05 października 2015

9. Oblicze pożądania.

        Tym razem zaśnięcie przyszło mi o wiele lepiej niż poprzedniej nocy. Obyło się bez zwiedzania korytarza oraz łóżka Coopera, chociaż w sumie tego trochę mi brakowało. Móc czuć jego umięśnione ramiona obejmujące mnie, jest po prostu nad wyraz cudownym przeżyciem. Późnym wieczorem grzecznie, powiedzmy, położyłem się do łóżka, pochłonięty rozmową z Ethanem. Wspominał jeszcze o wydarzeniu z plaży, ale aczkolwiek niechętnie zbyłem go tą samą wymówką i szybko zmieniłem temat. Wolałem, aby nie wiedział czegoś, co może mu odrobinę zachwiać światopoglądem. Gdy czarnowłosy odleciał w krainy Morfeusza, kulturalnie przez około ponad pół godziny przeglądałem Tumblr. Już nie wnikajmy, co oglądałem, wiecie obrazki... filmiki... nieważne.
        Kolejne cudowne zaskoczenie, że nie obudził mnie sok, ani pasta na twarzy. Ethan najwyraźniej przestał być obrażony, a nikt jeszcze nie upił się na tyle, żeby smarował ludzi białą mazią. Jeszcze. Jeśli o tym mowa, to stoję właśnie w łazience, szczotkując zęby. Muszę przyznać, że z rana wyglądam jak zombie. Rozczochrane włosy, zaspany wyraz twarzy i uczucie pustego żołądka. Nie żebym miał o sobie wygórowane myślenie, ale chwila w toalecie i będę tak samo seksowny, jak zwykle. Dobra, powiedzmy, że raczej jestem seksowny. Chyba. Zresztą, zależy od gustu. Jackson, podobasz mi się i kropka. Matko jedyna, dość gadania do siebie.
        Wyplułem zawartość ust do umywalki, następnie przepłukując wodą i przemywając dokładnie twarz. Wytarłem się ręcznikiem, wykonałem jeszcze typowo toaletową sprawę, użyłem dezodorantu i jestem zdecydowanie gotowy do wyjazdu.
        No właśnie. Wyjazd. Prawie bym zapomniał, że dzisiaj udajemy się na jakże ciekawą wycieczkę do pobliskiego muzeum i gdzieś tam jeszcze. Dobra, lubię takie miejsca, ale gdy czuje się ucisk w spodniach poprzez konieczność patrzenia na pewnego mężczyznę, jest ponad wszystko. Nie mam jednak zamiaru pojechać tam jak skazaniec i niczym pies łasić się do Ryana. Nie, to nie są moje metody. Przed snem wymyśliłem jeszcze jeden plan. Muszę działać, naprawdę działać. Koniec z marzeniem i wyobrażaniem sobie, jak cudowne musi być uczucie towarzyszące przysłuchiwaniu się pełnych podniecenia jęków mężczyzny. W jakikolwiek sposób musiałem zostać w hotelu. Nie wiem jak, ale trzeba też wymyślić, żeby Ryan nie jechał. Mając cały ośrodek dla siebie, na pewno nie będzie choć trochę skrępowany. Co innego w nocy, gdy zawsze ktoś może przechodzić obok drzwi i usłyszeć o dźwięk za dużo.
        Wyszedłem z łazienki na tyle zamyślony, że zderzyłem się z Ethanem. Oczywiście poleciał standardowym tekstem:
        — Uważaj, jak chodzisz, a nie myślisz o nie wiadomo czym.
        — Wiesz, gdybyś ty też nie był zamyślony, to nie wpadlibyśmy na siebie, bo byś się przesunął. — Wyszczerzyłem się do niego, ukazując swoją radość z dostrzeżonego faktu, po czym poszedłem dalej, siadając na łóżku. Tak, wiem. To niegrzeczne. Starałem się, naprawdę starałem się tego nie powiedzieć, ale... — Mniej myślenia o tamtym opowiadaniu, a następnym razem unikniemy zderzenia się!
       — Jackson! — niemal natychmiast wrzasnął w odpowiedzi, ewidentnie rozzłoszczony, na co zaśmiałem się pod nosem. Nic do tego nie mam, ale dokuczanie mu jest zabawne. Cholernie zabawne.
       Kilkanaście minut później byłem w końcu gotowy do wyjścia. Chwyciłem torbę, wzdychając ciężko. Coraz mniej czasu, a ja wciąż nie mam planu. Takie życie przyjaciół, musiałem błagać Rose i Tamarę o pomoc. Oparłem się o szafę, czekając na Ethana. Do moich uszu dotarły przyciszone rozmowy głosów z zewnątrz, dokładnie mojego Boga Seksu i Czarownicy z Piekieł.
        — Polecasz to miejsce? — zapytała kobieta.
        — Tak, naprawdę warte zwiedzenia. Zwłaszcza latarnia morska. Lubię szukać inspiracji w takich miejscach, dlatego już nie raz tam bywałem — odparł Ryan, ale dalszej części rozmowy nie usłyszałem, bo ich głosy oddaliły się. O, czyli już tam był. Cóż, może jakoś zagadam z nim na ten temat? Inspiracji? Skarbie, czemu nie szukasz inspiracji podczas seksu...
        W każdym razie, jak zostać w hotelu? Musiałbym uciec ze zbiórki, ale zaczną mnie szukać i dostanę upomnienie lub coś w tym stylu, a nie wyobrażam sobie, że Ryan chętnie za mną pobiegnie. Trzeba spotkać się z okrutną prawdą, muszę wręcz zmusić go do zostania tutaj. A gdyby tak złamać mu i sobie nogę... Matko, czy ja naprawdę jestem tak zdesperowany? Chyba mi zaczyna odbijać. Chociaż w sumie... Ryan już tam był, więc nie musi jechać jakby co... gdyby coś mi się stało, nie pojechałbym... Jackson, jesteś geniuszem.

       Kilka minut później stałem przed budynkiem, nerwowo zaciskając pasek torby. Za chwilę miał podjechać autokar, coraz mniej czasu. Cholera. Przejechałem dłonią po włosach, dostrzegając wtedy wychodzące z budynku przyjaciółki, pochłonięte rozmową. Rose spojrzała w moim kierunku, uśmiechnęła się i podeszła wraz z Tam. Uniosła brew, dostrzegając najwyraźniej mój poddenerwowany wyraz twarzy.
       — Hej? — spytała niepewnie z lekkim uśmiechem.
       — Musicie mi pomóc. Szybko. Proszę — szepnąłem, spoglądając na nie błagalnie. — Mam dziesięć minut, żeby wyglądać jak zombie. Jakieśkolwiek pomysły? Nie wiem, jak wywołać wymioty? Przepraszam za osąd, ale jesteście dziewczynami, a one często mają różne metody, żeby zwymiotować czy coś... no wiesz...
       Poczułem się nagle bardzo malutki, gdy czerwonowłosa zgromiła mnie wzrokiem. Oj stąpam po cienkim lodzie.
       — Nie. Nie mam pomysłu, nie jestem i nie byłam anorektyczką. Teoretycznie mógłbyś włożyć dwa palce do ust, co spowoduje wymioty, ale sądząc po tym, jakich rozmiarów członek potrafisz zmieścić w ustach, to chyba nie pomoże — mruknęła.
       Splotłem ręce na wysokości ramion. Z kolei teraz ja byłem na nią zły. Pokręciłem głową, zwężając powieki. Po chwili zaprzestaliśmy tej kilku sekundowej wojny spojrzeń, gdy dziewczyna uśmiechnęła się.
        — Przepraszam, musiałam się odgryźć. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Nie chcesz jechać?
        — Właściwie to ja mam pomysł — odezwała się nagle Tamara, na co razem z Rose zareagowaliśmy jak odbicie lustrzane, nagle przypominając sobie o obecności dziewczyny. Szczerze? Nie przyszło mi do głowy, że coś wymyśli. Nie żebym coś... — To dość łatwe. Ale i wymaga poświeceń.
        — Warto. Tamara, kocham cię, jeśli mi pomożesz. Czyń cuda.
        — Dobra. Rose, weź coś ciężko zmywalnego i niebłyszczącego się, na przykład eyeliner lub tę ciemną kredkę i mini-minimalnie zacieniuj pod jego powiekami i przygotuj mi twój perfum. Resztą zajmę się ja. Och, Jackson, przygotuj sobie chusteczki — rzuciła, po czym odbiegła. W co ja się wpakowałem? Pomocy? Chyba zrezygnuję...
        — Co ona wyprawia? — spytała Rose z uniesioną brwią, wyszukując potrzebnych rzeczy z torebki. Co ona tam nosi? Perfum, eyeliner, kredka, może jeszcze kota stamtąd wyjmie? — No nic, dajmy jej działać. Aż tak nie chcesz jechać?
        — Po prostu... — Rozejrzałem się, czy nie ma nikogo w pobliżu na tyle, żeby nas usłyszał. — Jeżeli okropnie źle się poczuję, ktoś będzie musiał mnie przypilnować. Jest na tyle opiekunów, że Ryan mógłby zostać. Dlaczego on? To proste, był tam już nie raz, tak więc może zostać. Potrzebuję też waszej pomocy, abyście reagowały, jakbym poważnie źle się czuł. Ale nie na tyle, żebym musiał jechać do szpitala.
        — Jebany spryciarz. Wiedziałam, że to zrobisz. — Uśmiechnęła się szeroko, na co aż miałem ochotę się roześmiać. Miała rację, nie wytrzymam. — Dobra, a teraz zamknij oczy i nie ruszaj się. — Chwyciła do ręki jakiś element tego ich całego make-up'u, dlatego zrobiłem, co kazała, następnie czując jak jej delikatne palce pocierają skórę pod moimi oczami. — Okej, ledwo widoczne, czyli naturalnie. Wyglądasz, jakbyś całą noc nie spał. Kolejny argument?
        — To się nie uda, Ethan jest ze mną w pokoju i widział, że rano wręcz tryskałem zdrowiem. Musi wyjść na to, że nagle poczułem się naprawdę źle.
        Skrzywiłem się nagle, czując ohydny zapach. Właściwie to nie był przykry zapach, to był smród. Okropny. Jakby coś zdechło. Chociaż, nawet nie. Chyba płuca mi zwiędły. Rose również skrzywiła się, zakrywając nos dłonią. Wtedy dostrzegłem, że obok nas stała Tamara, trzymając jakiś woreczek.
        — Co to kurwa jest? — rzuciła bliska wymiotów czerwonowłosa, krzywiąc się.
        — Pomagam mu pomóc się naprawdę źle. Och, i potrzebuję twojego dezodorantu, bo inaczej wszyscy chyba poumierają w autokarze od mojego zapachu. — Wysunęła woreczek w moją stronę, a następnie usłyszałem najgorsze możliwe słowo w tej sytuacji. — Smacznego. — Uśmiechnęła się szeroko jak psychopata.
        — Co?! — Chwyciłem podaną rzecz z obrzydzeniem, spoglądając na zawartość. To było lekko zielonkawe jajko. O mój... Japier... nie. Nie, za chuja tego nie zjem. Nie ma mowy, do cholery. — Jebło cię? Ja mam zwymiotować, nie umrzeć! — syknąłem, ale na tyle cicho, żeby nie zwracać na nas uwagi innych. Dostrzegłem, że zeszli już prawie wszyscy, a nieopodal stali nauczyciele, wymieniając między sobą zdania. — Nie, nie dam rady. To ohydne. Niezdrowe. W ogóle, skąd to wytrzasnęłaś?!
        — Nie domyślasz się? W dzień przyjazdu mieliśmy to na kolację jako dodatek do kanapki. Tak, grzebałam w śmietniku. Tak, pogrzało mnie. Ja włożyłam rękę do śmietnika, to ty dasz radę to zjeść.
        — Tam, jesteś chora — stwierdziła Rose, kręcąc głową z obrzydzeniem. — Ale to ma sens... Będziesz po tym autentycznie źle się czuł.
        — Nie zjem tego — szepnął lekko przerażony.
        — Chcesz go przelecieć, czy nie? — warknęła czerwonowłosa.
        — No nie zjem tego!
        — Jedz to do cholery, bo sama wpakuję ci to do buzi — równie złym głosem ponagliła mnie Tamara.
        — No dobra! — Pokręciłem głową. — Czasami was nienawidzę.
        Nie wierzę, że naprawdę to zrobię. Poważnie zjem coś ze śmietnika. W dodatku lekko nadpsutego. Właściwie wąchanie tego wystarczało, abym miał chęć na wymioty. No właśnie, wąchanie. Wyjąłem dezodorant z torby, psikając się nim porządnie, aby nie dało się wyczuć niczego. Teraz to przydusił mnie ostry zapach. Raz się żyje. Muszę to zrobić. Ryan, obyś był tego wart. Normalnie po tym wyczynie, masz się pieprzyć jak grecki bóg.
        Dobra. Raz... dwa... trzy! Przyłożyłem woreczek do ust, następnie oddając go pustego dziewczynie, która natychmiast schowała go w głąb torby. Powstrzymałem automatyczny odruch wymiotny, przykładając dłoń do ust. Wytrzymam. Wytrzymam. Japierdole... Żułem coraz wolniej, powoli zmuszając się do przełknięcia. Czuliście kiedyś zapach zgniłego jajka? To teraz wyobraźcie sobie, jak to musi smakować.
        Rose ruszyła w kierunku nauczycieli, przybierając zmartwiony wyraz twarzy.
        — Proszę pani, Jackson nie najlepiej się czuje — powiedziała, wskazując palcem w moim kierunku. No to zaczynamy grę aktorską. Zauważyłem, że kilka osób spojrzało w moim kierunku. Pięknie.
        Nauczyciele zmarszczyli brwi, następnie idąc w moim kierunku.
        Starałem się. Starałem się to przełknąć. Właśnie zawartość powoli przesuwała się w kierunku mojego żołądka, gdy wręcz zakręciło mi się w głowie i potwornie mnie zemdliło. Zrobiło mi się okropnie duszno, a świat zawirował. Straciłem panowanie, odwracając się nagle i padając na kolana, zaczynając wymiotować. Gra na medal... Pewnie musiałem wyglądać jak umierający. Oparłem dłonie o trawę, łapiąc głębokie wdechy, wciąż zamroczony. Dopiero teraz usłyszałem spanikowany głos nauczycielki.
        — Co mu się stało?! Zatruł się?! Jackson, co się dzieje?
        — Mówił, że bardzo źle czuł się w nocy. Przebudził się i wymiotował, i miał trudności ze spaniem. Potem w końcu zasnął, ale rano musiał przebudzić się na zbiórkę. Poczuł się lepiej, w razie czego coś zjadł i przyszedł tutaj. — Rose brzmiała, jakby mówiła szczerą prawdę. Chętnie bym jej pogratulował, ale wciąż czułem na sobie zimny pot. Przymrużyłem powieki, gdy z powrotem zabrało mnie na wymioty. Tego się po prostu nie dało powstrzymać. Gdzieś za mną któraś z dziewczyn wydała z siebie dźwięk obrzydzenia. — Stojąc tu wyglądał coraz gorzej. Czy byłaby możliwość, żeby został? Martwię się o niego.
        — Poza tym ma chorobę lokomocyjną, a myślę, że w tym wypadku nawet tabletka nie pomoże. I jeszcze ta latarnia morska... — wtrąciła się Tamara.
        — Wiecie... Jackson wygląda naprawdę źle. Może mu się tylko pogorszyć. Może się czymś zatruł? Nie wiecie?
        — Nie, nie mamy pojęcia czym. Kiedyś było coś podobnego na kolonii, zjadł coś i zatruł się. Został wtedy w hotelu i wieczorem czuł się już lepiej.
        Nauczycielka nie odezwała się, najwyraźniej rozważając możliwości.
        Wciąż zamglonym wzrokiem wpatrywałem się w trawę, dostrzegając, jak ktoś kucnął obok mnie. Pani z biologii przygryzła wargę, lekko zniesmaczona, po czym przyłożyła dłoń do mojego czoła.
        — Nie wiem, kiepsko wygląda... — Spuściłem wzrok, na co dostrzegłem widok swoich wymiocin. Tak już mam, że to wywołało kolejne mdłości. Kobieta wstała, kręcąc głową. — Ktoś musi z nim zostać, chłopak nam tu zaraz zemdleje. — W międzyczasie wyjąłem chusteczkę z torby leżącej obok i przetarłem usta.
        — Niech będzie. Tylko kto zostanie? — spytała pani Roberts, co zabrzmiało dość retorycznie. — Dobra, wiecie gdzie jedziemy, Ryan zna trasę, więc w porządku.
        Już miałem zaczął płakać, że poświęciłem się na daremno, gdy usłyszałem głos mężczyzny. Dzięki ci!
        — Nie, nie. Ja zostanę. Słuchaj, byłem tam już nie raz. Nie muszę jechać znowu, dam sobie radę.
        — Naprawdę nie chcesz jechać? — zapytała nauczycielka z historii, czym jej głos odrobinę mnie zirytował. Zabrzmiała tak, jakby była wręcz zła, że mężczyzna nie chce jechać. Chyba ją pojebało.
        — Naprawdę. Jeżdżę tam bardzo często, wy za to jeszcze nie odwiedzałyście tego miejsca. — Przez chwilę milczał, może nad czymś myślał, lub coś sprawdzał? Kurwa jak mi niedobrze. — Autokar już podjechał, nie ma czasu. Dam sobie radę, zabiorę go do pokoju, poleży i wyzdrowieje. Akurat będę miał czas na dokończenie szkicu. Jakby coś się działo, będę dzwonił.
        — Dobra, dzięki Ryan — odezwała się moja wychowawczyni.
        — Zdrowiej, Jackson — szepnęła Rose, ostrożnie dotykając mojego ramiona. — Wiesz, trzymam kciuki. — To już zabrzmiało lekką sugestią. Właściwie plan się udał. A ja nie umrę na zatrucie, bo zdążyłem zwymiotować pewnie wszystko, co miałem w żołądku. Ohyda. Mój oddech chyba powaliłby samą śmierć do grobu... a przynajmniej ja tak to czułem. Chociaż w sumie zaczynałem czuć się odrobinę lepiej.
        — Dasz radę wstać? — spytał mężczyzna, kucając obok mnie. Już miałem odpowiedzieć, że tak, ale w porę ugryzłem się w język. To nie jest wykorzystywanie okazji, ja naprawdę bardzo źle się czuję... Tak przypadkiem, pokiwałem niczym pijak głową i próbując wstać, prawie się wywaliłem, kucając. — Nie, nie, nie wstawaj! — zaprzeczył zmartwionym głosem, pochylając się i przekładając moją rękę przez jego ramię, następnie unosząc mnie. Drugą ręką chwycił moje nogi, już po chwili niosąc mnie bez większego problemu,jak pannę młodą. Ruszył przed siebie, a ja zacząłem obserwować otoczenie, zauważając, że wszyscy poszli najprawdopodobniej na parking. Po chwili Ryan wszedł do budynku, krocząc pustym korytarzem. Uruchomił windę, wchodząc i naciskając odpowiedni przycisk na piętro. — No nieźle. Ile wypiłeś, że tak umierasz?
        — Nie piłem — odparłem cicho, marszcząc brwi, a w odpowiedzi mężczyzna zaśmiał się.
        — Kac morderca, takie życie. Często ktoś cię po imprezie musi odnosić do domu? — zaśmiał się, ukazując lśniące zęby, w momencie gdy drzwi windy rozsunęły się.
        — Naprawdę nie piłem. Po prostu źle się poczułem.
        Uniosłem wzrok, spoglądając na jego twarz. No czy ten mężczyzna nie był cudowny? Dajcie mi cierpliwość, bo jak dacie mi siłę, to go tu rozbiorę i przelecę... Oparłem głowę o jego klatkę piersiową, na co zareagował unosząc brew i na sekundę spoglądając na mnie. Może lekkie drażnienie się? No co, teraz już nie ma wyjścia.
        — Miło, że zostałeś — stwierdziłem cicho, zachowując neutralny wyraz twarzy. Ryan westchnął, następnie w końcu odpowiadając.
        — Chyba dziękuję, że pan został — upomniał mnie o formę grzecznościową, na co zareagowałem drażniącym uśmieszkiem.
        — Panie — wycedziłem, spoglądając w jego oczy.
        — Nie zaczynaj — mruknął, unikając mojego spojrzenia.
        Po chwili już byliśmy w moim i Ethana pokoju. Ryan rzucił kluczyk na stolik, następnie ostrożnie kładąc mnie na łóżku. Przyłożył mi dłoń do czoła, oceniając, czy mam gorączkę. Bez słowa zabrał rękę, zdejmując buty, a następnie podchodząc do okna. Spojrzał w kierunku horyzontu, jakby zastanawiając się nad czymś.
        Również pozbyłem się obuwia, kładąc je na ziemi.Niby miałbym idealny moment zainicjować pocałunek... ale nie ma mowy. Mój oddech zapewne słonia powali, więc to odpada. Za to jak skoczę do łazienki i przemyję zęby, będę mógł rozpocząć swój plan. Cieszyłem się niczym dziecko. Niby powinienem dla pewności poczekać... ale już nie dawałem rady. Po prostu jest zbyt seksowny. Musiałbym chyba zacząć zabawiać się sam ze sobą, aby móc w spokoju przy nim siedzieć. Wyobrażanie go sobie całkiem nagiego wręcz rozpala od środka. Zawsze szanuję czyjeś zdanie i fakt, czy ma na to ochotę. Jednak w tej sytuacji... no jeżeli on nie będzie chciał sprowadzić naszej relacji na ścieżkę łóżkową, to go chyba zgwałcę. Nie żartuję.
        Przymrużyłem oczy, oddychając głęboko, aby dojść do siebie. Jedno z najgorszych przeżyć w całym moim życiu. Zdecydowanie można do tego podpiąć plakietkę „Nie próbuj tego w domu”. Plan się udał, zjedzenie tego czegoś naprawdę wywołało wymioty, ale i tak zabiję Tamarę za ten pomysł. Wolałbym jakąś metodę, która po prostu zmusza do wymiotów, ale nie, najlepiej pójść po całości. Chociaż w sumie... przynajmniej nauczycielka bez wahania zostawiła mnie w hotelu.
        Przesunąłem się na krawędź łóżka, następnie wstając i idąc w kierunku łazienki. Cooper tylko obejrzał się za siebie, następnie wracając do swojej czynności. Chwyciłem pastę do zębów i szczoteczkę, po chwili dokładnie szorując wnętrze buzi. Po tym porządnym czyszczeniu, na wszelki wypadek na płukanie zużyłem dość sporo płynu do płukania ust. Teraz pewnie jadę miętą na kilometr, ale to o wiele lepsze. Przemyłem twarz wodą, następnie wracając do pokoju i posłusznie kładąc się na łóżku. Przekręciłem się na bok, uważnie wpatrując w mężczyznę. Każdy aspekt jego ciała był cudowny.
        — Jak ci się podobają widoki? — spytałem, chcąc przerwać panującą w pokoju ciszę. Ryan odwrócił się, opierając plecami o parapet i spoglądając na mnie zirytowanym wzrokiem, uchylając usta, jakby chciał znów przypomnieć mi o formie grzecznościowej, ale po chwili zrezygnował i tylko westchnął.
        — Jest bardzo ładnie. Widok z okien hotelu jest naprawdę satysfakcjonujący — stwierdził, kiwając lekko głową, rozglądając się przez chwilę po pomieszczeniu, po czym spojrzał w moim kierunku. — A jak ci się podoba na Florydzie?
        — Jak dla mnie mógłbym tutaj siedzieć do końca życia. Po prostu bosko — odparłem, nie odwracając wzroku w momencie, gdy nasze spojrzenia spotkały się. Trwaliśmy w kontakcie wzrokowym przez kilka cudownych sekund, ale wtedy Ryan odwrócił szybko wzrok, wpatrując się w podłogę. — Lunatykujesz? — zapytałem nagle, czym ewidentnie zaskoczyłem go.
        — Właściwie... podobno. Nie zdarza mi się to jednak często. Dlaczego pytasz?
        — Fajnie było móc z tobą porozmawiać, gdy "malowałeś" po ścianie. — Wykonałem w powietrzu gest cudzysłowu, następnie uśmiechając się.
        — Jak... Co masz na myśli? — zapytał, odpychając się od parapetu i siadając na łóżku Ethana, przodem do mnie.
        — Wybrałeś sobie noc na spacer po korytarzu, po czym palcem kreśliłeś po ścianie. Dość nietypowy widok — zaśmiałem się, rozbawiony jego nagłym skrępowaniem. — Tak poza tym, przyjemnie przytulasz.
        — C-co? — zająknął się, unosząc brew i spoglądając na mnie podejrzliwie. — Jackson, coś ty wyprawiał? Zresztą, chwila, mam rozumieć, że cię przytulałem?
        — Ja nic nie zrobiłem — rzuciłem na swoją obronę. — Odprowadziłem cię kulturalnie do pokoju, żebyś nie gubił się po korytarzach. No może położyłem się obok, ale to ty mnie objąłeś.
        Ryan pokręcił głową, kładąc łokieć na kolanie, podpierając podbródek na otwartej dłoni i uważnie przyglądając się mi. Przejechał dłonią po włosach, następnie kręcąc głową.
        — Nie rozumiem tutaj czegoś. Ty to wszystko robisz, dla głupiego żartu? Dlaczego wtedy nie skorzystałeś z okazji, żeby mi dokuczyć czy coś? Jakiś nowy poziom robienia na złość?
        Westchnąłem głęboko, kręcąc głową.
        — Tłumaczyłem już. Nie robię tego dla żartu — mruknąłem, przekręcając oczami. To było naprawdę irytujące, że wciąż odbierał to jako zakład z kolegami. Cóż, najwyraźniej muszę mu udowodnić, że się myli.
        — Więc dlaczego? — spytał wyraźnie dręczony tym pytaniem.
        Bez słowa wstałem z łóżka, zmierzając w kierunku mężczyzny. Wyprostował się, unosząc brew z zaciekawieniem, ale nic poza tym. Usiadłem nagle na jego kolanach, spontanicznie owijając ręce wokół jego szyi, łącząc nasze usta w mocnym pocałunku. Z lekkim lękiem oczekiwałem jego negatywnej lub pozytywnej reakcji. Przez chwilę nic nie robił, co podsycało moją nadzieję, że zbytnio się nie pośpieszyłem i dobrze oceniłem sytuację. Owinął mnie nagle rękoma wokół pleców, odwzajemniając pocałunek. To cudowne poczucie osaczenia przyprawiło mnie o dreszcze, sprawiając, że automatycznie w grę naszych ust włączyłem również języki. Ten mężczyzna naprawdę potrafił rozpalić do utraty zmysłów. Dotyk jego ust był po prostu cudowny.
        Po chwili odsunął ode mnie głowę, na co zareagowałem lekką tęsknotą do tego perfekcyjnego uczucia. Choćbym nie wiem jak chciał, nie byłem w stanie ukryć podniecenia nim. Najchętniej od razu przeszedłbym do etapu, gdy rzuca mnie na łóżko, rozbierając i bez zbędnego przedłużania wchodząc we mnie. Jednak to nie było takie proste. A szkoda.
        Ryan uchylił usta, wpatrując się we mnie z wysoko uniesionymi brwiami. Odwrócił głowę, mrugając powiekami, jakby dochodząc do siebie. Spojrzał na mnie, po czym z powrotem odwrócił wzrok. Powtórzył czynność jeszcze parę razy, na co miałem ochotę zacząć się śmiać, ale zamiast tego po prostu uśmiechałem się coraz szerzej. Wyglądał po prostu przekomicznie, próbując zrozumieć, co właśnie się stało.
        — Dobra, tego się nie spodziewałem. Wciąż jednak nie uzyskałem odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Dlaczego to robisz? O co tak właściwie chodzi?
        — Chodzi o ciebie — odparłem z uniesionym kącikiem ust.
        — Ale jak? Sytuacja z sali lekcyjnej, teraz to. Dlaczego?
        Pokręciłem głową, rozbawiony jego zagubieniem. Pochyliłem się, zbliżając usta do jego ucha, równocześnie przyciskając krok do jego bioder.
        — Chcę żebyś mnie pieprzył — szepnąłem, natychmiast odczuwając, jak jego mięśnie spięły się, a oddech na chwilę ustał. Dam mu chwilę, aż przeanalizuje to i zrozumie tak, jak chce. W końcu pewnie niecodziennie zdarza mu się usłyszeć coś takiego. Chociaż, sądząc po tym, jak jest seksowny, gdyby miał konto na portalu randkowym, jego skrzynka byłaby wiecznie pełna różnorakich propozycji.
        — Ch-chwila — powiedział szybko, uchylając usta i spoglądając na mnie, szukając cienia kpiny. Może nawet chciał, aby to był żart? — Poważnie? Przecież... Boże, Jackson, przecież nie mogę.
        — Możesz — odparłem, wyczuwając w jego głosie nutę wahania. W takim razie naprawdę to rozważał i przy odrobienie pozytywnej argumentacji i podtekstów z mojej strony, chyba nie skończy się to fiaskiem. Rose, wygrałaś zakład. Nie ma szans, że coś między nami dzisiaj nie zajdzie.
        — Nie mogę — powtórzył uparcie, kręcąc głową. — Jesteś niepełnoletni. Poza tym jestem twoim nauczycielem, a ty moim uczniem. Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby ktoś się dowiedział chociażby o tym, co wydarzyło się przed chwilą? Pojmujesz słowo konsekwencje?
        — Oczywiście, że tak. Dlatego robię to dyskretnie. Jeżeli tego pragniesz, to dlaczego by nie? Owszem, mógłbym zostać zawieszony w prawach ucznia, twoja kariera mogłaby się zakończyć i prawdopodobnie mogłyby być lekkie konflikty prawne, ale co z tego? Czy właśnie ryzyko nie jest tutaj głównym... hm, napięciem?
        — Jesteś szalony.
        — Możliwe. Ale wciąż siedzę na twoich kolanach, a normalnie z miejsca byś mnie zrzucił, czyyli, rozważasz to. — Posłałem mu pełen satysfakcji uśmiech, tak przypadkiem dłonią zjeżdżając po jego klatce piersiowej, następnie chwytając gumkę jego spodni.
        — Naprawdę jesteś szalony. Ale... a gdybym był heteroseksualny? I powiedział komuś? Nie boisz się o to?
        — Właściwie... to trochę się boję, to jednak ryzyko. Ale nie podejmuję pochopnych decyzji. Zazwyczaj — dodałem, na moment odwracając wzrok. — Wtedy w sali, nie przeszkodziły ci podteksty, nie wysłałeś mnie do dyrektora, ani nic z tych rzeczy. W takim razie to chyba jednak ci się spodobało — mówiąc, powoli wsuwałem dłoń do jego bokserek, sunąc opuszkami palców po jego skórze. Nauczyciel na ułamek sekundy spojrzał na moją dłoń, jednak nie zareagował.
        —  Dobra, nie jestem hetero, tylko biseksualny. Jak dla mnie, to wciąż szalone. Ja... no nie mogę. Nawet jeżeli, tak jak mówisz, bym chciał, to nie mogę — powiedział z lekką desperacją w głosie, gdy palcami przesuwałem wzdłuż jego członka. Jego penis był naprawdę wart uwagi. Chyba jednak warto było się poświęcić. — Jesteśmy na wycieczce szkolnej. Mam się tobą opiekować, nie mogę. Właśnie... opiekować — mruknął, unosząc brew do góry. Ups, tak trochę wpadka. — Widzę, że jakoś lepiej się czujesz. Cudowne wyzdrowienie?
        — Widzisz jak na mnie działasz, nawet się wyleczyłem. Może zrobiłem to specjalnie. Może akurat mi się poszczęściło... — mówiłem, udając, że nie jestem pewny, która z tych możliwości jest prawdziwa, jednak on sam domyślił się, bo ponownie spojrzał na mnie wilkiem. Nie. No nie dam rady dłużej prowadzić tej konwersacji. — Widzisz, głupieję przez ciebie. Przestań się zamartwiać i po prostu rozluźnij się — szepnąłem, nie czekając na jego reakcję i popychając lekko w tył. Z wyraźnym wahaniem podparł się na łokciach, marszcząc seksownie brwi, nie odpowiadając.
        Przygryzłem wargę, schodząc z kolan i rozpinając jego rozporek. Zsunąłem lekko jego spodnie, następnie ręką masując go przez materiał bokserek. Lekko ścisnąłem wypukły kształt, czując jak powoli twardnieje. Chwyciłem przylegający materiał, następnie powoli go zsuwając, odsłaniającym tym członka Ryana. Pod wpływem dotyku, mężczyzna wypuścił powoli powietrze, odchylając głowę do tyłu. Owinąłem wokół jego pokaźnego przyrodzenia dłoń, następnie powoli przejeżdżając wzdłuż językiem. Mimo iż najchętniej zabawiałbym się nim jak najdłużej, odkrywając każdą najmniejszą reakcję na poszczególny dotyk, byłem zbyt niecierpliwy.
        Uniosłem wzrok, spoglądając w jego oczy. Wciąż był ewidentnie niepewny, czy to, co robi, a raczej na co się zgadza jest właściwe. W sumie nawet i podobało mi się to jego zagubienie. Sprawienie mu przyjemności prawdopodobnie odmieni jego pogląd na rzeczy z trochę innej sfery. Jest wolny, biseksualny i młody. Każdy robi głupie rzeczy, dlaczego by z tego nie skorzystać? Ktoś powiedziałby mu, że jest nienormalny, pewnie sam o tym właśnie myśli, ale czy za chwilę będzie sobie zaprzątał tym głowę? Raczej nie.
        Ustami podrażniłem czubek penisa, następnie przejeżdżając w tym miejscu językiem. Podparłem się ręką o materac, przybierając wygodniejszą pozycję, klęcząc na jednym kolanie. Otoczyłem ustami jego członka, na co mężczyzna zadrżał. Uniosłem kącik ust do góry, zaciskając na nim dłoń i wsuwając go głębiej do ust. Zacząłem miarowo poruszać głową, dłonią krążąc po jego udzie oraz mosznie. Pochyliłem się mocniej, tym samym ssąc go do połowy. Cały czas starałem się pogłębiać ruchy, jednak powoli zaczynało mi brakować tlenu. Przyśpieszyłem, ściskając dłonią podstawę przyrodzenia, po chwili słysząc jego głośne oddechy.
        Unosząc wzrok, dostrzegłem jego podniecony wyraz twarzy. Zdradzały go lekkie rumieńce oraz szeroko uchylone usta, z których wydobywał się świst powietrza z każdym ruchem mojej głowy. Widok go w tym stanie był tak cholernie podniecający, że najchętniej nigdy bym nie przestawał. W końcu wysunąłem go z ust, aby unormować oddech. Nie tracąc jednak czasu, językiem drażniłem jego czubek, gorącym powietrzem owiewając go. Zauważyłem, że zaczął zaciskać dłonie na kołdrze. Tak właściwie leżeliśmy na kołdrze... ou... Cóż, wybacz Ethan. Podobało mi się, jak zaciskał dłonie, dzięki czemu napinał mięśnie. Wyglądał wtedy na dominującego mężczyznę, za co kochałem swoich partnerów. Zdecydowana większość moich kochanków mogła poszczycić się dobrą budową i postawą dominatora. Nie zawsze, ale znacznie częściej. Może było to nietypowe, ale w odróżnieniu od większości, nie zrażało mnie okazywanie tej siły. Szczególnie jeśli chodziło o trzymanie rąk na głowie. Co prawda było to odrobinę, jak twierdzą inni, poniżające, ale ja nie dostrzegałem tego w złym świetle.
        Językiem naparłem na charakterystyczną dziurkę członka, na co mężczyzna jęknął zaskoczony, odruchem kładąc dłoń na moim barku. Prawie dobrze. Wsunąłem go do ust, wciąż wykonując ten nietypowy gest, na co Ryan przygryzł wargę, kładąc dłoń na moich włosach. Tak, teraz dobrze. Aby psychologicznie pokazać mu, że jest to oczekiwany gest, ponownie zacząłem ssać go mocno, aż sam zaczął, możliwe nieświadomie, nadawać tempo, naciskając na tył mojej głowy. Gdy załapał ten prosty gest, odczułem odrobinę radości, że w końcu poczuł się swobodniej, bo teraz jego dotyk przestawał być niepewny.
        Nie potrafiłem nic na to poradzić, że widziałem go w świetle dominatora i właśnie takiego, chciałbym go poznać w łóżku. Fantazjowanie o nim wręcz weszło mi w nawyk od tych kilku tygodni. Nawet przeglądane gify na Tumblrze sprawiały, że moja wyobraźnia zawsze widziała tam go.
        Odsunąłem nagle głowę, spoglądając na lekko błyszczącego od śliny penisa. Naprawdę, mógłbym tak spędzić sporo czasu, ale dzisiaj miałem zamiar postąpić o spory krok dalej w naszej znajomości. Usiadłem na jego udach, na co Ryan spojrzał na mnie, dysząc. Palcem wskazującym wykonałem gest, który miał przywołać go do mnie. Przygryzł wargę, siadając i momentalnie przywierając do moich ust, jedną dłoń kładąc na dole moich pleców, a drugą z tyłu głowy, przyciągając mnie do siebie. Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to, ale i zdecydowanie pobudziło „kolegę” w spodniach.
        Chwyciłem materiał jego koszulki, następnie ściągając ją, na moment przerywając spotkanie naszych ust. Sądząc po tym, jak łapczywie kontynuował pocałunek, chyba naprawdę udało mi się go napalić. Trafiłem do raju. Jeszcze chwila, a będę potrzebował reanimacji. Z naturalnych przyczyn nasze usta rozstały się, dając teraz chwilę dla siebie spojrzeniom.
        — Wciąż tego chcesz? — spytał cholernie seksownym niskim głosem, co wywołało odczucie gorąca w moim organizmie.
        — A wyglądam jakbym nie chciał? — odparłem pytaniem na pytanie z rozbawionym uśmieszkiem.
        Ryan zaśmiał się, następnie z powrotem mnie całując. Wstał, przytrzymując moje uda, na co odruchem owinąłem go nogami wokół bioder. Przeszedł z trzy cztery kroki, kładąc mnie na drugim łóżku. Przynajmniej łóżko Ethana nie ucierpi. Zsunął ze mnie koszulkę, spoglądając przez chwilę w kierunku nagiej powierzchni, po czym oparł kolano na łóżku między moimi udami, pochylając się i znów łącząc nasze usta. Sięgnąłem ręką do jego spodni, zsuwając je do połowy ud. Pozbywania się garderoby dokończył mężczyzna, odsuwając się i klękając nade mną. Mając okazję do przyglądania się, jeszcze chwila a doszedłbym z podniecenia samą jego posturą. Chwycił nogawki rybaczek, przez co już po chwili również leżałem w samej bieliźnie.
        Mężczyzna zawahał się, z lekką niepewnością krążąc wzrokiem, chociaż ewidentnie starał się ukryć zakłopotanie. Robił to pierwszy raz? Nie wiedział, o co chodziło? Chyba właśnie poczułem się równie pogubiony. Coś nie tak? Dobra, może trafię. W sumie... możliwe, że o to chodziło.
        — Otwórz szafkę — rzuciłem z uśmiechem, następnie przygryzając wargę.
        Przez chwilę nie reagował, po czym wykonał polecenie. Zamrugał, następnie spoglądając na mnie i kręcąc głową.
        — Przypadkiem trzymasz takie rzeczy w szafce? — zapytał z uśmieszkiem, wyjmując prezerwatywę i płyn.
        — Może. A może spodziewałem się „gościa”. — Wyszczerzyłem się, na co ten cicho się zaśmiał. Rzucił rzeczy obok mnie, zasuwając półkę i ponownie kładąc się, przejeżdżając językiem po moich ustach. — Zaczynasz mnie naprawdę zaskakiwać.
        — Ludzie oderwani od rzeczywistości są ciekawsi — mówiąc, zsunąłem z niego całkowicie bokserki.
        Ryan westchnął rozbawiony, napierając na moje krocze sztywnym członkiem. Nie mdlej, Jackson, nie mdlej. To tylko seksowny, napalony mężczyzna o ciele greckiego boga. Przydałoby mi się trochę tlenu i kubeł zimnej wody na ocucenie.
        Chwyciłem kwadratowe opakowanie, rozrywając je, przy czym językiem przejechałem po górnej wardze, wpatrując się głęboko w zielone oczy Coopera. Dłonią przejechałem po jego członku, następnie nasuwając na niego prezerwatywę wypracowanym ruchem. Nie pierwszy raz to robię, więc nie jest żadną trudnością. Za każdym razem, przypomina mi się irytujący moment zrobienia tego po raz pierwszy. Powiedzmy, że partner miał niezły ubaw, po czym obydwoje ze śmiechu potrzebowaliśmy przerwy, bo po prostu nie dało się odnowić seksualnej atmosfery. Moja niewiedza i brak zaspokojenia jej, dały mi nieźle popalić.
        Odchyliłem głowę, gdy mężczyzna zaczął składać rozgrzane pocałunki wzdłuż mojej szyi. Po chwili poczułem, jak odrobinę dłużej przyciska usta do mojego obojczyka, ale jednak zrezygnował, nie pozostawiając śladu. Ustami zjeżdżał coraz niżej, co sprawiało, że wręcz traciłem zmysły. Ponownie zatrzymał się, ale tym razem na moim biodrze. Po chwili mogłem podziwiać malinkę ozdabiającą moje ciało. Pomysłowe miejsce, tylko szkoda, że jesteśmy blisko plaży. W sumie mam to teraz gdzieś. Jeśli chce, to mogę wyglądać jak po ostrym seksie, nie obchodzi mnie to.
        Przejechałem dłonią po jego włosach, czochrając je. Ryan w tym czasie pozbył się moich bokserek, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. Z moich ust wydobył się cichy jęk, gdy nagle poczułem w sobie jego palec. Cóż, było to odrobinę niespodziewane. Uchyliłem usta, oddychając powoli, podczas gdy mężczyzna jedną rękę trzymał pod moim karkiem, wpatrując się z seksownym uśmiechem w moje oczy, wciąż poruszając palcem. Po chwili dołożył do tego drugi, językiem sunąc wzdłuż mojej szyi. Powoli z powrotem robiło mi się duszno, pod wpływem tych ruchów.
        Zaprzestał, na co odchyliłem głowę do tyłu, przymrużając oczy. Przez chwilę nie dotykał mnie w żaden sposób, ale byłem zbyt rozkojarzony tym, co robił przed chwilą, aby sprawdzić czym zajmuje się teraz. Oblizałem wargi, otwierając oczy, gdy spotkałem się nagle z jego spojrzeniem. Dotknął swoimi ustami moich, następnie przesuwając mnie trochę w tył. Cóż, zalety leżenia w poprzek, no bo po co położyć się tak, jak powinno? Ułożyłem stopy na materacu, tym samym zginając nogi w kolanach. Mężczyzna z powrotem pochylił się, a ja mogłem odczuć, jak nawilżony członek ociera się o moje wejście. Odetchnąłem głęboko, przygryzając wargę.
        Syknąłem, gdy wsunął się we mnie do połowy. Wciąż gryząc się, spojrzałem na jego twarz, dostrzegając, że wpatruje się we mnie z zauroczeniem. Jęknąłem cicho, gdy wysunął się i ponownie wrócił. No nie powiem, do tego akurat nie byłem przyzwyczajony, że ktoś intensywnie przypatrywał mi się w tej sytuacji. Wykonałem ustami nieme „co?”, uśmiechając się lekko. Znów wydałem z siebie stłumiony dźwięk, gdy powtórzył czynność, tym razem odrobinę mocniej. Chyba zaczynałem rozumieć, o co chodziło. Najwyraźniej podniecało go, jakie emocje wywoływał u mnie. Najpewniej skupiłbym się na tym, gdyby nie fakt, że nagle zaczął miarowo poruszać się. Wywołał u mnie zdecydowaną falę rozkoszy, ale po chwili poruszał biodrami coraz szybciej i mocniej, dlatego uchyliłem usta, oddychając głośno i zdecydowanie nierówno.
        Odchyliłem głowę do tyłu, wyginając się, gdy powoli robił to naprawdę dobrze. Po chwili czułem jego usta na swoich, a jego język zaczął drażnić mój. Owinąłem ręce wokół jego karku, odwzajemniając pocałunek, coraz mocniej ściskając go, gdy zadawał mi przyjemność głębokimi ruchami. Ponownie odsunął się, tym razem minimalnie zmieniając kąt wsuwania się we mnie, na co właściwie niespecjalnie zwróciłem uwagę, przytłoczony doznaniem przyjemności. Jęknąłem nagle, gdy moje ciało przeszył dreszcz z powodu uderzenia w charakterystyczny punkt. Otworzyłem oczy, spoglądając na Ryana. Ten tylko uśmiechnął się szeroko, usatysfakcjonowany. Ponowił ruch, upewniając się, że wykonuje to tak samo. Mój kolejny jęk chyba upewnił go w tym, bo zaczął naprawdę szybko obijać się o prostatę, co tylko wywoływało u mnie kolejne dreszcze. W pewnym momencie nieświadomie wypowiedziałem nawet jego imię, co tylko popędzało go do kontynuowania tego.
        Zacisnąłem dłonie na kołdrze, już nawet nie zwracając uwagi na jego wzrok błądzący po mojej twarzy, gdy wykonywał te ruchy. Wygiąłem się lekko w kręgosłupie pod wpływem doznań, nie kontrolując teraz wydobywających się z moich ust dźwięków. Ułożył nagle ręce na moich ramionach, przytrzymując sztywno w miejscu i nadal poruszając biodrami, coraz to mocniej. Kompletnie oniemiałem, zaciskając powieki. Cokolwiek chciałem powiedzieć, poprzez głębokie wdechy było tak często przerywane, że nie zdołałem nic wymówić. Chyba jedyną rzeczą, było wymawianie krótkiego „O Boże” bądź „Ryan”. Zdecydowanie, ten mężczyzna potrafił uprawiać seks i to nie byle jak.
        Przeniósł dłonie na moje biodra, wciąż raz po raz uderzając w czuły punkt, co sprawiało, że powoli nie potrafiłem już kontrolować własnych reakcji. Niemalże szczytując, starałem się przygryzać wargę, aby stłumić jakoś jęki, żeby przypadkiem nie zwrócić zainteresowania przypadkowej osoby, która akurat mogłaby przechodzić. Choćbym nie wiem jak chciał, wytrzymanie kilku minut dłużej wydawało się niemożliwe. Gdyby nie to drażnienie prostaty, raczej wytrzymałbym dłużej. Jęknąłem głośniej, dochodząc, ale mimo to Ryan wciąż nie zaprzestawał ruchów. Kompletnie tym przytłoczony, jakoś udało mi się spojrzeć na mężczyznę, który rozpalonym spojrzeniem wpatrywał się we mnie.
        Czułem się naprawdę nietypowo, niby spełniony, ale jednak podniecałem się na nowo przez ciągłe ruchy jego bioder. Jeżeli ma zamiar mnie tak torturować, to ja się poddaję. Jeżeli za chwilę z tego odczuwanego gorąca nie omdleję, to chyba będzie cud. W dodatku słuchanie przyśpieszonego oddechu mężczyzny wywoływało u mnie drżenie. Po chwili jednak moje erotycznie sprzeczności zostały rozwiązane, gdy mężczyzna również doszedł, po kilku dodatkowych ruchach wysuwając się ze mnie.
        Położył się obok, odwracając mnie do siebie i łącząc nasze usta w pocałunku, jednak teraz nie tak namiętnym z prostych przyczyn. Byliśmy zbyt wyczerpani, aby konieczne były jakieś dodatkowe pieszczoty.
        Sam nie wiem ile tak przeleżeliśmy. W międzyczasie Ryan pozbył się prezerwatywy, objął mnie i zdążył złożyć na mojej szyi jeszcze kilka pocałunków. Aktualnie nie potrzebowaliśmy rozmowy oraz najwyraźniej żaden z nas nie przejmował się biegnącym czasem. Po prostu potrzebowaliśmy odpoczynku.
        — Co teraz? — zapytał w końcu, przerywając już długo trwającą ciszę swoim niskim głosem.
        — Co masz na myśli?
        — Skoro chciałeś uprawiać seks, a teraz jest już po wszystkim... więcej ode mnie niczego nie chcesz? — Powiedziałbym, że zabrzmiało to jak „teraz dasz mi spokój?”, ale fakt, że nie miał tego na myśli, zdradzał lekko zawiedziony głos.
        — Chcesz być tylko jednorazową zabawką? — odparłem, unosząc brew i z uśmieszkiem układając dłonie na jego klatce piersiowej.
        — Może nie — rzucił zalotnie, na co zważyłem powieki, wpatrując się w niego. Ukradł mi moją własną odpowiedź. — W takim razie, Panie Bardzo Chory — z kpiną podkreślił fakt o chorobie. — Co chcesz teraz robić?
        — Może masz jakieś swoje szkice, które mógłbyś mi pokazać? — Naprawdę chciałbym móc jakiś z nich zobaczyć, intrygowało mnie jego zainteresowanie malarstwem i ogółem sztuką.
        Cooper spojrzał na zegar, co również zrobiłem. Klasa miała wrócić dopiero za pięć godzin, tak więc musieliśmy znaleźć sobie jakieś czasochłonne zajęcie.
        — Właściwie to mam lepszy pomysł. Chodź za mną — szepnął, po czym usiadł, zaczynając zbierać ubrania z podłogi. Założył bokserki i dżinsowe rybaczki, koszulkę chwytając do ręki. Wstał, spoglądając na mnie wyczekująco. Szybko ubrałem się w podobne elementy garderoby, a następnie narzuciłem na siebie koszulkę. Szczerze? Ciekawiło mnie, co wykombinował.
        Już po chwili staliśmy na korytarzu, a on otwierał drzwi do swojego pokoju. Gdy wszedłem tam... trochę mnie zamurowało. Moje pierwsze odwiedziny tego pomieszczenia po ciemku, nie były zbyt dokładne. Teraz dostrzegłem, że miał mnóstwo zeszytów rozsypanych na biurku, jakieś ołówki, farby, no po prostu wszystko. Ogółem panował tutaj spory nieporządek. Nas to kontrolują, że ma być czysto, ale nauczyciel to może apokalipsę w pokoju trzymać...
        — Chciałeś zobaczyć moje szkice. A co powiesz na to, żeby być modelem? — spytał, co wywołało u mnie lekkie zaskoczenie.
        — Właściwie... niech będzie. — Uśmiechnąłem się, siadając we wskazanym miejscu na kanapie. Nigdy nie pozowałem do jakiegoś rysunku, więc nawet nie miałem pojęcia jak usiąść. Jakoś się uśmiechnąć? Albo nie? Dostrzegłem, że chwycił moje spodenki, na co zareagowałem nagłym zaskoczeniem. — Powtórka? — zażartowałem, chociaż dobrze wiedziałem, że nie o to chodzi.
        — Będzie to nietypowy szkic. Odrobinę okazujący twój charakter. — Podszedł do biurka, z bałaganu wyciągając podkładkę z kartkami A3, kilka ołówków i czarną farbkę. Kto normalny zabiera ze sobą zestaw malarski na wycieczkę? No cóż.
        Ryan nagle nałożył trochę farby na palce, następnie podchodząc do mnie i naznaczając moje policzki „walecznym” znaczkiem, w postaci dwóch poziomych pasków, po obu stronach. Uniosłem rozbawiony brew, następnie kierując się jego wskazówkami. Już po chwili siedziałem niemal nago, oparty o ścianę w lekkim rozkroku, bokserki mając zakryte specjalnie ułożoną kołdrą. Na zgiętym kolanie opierałem łokieć, przygryzając palec dłoni. Jak twierdził Cooper, właśnie to odzwierciedlało mój wewnętrzny charakter. Ewidentnie prowokująca poza, a znaczki na twarzy miały odzwierciedlać upartość w dążeniu do celu.
        Zapowiadało się, na kilka godzin siedzenia i wpatrywania się w postać skupionego mężczyzny, który raz po raz kreślił coś na specjalnym papierze. W sumie nie narzekam, widoki są całkiem, całkiem.


✖✖✖✖✖✖

Tak, ja jeszcze żyję! :D Przepraszam, że nie było mnie tak długo. Na drugim opowiadaniu tłumaczyłam po skrócie dlaczego. Wakacje, początek roku, problemy z nogą, nadrabianie opuszczonych godzin, wymagająca szkoła. Po prostu cudownie... i weź tu znajdź czas na pisanie... ale spokojnie, nie porzuciłam/nie porzucam i nie mam zamiaru przez najbliższy czas. :)
Jak wam się podobało? W końcu wyczekiwany moment od prologu. Mam nadzieję, że nie schrzaniłam tego.
Pozdrawiam! ♥