieję przez ciebie. Przestań się zamartwiać i po prostu rozluźnij się — szepnąłem, nie czekając na jego reakcję i popychając lekko w tył. Z wyraźnym wahaniem podparł się na łokciach, marszcząc seksownie brwi, nie odpowiadając.
        Przygryzłem wargę, schodząc z kolan i rozpinając jego rozporek. Zsunąłem lekko jego spodnie, następnie ręką masując go przez materiał bokserek. Lekko ścisnąłem wypukły kształt, czując jak powoli twardnieje. Chwyciłem przylegający materiał, następnie powoli go zsuwając, odsłaniającym tym członka Ryana. Pod wpływem dotyku, mężczyzna wypuścił powoli powietrze, odchylając głowę do tyłu. Owinąłem wokół jego pokaźnego przyrodzenia dłoń, następnie powoli przejeżdżając wzdłuż językiem. Mimo iż najchętniej zabawiałbym się nim jak najdłużej, odkrywając każdą najmniejszą reakcję na poszczególny dotyk, byłem zbyt niecierpliwy.
        Uniosłem wzrok, spoglądając w jego oczy. Wciąż był ewidentnie niepewny, czy to, co robi, a raczej na co się zgadza jest właściwe. W sumie nawet i podobało mi się to jego zagubienie. Sprawienie mu przyjemności prawdopodobnie odmieni jego pogląd na rzeczy z trochę innej sfery. Jest wolny, biseksualny i młody. Każdy robi głupie rzeczy, dlaczego by z tego nie skorzystać? Ktoś powiedziałby mu, że jest nienormalny, pewnie sam o tym właśnie myśli, ale czy za chwilę będzie sobie zaprzątał tym głowę? Raczej nie.
        Ustami podrażniłem czubek penisa, następnie przejeżdżając w tym miejscu językiem. Podparłem się ręką o materac, przybierając wygodniejszą pozycję, klęcząc na jednym kolanie. Otoczyłem ustami jego członka, na co mężczyzna zadrżał. Uniosłem kącik ust do góry, zaciskając na nim dłoń i wsuwając go głębiej do ust. Zacząłem miarowo poruszać głową, dłonią krążąc po jego udzie oraz mosznie. Pochyliłem się mocniej, tym samym ssąc go do połowy. Cały czas starałem się pogłębiać ruchy, jednak powoli zaczynało mi brakować tlenu. Przyśpieszyłem, ściskając dłonią podstawę przyrodzenia, po chwili słysząc jego głośne oddechy.
        Unosząc wzrok, dostrzegłem jego podniecony wyraz twarzy. Zdradzały go lekkie rumieńce oraz szeroko uchylone usta, z których wydobywał się świst powietrza z każdym ruchem mojej głowy. Widok go w tym stanie był tak cholernie podniecający, że najchętniej nigdy bym nie przestawał. W końcu wysunąłem go z ust, aby unormować oddech. Nie tracąc jednak czasu, językiem drażniłem jego czubek, gorącym powietrzem owiewając go. Zauważyłem, że zaczął zaciskać dłonie na kołdrze. Tak właściwie leżeliśmy na kołdrze... ou... Cóż, wybacz Ethan. Podobało mi się, jak zaciskał dłonie, dzięki czemu napinał mięśnie. Wyglądał wtedy na dominującego mężczyznę, za co kochałem swoich partnerów. Zdecydowana większość moich kochanków mogła poszczycić się dobrą budową i postawą dominatora. Nie zawsze, ale znacznie częściej. Może było to nietypowe, ale w odróżnieniu od większości, nie zrażało mnie okazywanie tej siły. Szczególnie jeśli chodziło o trzymanie rąk na głowie. Co prawda było to odrobinę, jak twierdzą inni, poniżające, ale ja nie dostrzegałem tego w złym świetle.
        Językiem naparłem na charakterystyczną dziurkę członka, na co mężczyzna jęknął zaskoczony, odruchem kładąc dłoń na moim barku. Prawie dobrze. Wsunąłem go do ust, wciąż wykonując ten nietypowy gest, na co Ryan przygryzł wargę, kładąc dłoń na moich włosach. Tak, teraz dobrze. Aby psychologicznie pokazać mu, że jest to oczekiwany gest, ponownie zacząłem ssać go mocno, aż sam zaczął, możliwe nieświadomie, nadawać tempo, naciskając na tył mojej głowy. Gdy załapał ten prosty gest, odczułem odrobinę radości, że w końcu poczuł się swobodniej, bo teraz jego dotyk przestawał być niepewny.
        Nie potrafiłem nic na to poradzić, że widziałem go w świetle dominatora i właśnie takiego, chciałbym go poznać w łóżku. Fantazjowanie o nim wręcz weszło mi w nawyk od tych kilku tygodni. Nawet przeglądane gify na Tumblrze sprawiały, że moja wyobraźnia zawsze widziała tam go.
        Odsunąłem nagle głowę, spoglądając na lekko błyszczącego od śliny penisa. Naprawdę, mógłbym tak spędzić sporo czasu, ale dzisiaj miałem zamiar postąpić o spory krok dalej w naszej znajomości. Usiadłem na jego udach, na co Ryan spojrzał na mnie, dysząc. Palcem wskazującym wykonałem gest, który miał przywołać go do mnie. Przygryzł wargę, siadając i momentalnie przywierając do moich ust, jedną dłoń kładąc na dole moich pleców, a drugą z tyłu głowy, przyciągając mnie do siebie. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to, ale i zdecydowanie pobudziło „kolegę” w spodniach.
        Chwyciłem materiał jego koszulki, następnie ściągając ją, na moment przerywając spotkanie naszych ust. Sądząc po tym, jak łapczywie kontynuował pocałunek, chyba naprawdę udało mi się go napalić. Trafiłem do raju. Jeszcze chwila, a będę potrzebował reanimacji. Z naturalnych przyczyn nasze usta rozstały się, dając teraz chwilę dla siebie spojrzeniom.
        — Wciąż tego chcesz? — spytał cholernie seksownym niskim głosem, co wywołało odczucie gorąca w moim organizmie.
        — A wyglądam jakbym nie chciał? — odparłem pytaniem na pytanie z rozbawionym uśmieszkiem.
        Ryan zaśmiał się, następnie z powrotem mnie całując. Wstał, przytrzymując moje uda, na co odruchem owinąłem go nogami wokół bioder. Przeszedł z trzy cztery kroki, kładąc mnie na drugim łóżku. Przynajmniej łóżko Ethana nie ucierpi. Zsunął ze mnie koszulkę, spoglądając przez chwilę w kierunku nagiej powierzchni, po czym oparł kolano na łóżku między moimi udami, pochylając się i znów łącząc nasze usta. Sięgnąłem ręką do jego spodni, zsuwając je do połowy ud. Pozbywania się garderoby dokończył mężczyzna, odsuwając się i klękając nade mną. Mając okazję do przyglądania się, jeszcze chwila a doszedłbym z podniecenia samą jego posturą. Chwycił nogawki rybaczek, przez co już po chwili również leżałem w samej bieliźnie.
        Mężczyzna zawahał się, z lekką niepewnością krążąc wzrokiem, chociaż ewidentnie starał się ukryć zakłopotanie. Robił to pierwszy raz? Nie wiedział, o co chodziło? Chyba właśnie poczułem się równie pogubiony. Coś nie tak? Dobra, może trafię. W sumie... możliwe, że o to chodziło.
        — Otwórz szafkę — rzuciłem z uśmiechem, następnie przygryzając wargę.
        Przez chwilę nie reagował, po czym wykonał polecenie. Zamrugał, następnie spoglądając na mnie i kręcąc głową.
        — Przypadkiem trzymasz takie rzeczy w szafce? — zapytał z uśmieszkiem, wyjmując prezerwatywę i płyn.
        — Może. A może spodziewałem się „gościa”. — Wyszczerzyłem się, na co ten cicho się zaśmiał. Rzucił rzeczy obok mnie, zasuwając półkę i ponownie kładąc się, przejeżdżając językiem po moich ustach. — Zaczynasz mnie naprawdę zaskakiwać.
        — Ludzie oderwani od rzeczywistości są ciekawsi — mówiąc, zsunąłem z niego całkowicie bokserki.
        Ryan westchnął rozbawiony, napierając na moje krocze sztywnym członkiem. Nie mdlej, Jackson, nie mdlej. To tylko seksowny, napalony mężczyzna o ciele greckiego boga. Przydałoby mi się trochę tlenu i kubeł zimnej wody na ocucenie.
        Chwyciłem kwadratowe opakowanie, rozrywając je, przy czym językiem przejechałem po górnej wardze, wpatrując się głęboko w zielone oczy Coopera. Dłonią przejechałem po jego członku, następnie nasuwając na niego prezerwatywę wypracowanym ruchem. Nie pierwszy raz to robię, więc nie jest żadną trudnością. Za każdym razem, przypomina mi się irytujący moment zrobienia tego po raz pierwszy. Powiedzmy, że partner miał niezły ubaw, po czym obydwoje ze śmiechu potrzebowaliśmy przerwy, bo po prostu nie dało się odnowić seksualnej atmosfery. Moja niewiedza i brak zaspokojenia jej, dały mi nieźle popalić.
        Odchyliłem głowę, gdy mężczyzna zaczął składać rozgrzane pocałunki wzdłuż mojej szyi. Po chwili poczułem, jak odrobinę dłużej przyciska usta do mojego obojczyka, ale jednak zrezygnował, nie pozostawiając śladu. Ustami zjeżdżał coraz niżej, co sprawiało, że wręcz traciłem zmysły. Ponownie zatrzymał się, ale tym razem na moim biodrze. Po chwili mogłem podziwiać malinkę ozdabiającą moje ciało. Pomysłowe miejsce, tylko szkoda, że jesteśmy blisko plaży. W sumie mam to teraz gdzieś. Jeśli chce, to mogę wyglądać jak po ostrym seksie, nie obchodzi mnie to.
        Przejechałem dłonią po jego włosach, czochrając je. Ryan w tym czasie pozbył się moich bokserek, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy nagle poczułem w sobie jego palec. Cóż, było to odrobinę niespodziewane. Uchyliłem usta, oddychając powoli, podczas gdy mężczyzna jedną rękę trzymał pod moim karkiem, wpatrując się z seksownym uśmiechem w moje oczy, wciąż poruszając palcem. Po chwili dołożył do tego drugi, językiem sunąc wzdłuż mojej szyi. Powoli z powrotem robiło mi się duszno, pod wpływem tych ruchów.
        Zaprzestał, na co odchyliłem głowę do tyłu, przymrużając oczy. Przez chwilę nie dotykał mnie w żaden sposób, ale byłem zbyt rozkojarzony tym, co robił przed chwilą, aby sprawdzić czym zajmuje się teraz. Oblizałem wargi, otwierając oczy, gdy spotkałem się nagle z jego spojrzeniem. Dotknął swoimi ustami moich, następnie przesuwając mnie trochę w tył. Cóż, zalety leżenia w poprzek, no bo po co położyć się tak, jak powinno? Ułożyłem stopy na materacu, tym samym zginając nogi w kolanach. Mężczyzna z powrotem pochylił się, a ja mogłem odczuć, jak nawilżony członek ociera się o moje wejście. Odetchnąłem głęboko, przygryzając wargę.
        Syknąłem, gdy wsunął się we mnie do połowy. Wciąż gryząc się, spojrzałem na jego twarz, dostrzegając, że wpatruje się we mnie z zauroczeniem. Jęknąłem cicho, gdy wysunął się i ponownie wrócił. No nie powiem, do tego akurat nie byłem przyzwyczajony, że ktoś intensywnie przypatrywał mi się w tej sytuacji. Wykonałem ustami nieme „co?”, uśmiechając się lekko. Znów wydałem z siebie stłumiony dźwięk, gdy powtórzył czynność, tym razem odrobinę mocniej. Chyba zaczynałem rozumieć, o co chodziło. Najwyraźniej podniecało go, jakie emocje wywoływał u mnie. Najpewniej skupiłbym się na tym, gdyby nie fakt, że nagle zaczął miarowo poruszać się. Wywołał u mnie zdecydowaną falę rozkoszy, ale po chwili poruszał biodrami coraz szybciej i mocniej, dlatego uchyliłem usta, oddychając głośno i zdecydowanie nierówno.
        Odchyliłem głowę do tyłu, wyginając się, gdy powoli robił to naprawdę dobrze. Po chwili czułem jego usta na swoich, a jego język zaczął drażnić mój. Owinąłem ręce wokół jego karku, odwzajemniając pocałunek, coraz mocniej ściskając go, gdy zadawał mi przyjemność głębokimi ruchami. Ponownie odsunął się, tym razem minimalnie zmieniając kąt wsuwania się we mnie, na co właściwie niespecjalnie zwróciłem uwagę, przytłoczony doznaniem przyjemności. Jęknąłem nagle, gdy moje ciało przeszył dreszcz z powodu uderzenia w charakterystyczny punkt. Otworzyłem oczy, spoglądając na Ryana. Ten tylko uśmiechnął się szeroko, usatysfakcjonowany. Ponowił ruch, upewniając się, że wykonuje to tak samo. Mój kolejny jęk chyba upewnił go w tym, bo zaczął naprawdę szybko obijać się o prostatę, co tylko wywoływało u mnie kolejne dreszcze. W pewnym momencie nieświadomie wypowiedziałem nawet jego imię, co tylko popędzało go do kontynuowania tego.
        Zacisnąłem dłonie na kołdrze, już nawet nie zwracając uwagi na jego wzrok błądzący po mojej twarzy, gdy wykonywał te ruchy. Wygiąłem się lekko w kręgosłupie pod wpływem doznań, nie kontrolując teraz wydobywających się z moich ust dźwięków. Ułożył nagle ręce na moich ramionach, przytrzymując sztywno w miejscu i nadal poruszając biodrami, coraz to mocniej. Kompletnie oniemiałem, zaciskając powieki. Cokolwiek chciałem powiedzieć, poprzez głębokie wdechy było tak często przerywane, że nie zdołałem nic wymówić. Chyba jedyną rzeczą, było wymawianie krótkiego „O Boże” bądź „Ryan”. Zdecydowanie, ten mężczyzna potrafił uprawiać seks i to nie byle jak.
        Przeniósł dłonie na moje biodra, wciąż raz po raz uderzając w czuły punkt, co sprawiało, że powoli nie potrafiłem już kontrolować własnych reakcji. Niemalże szczytując, starałem się przygryzać wargę, aby stłumić jakoś jęki, żeby przypadkiem nie zwrócić zainteresowania przypadkowej osoby, która akurat mogłaby przechodzić. Choćbym nie wiem jak chciał, wytrzymanie kilku minut dłużej wydawało się niemożliwe. Gdyby nie to drażnienie prostaty, raczej wytrzymałbym dłużej. Jęknąłem głośniej, dochodząc, ale mimo to Ryan wciąż nie zaprzestawał ruchów. Kompletnie tym przytłoczony, jakoś udało mi się spojrzeć na mężczyznę, który rozpalonym spojrzeniem wpatrywał się we mnie.
        Czułem się naprawdę nietypowo, niby spełniony, ale jednak podniecałem się na nowo przez ciągłe ruchy jego bioder. Jeżeli ma zamiar mnie tak torturować, to ja się poddaję. Jeżeli za chwilę z tego odczuwanego gorąca nie omdleję, to chyba będzie cud. W dodatku słuchanie przyśpieszonego oddechu mężczyzny wywoływało u mnie drżenie. Po chwili jednak moje erotycznie sprzeczności zostały rozwiązane, gdy mężczyzna również doszedł, po kilku dodatkowych ruchach wysuwając się ze mnie.
        Położył się obok, odwracając mnie do siebie i łącząc nasze usta w pocałunku, jednak teraz nie tak namiętnym z prostych przyczyn. Byliśmy zbyt wyczerpani, aby konieczne były jakieś dodatkowe pieszczoty.
        Sam nie wiem ile tak przeleżeliśmy. W międzyczasie Ryan pozbył się prezerwatywy, objął mnie i zdążył złożyć na mojej szyi jeszcze kilka pocałunków. Aktualnie nie potrzebowaliśmy rozmowy oraz najwyraźniej żaden z nas nie przejmował się biegnącym czasem. Po prostu potrzebowaliśmy odpoczynku.
        — Co teraz? — zapytał w końcu, przerywając już długo trwającą ciszę swoim niskim głosem.
        — Co masz na myśli?
        — Skoro chciałeś uprawiać seks, a teraz jest już po wszystkim... więcej ode mnie niczego nie chcesz? — Powiedziałbym, że zabrzmiało to jak „teraz dasz mi spokój?”, ale fakt, że nie miał tego na myśli, zdradzał lekko zawiedziony głos.
        — Chcesz być tylko jednorazową zabawką? — odparłem, unosząc brew i z uśmieszkiem układając dłonie na jego klatce piersiowej.
        — Może nie — rzucił zalotnie, na co zważyłem powieki, wpatrując się w niego. Ukradł mi moją własną odpowiedź. — W takim razie, Panie Bardzo Chory — z kpiną podkreślił fakt o chorobie. — Co chcesz teraz robić?
        — Może masz jakieś swoje szkice, które mógłbyś mi pokazać? — Naprawdę chciałbym móc jakiś z nich zobaczyć, intrygowało mnie jego zainteresowanie malarstwem i ogółem sztuką.
        Cooper spojrzał na zegar, co również zrobiłem. Klasa miała wrócić dopiero za pięć godzin, tak więc musieliśmy znaleźć sobie jakieś czasochłonne zajęcie.
        — Właściwie to mam lepszy pomysł. Chodź za mną — szepnął, po czym usiadł, zaczynając zbierać ubrania z podłogi. Założył bokserki i dżinsowe rybaczki, koszulkę chwytając do ręki. Wstał, spoglądając na mnie wyczekująco. Szybko ubrałem się w podobne elementy garderoby, a następnie narzuciłem na siebie koszulkę. Szczerze? Ciekawiło mnie, co wykombinował.
        Już po chwili staliśmy na korytarzu, a on otwierał drzwi do swojego pokoju. Gdy wszedłem tam... trochę mnie zamurowało. Moje pierwsze odwiedziny tego pomieszczenia po ciemku, nie były zbyt dokładne. Teraz dostrzegłem, że miał mnóstwo zeszytów rozsypanych na biurku, jakieś ołówki, farby, no po prostu wszystko. Ogółem panował tutaj spory nieporządek. Nas to kontrolują, że ma być czysto, ale nauczyciel to może apokalipsę w pokoju trzymać...
        — Chciałeś zobaczyć moje szkice. A co powiesz na to, żeby być modelem? — spytał, co wywołało u mnie lekkie zaskoczenie.
        — Właściwie... niech będzie. — Uśmiechnąłem się, siadając we wskazanym miejscu na kanapie. Nigdy nie pozowałem do jakiegoś rysunku, więc nawet nie miałem pojęcia jak usiąść. Jakoś się uśmiechnąć? Albo nie? Dostrzegłem, że chwycił moje spodenki, na co zareagowałem nagłym zaskoczeniem. — Powtórka? — zażartowałem, chociaż dobrze wiedziałem, że nie o to chodzi.
        — Będzie to nietypowy szkic. Odrobinę okazujący twój charakter. — Podszedł do biurka, z bałaganu wyciągając podkładkę z kartkami A3, kilka ołówków i czarną farbkę. Kto normalny zabiera ze sobą zestaw malarski na wycieczkę? No cóż.
        Ryan nagle nałożył trochę farby na palce, następnie podchodząc do mnie i naznaczając moje policzki „walecznym” znaczkiem, w postaci dwóch poziomych pasków, po obu stronach. Uniosłem rozbawiony brew, następnie kierując się jego wskazówkami. Już po chwili siedziałem niemal nago, oparty o ścianę w lekkim rozkroku, bokserki mając zakryte specjalnie ułożoną kołdrą. Na zgiętym kolanie opierałem łokieć, przygryzając palec dłoni. Jak twierdził Cooper, właśnie to odzwierciedlało mój wewnętrzny charakter. Ewidentnie prowokująca poza, a znaczki na twarzy miały odzwierciedlać upartość w dążeniu do celu.
        Zapowiadało się, na kilka godzin siedzenia i wpatrywania się w postać skupionego mężczyzny, który raz po raz kreślił coś na specjalnym papierze. W sumie nie narzekam, widoki są całkiem, całkiem.


✖✖✖✖✖✖

Tak, ja jeszcze żyję! :D Przepraszam, że nie było mnie tak długo. Na drugim opowiadaniu tłumaczyłam po skrócie dlaczego. Wakacje, początek roku, problemy z nogą, nadrabianie opuszczonych godzin, wymagająca szkoła. Po prostu cudownie... i weź tu znajdź czas na pisanie... ale spokojnie, nie porzuciłam/nie porzucam i nie mam zamiaru przez najbliższy czas. :)
Jak wam się podobało? W końcu wyczekiwany moment od prologu. Mam nadzieję, że nie schrzaniłam tego.
Pozdrawiam! ♥