13 sierpnia 2015

8. Wypoczynek.

        Otworzyłem powoli oczy. Po prostu już to widziałem w swojej wyobraźni. Obudzi mnie cudowny blask promieni słonecznych dochodzący z okna. Może i będę czuł się jak przebudzony zombie, ale wyjdę do okna, odetchnę morskim powietrzem i słodko ułożę głowę na parapecie, przyglądając się mewom dziobiącym piasek. Zamienię parę słów z Ethanem, przebiorę się w jakieś ciuchy, postaram się ogarnąć jakoś włosy i twarz, a potem zejdziemy na śniadanie. Idealnie, prawda? Zapach jakiegoś pysznego śniadanka i przyglądanie się Ryanowi. Och, jak dobrze, że za marzenia nie każą. No właśnie, marzenia.
        To było naprawdę owocującym wyobrażeniem poranku. Ale nie. Wiecie dlaczego? Bo dosłownie po otwarciu oczu, właśnie zamknąłem je ponownie, zaczynając pluć. Oberwałem w twarz jakimś zasranym sokiem owocowym! A niech cię mewy zadziobią, ty zjebie!
        — Ethan, porąbało cię?! — wrzasnąłem, momentalnie siadając i ścierając z twarzy coś, co pachniało sokiem jabłkowym. Usłyszałem głośny śmiech, który wydał z siebie mój przyjaciel. Co za ironia. — Boże, dziecko drogie, nie masz co robić?! — mruknąłem ponownie, powoli otwierając oczy i czując, jak kilka krople lepiącego napoju spływa również na moją klatkę piersiową. — Ty niedorozwoju, co ci podpowiedziało, żebyś tak zrobił? Wiesz, gdzie se możesz wsadzić ten swój soczek!
        Spojrzałem na niego wściekły. Niech wie, że nienawidzę takich głupich pobudek. Kiedyś wujek obudził mnie o czwartej rano, wylewając na mnie wiaderko wody, bo nie chciałem wstać, żeby jechać na głupie ryby. Cały dzień byłem naburmuszony, łóżko było zalane, ale członek rodziny był szczęśliwy jak małe dziecko, które zrobiło psikusa. Podobnie z moim czarnowłosym, jeszcze, przyjacielem. Turlał się po łóżku w najlepsze.
        — To zemsta! Za zabranie mi wczoraj telefonu! — odparł, w końcu się uspokajając. — Żebyś ty widział swoją minę...
        Dobra, muszę przyznać, uśmiechnąłem się. Może i jestem teraz cały klejący, ale... niech ma swoją satysfakcję, że zrobił mi na złość. W końcu naruszyłem w pewnym stopniu jego prywatność. Poza tym... niech się dziecko cieszy, nie będę taki. Zastanowiła mnie pewna rzecz, którą można by fajnie wykorzystać.
        — Dziękuję, kochany, cudowna pobudka. — Tym razem spojrzałem na niego z miną uśmiechu psychopaty, ale po chwili po prostu byłem wesoły, unosząc charakterystycznie brew. — Mam jednak pytanie. Oberwałem tym sokiem, dosłownie w momencie budzenia się. Ethan, czy ty klęczałeś obok mojego łóżka, że wiedziałeś, kiedy się budzę?
        Punkt dla mnie, bo jakoś tak... zrzedła mu mina. Wiecie, rozglądanie się częściowo na boki, nerwowe ruchy dłoni. Takie drobne informacje są mi przydatne, gdy chcę z kimś rozpocząć na przykład romans. Zdążyłem opanować sztukę czytania takich ruchów. Pokazuje mi to, na ile mogę sobie pozwolić.
        — No... nie... Tak jakoś akurat trafiłem.
        — Powiedzmy, że ci wierzę. — Wciąż posyłałem mu sugestywne spojrzenie. — W każdym razie, nawet jeśli, to w pełni cię rozumiem. Jestem tak boski, że możesz patrzeć do woli, nie będę ci tego zakazywał. — Wyszczerzyłem się szeroko, łącząc dłonie i mrugając powiekami, po czym nie czekając na jego reakcję, zszedłem z łóżka.
        — Taaa, jest naprawdę bardzo na co patrzeć — odparł, a w jego głosie dało się wyczuć żartobliwy sarkazm.
        Podszedłem do szafy, na razie olewając umycie twarzy. Stojąc do niego tyłem, zacząłem przeglądać ciuchy. Nie ma na co patrzeć... ale mimo to patrzysz. Na moich ustach wciąż utrzymywał się lekki uśmieszek. Po prostu miałem wrażenie, że na mnie patrzy.
        Wybrałem krótkie spodenki w kolorze czarnego i srebrnego oraz motywu pomarańczowych palm. Spojrzałem na koszulki.
        — Ethan, jak bardzo jest ciepło? — spytałem. Nie wiem, czy wybrać bokserkę, czy zwykłą koszulkę, czy najlepiej jej brak.
        — Jak na Syberii.
        Westchnąłem, odwracając się z uśmiechem i zauważyłem, że wciąż siedział w tym samym miejscu, odwracając szybko wzrok.
        — Idioto, poważnie pytam.
        — Tak, Jackson, jest tam ciepło, bo to w końcu Floryda. Nie musisz brać kurtki. Wystarczy, jak ubierzesz bokserkę. Podać też ciśnienie? — spytał jakby znudzonym głosem. Ewidentnie coś było nie tak. Cholera.
        — Nie musisz. Dzięki za pomoc. — Wyjąłem białą bokserkę z napisem „Cool”, którą pewnie ubiorę jedynie na śniadanie. Chwyciłem pierwsze lepsze bokserki, po czym usiadłem na swoim łóżku, po turecku, dokładnie naprzeciwko niego. Z reguły nie jestem osobą wstydliwą, tak więc odważnie spojrzałem mu w oczy. — Przepraszam.
        Wydał się jakby równie zakłopotany i zaskoczony. Mimo to... nie odezwał się. Zaczął jakby myśleć nad odpowiedzią, błądząc po wszystkim wzrokiem. Nie przeszkadzało mi to, mogłem poczekać. Ważne, żeby nie było między nami napięć. Naprawdę nie chciałem się z nim kłócić. To, że się obrażał, nie było powodem, abym myślał, że jest pizdą albo idiotą. Każdy ma prawo do takich rzeczy. Prywatność jest dla niego ważna, bał się mojej reakcji i kropka. Już kiedyś spotkałem się z przypadkiem, gdy kumpel nabijał się ze mnie, a potem jeszcze żartował z tego, że się obraziłem i zachowuję jak ciota. Tego typu odzywki nie są w moim zwyczaju.
        — Nie masz za co, serio — odezwał się w końcu.
        — Mam. Wtrąciłem się w twoją prywatność i przepraszam. Po prostu dla mnie takie rzeczy nie są niczym wstydliwym, ale nie pomyślałem, że ciebie mogło urazić.
        — Ja... no... sory, zachowuję się jak dzieciak albo laska mająca okres. Już jest poważnie okej, daj spokój, przecież nie będę się o to wiecznie złościł. — Na jego twarzy w końcu zagościł szczery uśmiech. — Jeżeli będziesz chciał poczytać jakieś erotyki, to się grzecznie pyta, a nie wyrywa telefon. A tak poza tym, umyj się, bo błyszczysz się od tego soku.
        O właśnie... Zeskoczyłem z łóżka, chwytając ciuchy i kierując się do łazienki.
        — Widzisz, sam przyznałeś się, że to erotyk — rzuciłem z lekkim rozbawieniem, na co on zareagował westchnięciem, a następnie śmiechem. Najwyraźniej jednak ten poranek zapowiadał się tak, jak sobie wymarzyłem.

        Ze wciąż zamkniętymi oczami wylegiwałem się na słońcu, słuchając szumu fal, pisków dziewczyn, które ktoś oblewał wodą, natłoku rozmów, które jednak wydawały się brzmieć naprawdę cicho, oraz co jakiś czas szumu piasku, gdy ktoś przechodził lub przebiegał obok mnie. Pogoda była świetna, prażyło do tego stopnia, że czułem jak cała moja skóra się nagrzewa. Wiecie czego nienawidzę w opalaniu się? Faktu, że bolą oczy. Robią się takie dziwne plamy i mroczki, gdy się je otworzy... ale oczywiście nie mogę założyć przyciemnianych okularów. Nie widzi mi się na opalonej skórze jasna maska niczym u superbohatera.
        Na ręczniku było tak przytulnie... i ciepło... i przyjemnie... że najchętniej bym się tutaj zdrzemnął. Poważnie. Nawet rozum zaczął mi podpowiadać, że przecież oparzenie słoneczne nie jest niczym złym. Fakt, że słońce góruje i daje czadu, oj tam. No zaśnij, Jackson, zaśnij, to tylko niebezpieczne dla twojego zdrowia... Dobra, jakbym jeszcze mógł wtulić się do Ryana... cudownie. Po chwili jednak szybko odrzuciłem tę myśl. Nie z faktu, że nie chcę o nim myśleć w ten sposób. Oczywiście, że chcę. A nawet i bardziej wulgarnie. Gdyby było ciemniej i chłodniej, na plaży nie byłoby nikogo więcej... to byłby zdecydowanie udany nasz pierwszy seks. Zresztą, jakkolwiek by nie było, przypuszczam, że będzie udany. No, wracając do tematu... myśl o seksownym mężczyźnie i spodenki, w których wyraźnie widać erekcję... nie. To nie dobry pomysł.
        Śniadanie minęło spokojnie, naprawdę przyrządzali smakowite potrawy. Później dostaliśmy chłodne napoje i kolejny czas na rozgoszczenie się w pokojach. Około dwunastej nauczyciele zabrali nas na pierwsze wyjście na plażę. Dobrze wiedzieli, że jakby nie było, gdyby tylko postanowili w pierwszy dzień coś pozwiedzać, grupa by ich pozabijała narzekaniem. Musieliśmy przecież wypocząć po podróży i nacieszyć się słońcem. Ta wycieczka zapowiadała się naprawdę dobrze.
        Uchyliłem jedną powiekę, żeby spojrzeć czy przypadkiem nie przysnąłem na moment, a Ethan poszedł. Zauważyłem, że również nadal wylegiwał się na ręczniku, oddychając miarowo. Musiałem przyznać, że miał całkiem niezłą budowę. Wydawał się szczupły, ale jednak naprawdę miał dość wyrzeźbione mięśnie. Gdyby jeszcze do tego przybrał opalonego koloru... zamawiam! Właściwie zastanawiało mnie, dlaczego nie lepi się do niego jeszcze żadna dziewczyna. Był ciachem, naprawdę. Ja nie mam gustu, czy one oślepły? Dziwna sprawa.
        — Ethan?— spytałem, chcąc rozpocząć jakąś konwersację, zanim usnę.
        Zmarszczyłem brwi, powtarzając pytająco jego imię. Nawet mi nie mówcie, że kretyn zasnął. Świetnie, gdybym ja również usnął, to pod wieczór moglibyśmy obydwoje leżeć w pokoju w bezruchu, klnąc na swoją głupotę, za to, że nie potrafimy się poruszyć z bólu spalonej skóry. No nic, za chwilę go obudzę. Tylko jeszcze chwilę poleżę. Będzie trzeba w końcu ogarnąć przejście się do wody.
        Właśnie zaczynałem ponownie przysypiać, myśląc o wszystkim i o niczym, gdy moje nic nierobienie przerwał męski głos. Gdybym rozpoznał jakiegoś kolegę albo głos Ethana nawet bym się nie ruszył. W przypadku Ryana momentalnie bym się przebudził. Na razie nie było go na plaży, bo musiał coś tam załatwiać, dlatego z podnieceniem jak nastolatki na zobaczenie idola, oczekiwałem aż pojawi się bez koszulki. Jednak ten głos... nie należał do znanej mi osoby.
        — Siemka.
        Westchnąłem wewnętrznie, powoli unosząc powieki, aby przyjrzeć się chłopakowi. Miał jasnobrązowe włosy, lekko zgolone po bokach, a z tyłu minimalny „ogonek”. Ciemnobrązowe oczy wydawały się dość tajemnicze, mimo że wyglądał na przyjaznego. Miałem wrażenie, że gdzieś go widziałem... Poważnie. I to jeszcze wczoraj. Jakby na kpinę odnośnie do mroku w jego oczach, miał czerwone spodenki z malutkim Garfieldem na nogawce. Wszystko fajnie, ale nowy kolego, pozwól mi wypoczywać. No dobra, nie będę niemiły.
        — Hej — odparłem, uśmiechając się leniwie. Będę miły, ale to on zaczął rozmowę, więc niech ją sobie kontynuuje.
        — Jestem Ricky, ogółem to przyjechałem z wami, może mnie nie zauważyłeś. — Wyszczerzył się, ukazując zęby. — Wiesz, były wolne miejsca, a wyjazd na Florydę nieźle się zapowiadał.
        No, wyjaśniło się skąd go kojarzyłem. Teraz przypominam sobie, jak siedział w autobusie rozmawiając z Clarissą, która wydawała się dość... zauroczona nim. A tak po mojemu, gdyby mogła, to wskoczyłaby mu na biodra. Najlepiej bez dolnych części ubrań.
        — Jackson. A ten śpioch tu, to Ethan. — Kiwnąłem głową w stronę czarnowłosego. Zauważyłem, że nowy znajomy przejechał po moim ciele wzrokiem i wiecie... poczułem się jakoś nieswojo. Przeciągnąłem się, następnie pół leżąc, łokciami opierałem się na ręczniku. — Tak się składa, że zauważyłem. Gadałeś z Clarissą, co nie?
        — E, tak. — Wydał się lekko zakłopotany, ale tylko na moment, bo po chwili jego wyraz twarzy znów wskazywał na pewność siebie. Nie mam nic do takich osób, w końcu sam jestem nazbyt odważny. Jednak... mam nadzieję, że nie będzie z tym przesadzał. Nie sugeruję, że jestem tak cudowny, iż każdy kumpel, znajomy, sąsiad, przyjaciel i ktokolwiek tam jeszcze chce mnie rozebrać... ale czasami da się to w pewien sposób zauważyć. Taka jakby... nachalność. Chociaż, może po prostu miał taki styl bycia. Nawet jeśli, kolego, nic nie planuj, ten pan tutaj ma swojego ogiera niczym ze snów.
        — Jack, widziałeś Suzie?
        Odwróciłem głowę w bok, słysząc czyjś zdyszany głos. Patrick opierał się dłońmi o kolana, pochylając, wyraźnie zdyszany i cały zmoczony. Najwyraźniej wygłupiał się przed chwilą w oceanie. Właśnie, również miałem się tam wybrać. W sumie... jest czas. A ten chłopak był akurat przykładem, że nie każdy mnie jakby podrywa. Szczerzył się jak głupi, ale w żaden sposób nie było w tym nic sugestywnego.
        — A gdzie tam, od godziny nie ruszyłem się z miejsca.
        — Spoko, dzięks! — rzucił, następnie odbiegając do reszty znajomych.
        Wróciłem wzrokiem do nowego znajomego. Cholera, jeszcze raz się tak popatrzy, a znajdę mu napaloną laskę, żeby miał zajęcie. Gorące mieszkanki Florydy, zajmijcie go czymś, chcę odpoczywać. Dajesz, Jackson, udawaj nudnego kujona, a sobie pójdzie! Będę mu gadał o tych... eee... sposobach ochrony środowiska. To ważne, no przecież nie chcemy tego... całego... globalnego ocieplenia. Dobra, walić to, nie umiem tak.
        — I jak mija pierwszy dzień, faktycznie tak fajnie? — Wyrwało się z moich ust, a wredny diabełek jak w bajkach zapewne właśnie siedział mi na ramieniu, szepcząc „bęędziesz żaaałooował”.
        — No a jak, pół nadzy ludzie, jest na czym zawiesić wzrok, rozpieszczają nas z jedzeniem, a nauczyciele ledwo interesują się tym, co robimy. Żyć nie umierać. — Odetchnął głęboko, wyglądając na naprawdę szczęśliwego i odprężonego. — Pływałeś już? — Uchyliłem usta, żeby coś odpowiedzieć, ale nawet nie zdążyłem, gdy nagle wstał. — Chodź, szkoda marnować pogody.
        — Ja, ten, pilnuję tego umarlaka. — Wskazałem na drzemiącego w najlepsze Ethana. — Nie chcę, żeby wyglądał jak czereśnia, gdy się spali. Jeszcze mi go tu jakaś laska zgwałci albo ktoś okradnie z ręcznika.
        Chłopak zaśmiał się, przekręcając oczami.
        — No chodź, nic mu nie będzie. Przecież zaraz wrócimy.
        — Wiesz... — Spojrzałem na czarnowłosego. Serio, nie chcę go olewać. — Tyle spania mu starczy. — Szatyn nie zaprotestował, ale i nie potwierdził. Wydawał się jakby lekko zły, że chcę zabrać jeszcze kogoś. A to tym bardziej zachęciło mnie do zabrania przyjaciela. Po pierwsze albo lubisz Ethana, albo wydupiaj. Po drugie, koleś, jesteś podejrzany. — Wołowinko, wstawaj, bo się spalisz. — Zacząłem jakże po przyjacielsku szturchać go nogą w brzuch. — Befsztyku, obróć się na drugi boczek. — Pchnąłem go mocniej, na co zamruczał coś pod nosem, marszcząc brwi i odwracając się na bok. Przynajmniej mięsko się słucha. Och, żeby to tak na grillu działało, że powiesz „kotlecie, odwróć się” i to robi. Jebać jego wygodne spanie. Chwyciłem go za nadgarstek, zaczynając ciągnąć. — Wstawaj, bo powiem Rose, żeby cię zgwałciła — mruknąłem desperacko, szarpiąc go. Swoją drogą, ciekawe co z dziewczynami. Właściwie, pewnie opalają się. W międzyczasie rozejrzałem się, nie zauważając niestety Ryana, ale za to dostrzegłem przyjaciółki, które niosły lody włoskie, machając do mnie, a następnie siadając na swoich ręcznikach. Odmachałem im, a w tym momencie Ethan w końcu ogarnął się, ziewając i przeciągając.
        — Debilu, daj mi spać... — Umilkł nagle, dostrzegając nową osobę. Trzeba przyznać, że mój przyjaciel nie był zbyt towarzyską osobą i najzwyczajniej się speszył. Może właśnie dlatego dziewczyny tak wokół niego nie skakały?
        — Śpi się w nocy. Ethan, to jest Ricky. Ricky, Ethan. Idziemy pływać, pobawisz się w szukanie Nemo.
        Kolejny dziwny fakt, że jego jakoś nowy znajomy nie olśnił swoim cudownym charakterem. Kuuur.
        Po chwili już byliśmy w wodzie, a o dziwo Ethan przestał marudzić, że jest śpiący. Było całkiem... spoko. Chłopacy nadal średnio się dogadywali, ale zamienili parę zdań i powygłupiali się trochę. Ocean był naprawdę cudowny, przyjemny i orzeźwiająco chłodny. Woda była przejrzysta i wydawała się lekko błękitna. Zauważałem, że sporo osób zebrało się na plaży. Z daleka dostrzegłem budynek. w którym nocowaliśmy. Tak blisko do plaży, no po prostu marzenie.
        — Chodźcie się ścigać — rzucił nagle jasnowłosy. Obydwoje spojrzeliśmy na niego, a Ethan natychmiast pokręcił głową, na co Rick uznał, że będzie sędzią.
        — Ej no, ja też nie mam ochoty... — mruknąłem. Serio, nie zbyt mi się chciało.
        — Nie bądź tchórz. — Nagle zaczął poruszać zgiętymi w łokciach rękoma jak skrzydłami, wydając odgłosy gdakania jak kura. Nie miałem zamiaru się zgodzić. Nie przekona mnie robieniem z siebie idioty. — Kokoko, Jack się boi!
        — Kurwa, przestań — stwierdziłem, kręcąc głową. — Nie i kropka.
        Stałem ze splecionymi rękoma, wpatrując się w niego ze znudzeniem. Wyobrażacie sobie, że po paru minutach on wciąż nie przejmował się tym, co pomyślą plażowicze i nadal gdakał jak porąbany kurczak. Naprawdę mnie to nie przekonywało, ale powoli zaczynał mnie denerwować. Wyglądało na to, że nie miał zamiaru zaprzestać.
        — Dobra! — mruknąłem głośniej, wchodząc głębiej do wody i słysząc za sobą cichy śmiech Ethana. Oj doigra się. — Ale przestań udawać tego kurczaka. Dokąd?
        Ciemnooki wyszczerzył się triumfalnie, podchodząc do mnie. Nabrał odrobinę wody do rąk, następnie dłonią przejeżdżając po włosach, jakby chcąc się orzeźwić. Widocznie zmęczył go ten dziwny taniec.
        — Płyniemy przed siebie, aż do uzyskania dwumetrowej przewagi. Zgoda? Uwierz, prześcignę cię. — Uśmiechnął się kpiąco, rozciągając, jakby kompletnie lekceważył moje możliwości. Żeby się idiota nie przeliczył.
        Bez słowa kiwnąłem głową, stając z nim ramię, w ramię w kierunku otwartej przestrzeni. W tej chwili naprawdę nie interesowało mnie, że to ryzykowane. Liczyło się, żebym wygrał. Naprawdę cieszyła mnie satysfakcja prześcignięcia go w jego własnej rywalizacji. Po coś w końcu chodziłem kiedyś na zajęcia z pływania. Nie, nie chodziło o to, żeby spróbować seksu w wodzie z instruktorem. No może trochę. Dobra, nie ważne.
        Spojrzeliśmy na siebie, a Ethan stanął za nami równo pomiędzy. Zaczął odliczać, na co nabrałem wystarczająco powietrza, a gdy usłyszałem „start”, skoczyłem przed siebie, zaczynając jak najszybciej płynąć. Nie miałem czasu na oglądanie się, jak daleko jest przeciwnik, dlatego cały czas brnąłem na przód. W końcu zacząłem oddalać się od brzegu, bo głosy zaczynały powoli cichnąć. Mimo to płynąłem dalej, chcąc go jeszcze dobić, jak bardzo daremnym pływakiem był. Miałem wrażenie, że nikt koło mnie nie płynie, dlatego zwolniłem nieco, spoglądając w bok, a następnie przed siebie. Płynąłem jeszcze przez chwilę z zamiarem zatrzymania się i okrzyknięcia siebie zwycięzcą, gdy nagle przypadkiem połknąłem trochę wody. Zatrzymałem się natychmiast, lekko kaszląc, zaskoczony tym. Odwróciłem głowę, dostrzegając, że chłopak już dawno nie płynął za mną, a plaża była spory kawałek ode mnie. Przynajmniej wygrałem!
        Przełknąłem ślinę, uspokajając oddech po sporym przepłyniętym kawałku, czując się odrobinę zmęczonym. Przydałoby się wracać. Postanowiłem nabrać jeszcze trochę siły, gdy nagle usłyszałem szum, a woda otoczyła mnie. Oberwałem falą, która wepchnęła mnie pod wodę. Czym prędzej wypłynąłem, zaczynając z powrotem kaszleć, wypluwając wodę. Zamknąłem oczy, czując jak przez ciecz zaczęły lekko szczypać, a wtedy kolejny raz straciłem dostęp do tlenu. Zacząłem desperacko zaciskać oczy i machać rękoma, chcąc wypłynąć na powierzchnię, ale ogarniająca panika zaczęła mi to utrudniać. Cholera, Jackson, przecież umiesz pływać! Gdy ponownie zaczerpnąłem powietrza, poczułem się naprawdę zmęczony. Walczenie z falami było męczące.
        W pewnym momencie doszło do mnie, że mogę się utopić. Umrzeć. Spanikowany jeszcze bardziej, zacząłem byle jak próbować się utrzymać, co tylko bardziej mnie podtapiało. Znów napiłem się sporego haustu wody, gdy chciałem krzyczeć o pomoc. Nagle ktoś pojawił się jakby znikąd, obejmując mnie z tyłu i ewidentnie będąc spokojnym w odróżnieniu ode mnie.
        — Ktoś tu średnio pływa, co? — Znów usłyszałem ten cholerny głos, który namówił mnie do tej głupiej zabawy. — Jack, nie panikuj. Przecież tu jestem.
        — Ja nie panikuję — mruknąłem, choć ewidentnie było widać, że kłamałem. — Próbuję się tylko przekręcić i ci przywalić za ten głupi pomysł. Idź w cholerę, to było głupie. — Ponownie wyplułem trochę wody, mając dziwne wrażenie, że na tyle, na ile mógł, ciemnooki objął mnie mocniej. W ogóle, dlaczego nie płynęliśmy do brzegu? Wątpiłem, żeby on sam miał na tyle siły, żeby nas tu utrzymać, dlatego zacząłem minimalnie wspomagać go, ruszając rękoma i uspokajając się.
        — Co będę miał z tego, że cię uratowałem? — szepnął z kpiną tuż obok mojego ucha, co tylko wezbrało we mnie złość. Pojebany?! Mogłem się utopić, wciąż jesteśmy w wodzie, a on mi o czymś takim.
        — Gładką twarz, bez podbitego oka. Puszczaj mnie i chodź do brzegu. Mam dość wody, już nie będę pił przez najbliższy rok, bo zebrał mi się spory zapas.
        — Nie bądź niemiły, pomogłem ci — rzucił żartobliwie. Widocznie bawiła go ta sytuacja. To się nazywa mieć wyczucie, że z kimś jest coś nie tak.
        — Dziękuję pięknie. Chcę wracać na brzeg.
        — A—a, nie płyniemy stąd, dopóki nie będę miał czegoś w zamian. — Zaśmiał się, ściskając mnie mocniej na te słowa. Wiecie, mam wrażenie, że to nie było przypadkiem.
        — Co masz przez to na myśli? — spytałem sztywno.
        — No wiesz, a co możesz zaproponować? — odpowiedział pytaniem na pytanie, a w jego głosie odczułem nutę sugestywności. Po moim trupie.
        — Że cię nie utopię. Nie licz na nic i po prostu puść mnie, a sam sobie popłynę do brzegu. Nie będę się z tobą przekomarzał na takiej głębokości.
        — No dobra, dogadamy się później. Zawsze mogę ci podać numer swojego pokoju — szepnął cicho, ale mimo to usłyszałem to. Otworzyłem szeroko oczy, nie dowierzając. Wtedy poczułem, jak musnął mój kark, na co zareagowałem jak kopnięty prądem, wyrywając się z jego uścisku.
        — Jebło cię?! — powiedziałem nieco głośniej. — Nie będę w takiej sytuacji rozważał takich rzeczy. A tak poza tym, nie ma mowy. Nie masz kogo podrywać?!
        — Dobra, okej, nie złość się. — Przekręcił oczami. — Pogadamy o tym innym razem — rzucił, zaczynając płynąć w kierunku brzegu.
        On chyba, kurwa, żartuje. W ogóle skąd ta pewność w jego zachowaniu, że interesuję się tą samą płcią?! Skąd on to do cholery wiedział?!
        Z wody wyszedłem wściekł jak cholera. Zasrany, egoistyczny dupek. Będę panikował, dusił się i podtapiał, bo on ma popieprzone metody podrywu. Przegiął na starcie. Zresztą, to i tak nic nie zmienia, bo nie miał u mnie szans. Zasada jest prosta i jasna, nie umawiam się z chłopakami w swoim wieku. Przynajmniej trzy lata różnicy. A on zdecydowanie nie jest kimś, dla kogo mógłbym złamać tę zasadę. Zdarzyło się to tylko raz, w przypadku Rose i nie miałem zamiaru tego powtarzać.
        Na brzegu, mimo że wykaszlałem już wodę, nadal wzbierało mnie na krztuszenie się. Poklepałem się lekko dłonią w klatkę piersiową, brnąc w wodzie do kolan, a wtedy dostrzegłem jak Ethan z zaniepokojeniem spogląda na mnie, marszcząc brwi. Cholera, nie chcę, żeby się przejmował. To miłe, ale jak mam mu wytłumaczyć co się stało? Nie lubię go kłamać. Tak właściwie... jeszcze go nie okłamałem. Nie mówiłem całej prawdy... bo o nią nie pytał.
        — Co się stało? Obydwoje wystartowaliście jak torpedy, ale ty to już w ogóle. Coś ty kuźwa na Karaiby dopłynął?
        — Nie, ja tylko... — Spojrzałem ukradkiem w kierunku ciemnookiego, który stał, jak gdyby nigdy nic z założonymi rękoma. W ogóle nie czuł się za to odpowiedzialny. Tak właściwie... mam nauczkę. Następnym razem spław i olej. Cholerny honor. — Tak się cieszyłem z wygranej, że nałykałem się wody. Ale nic się nie stało, na luzie wróciłem. Wystarczy mi pływania na dziś.
        Jeszcze tego brakowało, że będę wspominał, iż w pewnym stopniu to Ricky uratował mnie przed utonięciem.
        Po tych słowach zacząłem iść w kierunku naszych ręczników. Zjebał mi totalnie humor. Mam nadzieję, że teraz sobie pójdzie i nie wpadnie na pomysł dalszego towarzyszenia nam. Poszukam Rose i Tamary, przydałoby się z nimi pogadać. Poza tym... powinny poznać bliżej Ethana. A raczej na tyle, na ile ja sam go w ogóle znam.
        — Stary, na pewno wszystko w porządku? — Odezwał się dotychczas idący obok mnie w milczeniu czarnowłosy. — Idziesz jakiś zniesmaczony, tamten koleś ot tak sobie poszedł. O co chodzi?
        — Jak płynąłem z powrotem, trochę się posprzeczaliśmy. Wściekł mnie i tyle.
       Ethan przez chwilę nie reagował, po czym powoli skinął głową. Temat zakończony. Cieszyło mnie, że nie próbował drążyć tego dalej. Nie miałem najmniejszej ochoty gadać o tym debilu. Cholera, czemu akurat podszedł do mnie? Zna mnie czy co? Dostanę przez niego paranoi. Nie ma go obok, a i tak mi szkodzi. No szlag człowieka trafia.
        — Chodź, poszukamy Rose i Tamary. Spoko?
        Czarnowłosy ponownie jedynie skinął głową, chwytając tak samo, jak ja ręcznik i otrzepując go z piasku. Podniosłem również swoje okulary, które natychmiast założyłem. Po pierwsze, Rose tak szybko nie zauważy, że jestem wściekły. Naprawdę łatwo dało się wyczytać emocje z moich oczu. Jeden ze słabszych punktów. Po drugie, były one nie tylko przyciemniane, ale i z czymś w rodzaju lusterek. Czyli mogłem rozmawiać z dziewczyną, patrzeć na jej piersi, a ona myśli, że patrzę jej w oczy, przy czym może się przyglądać swojemu odbiciu i kompletnie nie widzi moich oczu. Poza tym... mogę dzięki temu patrzeć na chłopaków i nie będzie to dziwne. Cudowny wynalazek.
        Odszukanie przyjaciółek nie zabrało mi tak wiele czasu. Przechadzając się, z daleka zauważyliśmy dwie smukłe dziewczyny, wylegujące się słońcu w skąpym stroju bikini. Nie trudno było je dostrzec, w końcu nie każda dziewczyna miała czerwone włosy. Tak swoją drogą, dopasowane do ich ciał kostiumy naprawdę mogłyby postawić chłopakom kolegów w bokserkach. Mimo to wiedziałem, że nie tylko dlatego się tak ubrały. Zapewne chciały również podniecać się nawzajem. Albo prowokują się, która pierwsza nie wytrzyma oglądania kochanki i zainicjuje coś więcej.
        — Cześć — rzuciłem nagle, zaskakując Rose położeniem dłoni na jej ramionach. Drgnęła jak oparzona, otwierając oczy i spoglądając na mnie. Po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech.
        — Nasz lowelas, dzień dobry. Swoją drogą, nie ruszaj się, mam całkiem niezłe widoki. — Przeciągnęła się jakby odprężona, kładąc dłonie pod karkiem, zawieszając wzrok na mojej klatce piersiowej. Trochę racji miała, w końcu po coś opłacało się ćwiczyć na różne sposoby. Zaśmiałem się, siadając obok, na co jęknęła oburzona. — O, Ethan. Jestem Rose, Jack trochę o tobie wspominał. Nic ważnego, że jesteś głupi i takie tam — rzuciła głosem ewidentnie żartobliwym, co wyczuł również Ethan, bo zamiast urazić się, na jego twarz wpłynął uśmiech i wydał się jakby mniej spięty.
        — To miło ze strony Jacksona. Naprawdę — odparł wesoło. Po chwili dostrzegając leżącą obok drugą nastolatkę, która wciąż wylegiwała się w najlepsze, nawet z nami nie witając. A to mała menda. — A ty jesteś... Tamara?
        Jasnowłosa skinęła głową z krótkim uśmiechem, po czym przeprosiła go za swoją rozmowność, uznając, że jest zbyt ciepło i jej lenistwo daje w kość. Całkiem możliwe, Tam potrafiła być niezłym leniem. Odetchnąłem głęboko, ponownie czując się odprężonym. Momentalnie powrócił mi humor. Rose i Ethan zajęli się gadką rozpoznawczą, a ja w tym czasie postanowiłem się rozejrzeć.
        Siedzieliśmy teraz bliżej opiekunów, co sprawiło, że widziałem swoje nauczycielki w strojach kąpielowym. Dobry Boże. Dobra, w sumie historyczka oczywiście miała wywalone niby przypadkiem, piersi i wyglądała seksownie tak jak zawsze na lekcjach. A przynajmniej przypuszczałem, że tak było, bo tak jak wspominałem kiedyś... ja za nią nie przepadam. Tak z czystego serca.
        Ziewnąłem, nagle momentalnie zamykając usta. Mógłbym przysiąc, że mam teraz czerwone policzki. Niedaleko siedział Ryan w samych bokserkach, rozsiadając się na jednym z siedzeń i gawędząc z jakąś parą turystów. Żebyście wiedzieli, jak bardzo spodobało się to mojemu koledze zasłoniętemu spodenkami.
        Cooper siedział w lekkim rozkroku, opierając jedno przedramię na stoliku, a drugie na siedzeniu krzesła. Oj bardzo chętnie skorzystałbym z tej wyzywającej pozy. Do mojej pamięci momentalnie powrócił wieczór, gdy prawie że zasnąłem przy nim. Może jednak powinienem był wtedy wszystko olać i ściągnąć mu spodnie? To chyba nie podchodziło pod gwałt? Cholera, Ryan, przestań być tak seksownym.
        Przygryzłem wnętrze wargi, dokładnie się mu przyglądając. Jak dobrze, że miałem te cudowne okulary. Dzięki temu nikt nie mógł wiedzieć, czy patrzę na niego, czy na roślinność, albo jakieś budynki. Brązowe rybaczki idealnie pasowały do jego skóry. Ciemne włosy jak zwykle rozczochrane, na twarzy obowiązkowy lekki zarost i, jak już zdążyłem się dowiedzieć, ciemnozielone oczy schowane za czarnymi okularami przeciwsłonecznymi. Dla niego to ja mogę nawet za gwałt pójść siedzieć. Chciałem być grzecznym, ubarwić sobie wieczór w ostatni dzień wyjazdu, poczuć go w sobie gdzieś na plaży lub w jego łóżku... ale... nie, Tak się nie da. Jeżeli nie zrobię tego szybciej, to chyba oszaleję.
        Koniec obijania się, tylko przechodzimy do działania. Mam jeszcze pół dnia i noc na obmyślenie czegoś skutecznego. Właściwie, nawet spontanem dam radę. Jackson, po prostu skup się na byciu sobą. Pochyliłem się lekko w tył, aby móc szepnąć słówko do Rose.
        — Możliwe, że jutro będę potrzebował twojej pomocy w wymyśleniu czegoś. Zgoda? — szepnąłem przy jej uchu, aby Ethan nas nie usłyszał. Na twarz dziewczyny wpłynął lekki, sugestywny uśmieszek.
        — Dzięki, wygrałam dziesięć dolarów. Co do pomocy, jasna sprawa — mówiła, równie cicho, zachowując dyskrecję.
        — Dziesięć dolarów? — spytałem zaciekawiony, unosząc brew.
        — Obstawiałam, że nie wytrzymasz do końca tygodnia. Biedna Tamara wierzyła, że się na to nie odważysz. Jednak ja... — Obrzuciła mnie wzrokiem. — ...najlepiej znam tego prawdziwego Jacksona.

✖✖✖✖✖✖

Cóż, jestem chora, boli mnie kostka, ledwo siedzę przed komputerem... ale była wena i zamiast spać, Imaginacja o piątej rano dodaje rozdział. :')
Przepraszam Was za tę przerwę! Chętnie bym powiedziała, że to się nie powtórzy i od dzisiaj rozdziały co tydzień... ale w przyszłą środę wyjeżdżam nad morze. Nie mam pojęcia, czy zdążę do tego czasu napisać nowy rozdział, który myślę, że Wam się spodoba. ;) Tak więc, do za tydzień, lub początku września!
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, a ja mimo przerwy nie wypadłam z wprawy. :p