09 czerwca 2015

6. Dzień wyjazdu.

        Dokończyłem szkicowanie mojemu pikachu ogonka, zastanawiając się, co teraz będę robił. Dlaczego rysuję na brzegu kartki żółtego pokemona? To się nazywa umieraniem z nudów. Od początku lekcji bazgrzę po zeszycie, czekając aż kobieta skończy oburzać się na ”karygodne” zachowanie jednego z uczniów, klasowego żartownisia. Mówimy na niego Jokey. Z tej nudnej, długiej, irytującej i bezsensownej wypowiedzi zdołałem zrozumieć, że chłopak prawdopodobnie nalał kleju do szpilek którejś z uczennic równoległej klasy. Ciekawe jak zdjęła te buty?
        W końcu ożywiłem się, gdy wychowawczyni podjęła jedyny interesujący mnie temat — wycieczka. Zaczęła czytać nam ogólny regulamin, następnie przedstawiając plan wyjazdu. Mówiłem już, że kocham tę klasę? Nie wiem jak oni nauczycielkę na to namówili, ale jedziemy wprost do raju! Znaczy, cóż, to również wycieczka edukacyjna, zwiedzanie muzeów, zabytków, różnych miejsc i takie tam, ale nauczycielka załatwiła również nurkowanie, sporty wodne, czas wolny, a to wszystko, jeżeli będziemy grzeczni. Floryda. Jedziemy na pieprzoną Florydę! Na pieprzoną Florydę do Panama City i to w hotelu zaraz obok plaży. Będzie gorąco, bardzo gorąco, swoją drogą mam nadzieję, że nie tylko o temperaturę chodzi. Co to oznacza? Chłopacy w kąpielówkach, laski w strojach skąpych strojach, babcie w... o matko, o tym wolę nie myśleć. Jeżeli widzieliście kiedyś fanki na koncercie idola, to właśnie tak zachowuję się gdzieś w głębi siebie, zachowując na zewnątrz stoicki spokój, aby nie wybiec z piskiem. PIEPRZONA FLORYDA, SKARBIE!
        Dobra, muszę zająć się kolejną sprawą, a mianowicie moim planem jak załatwić obecność Ryana na wycieczce. Czy może być coś piękniejszego od plaży w połączeniu z pół nagim Cooperem? Tak, jest coś lepszego. Floryda i nagi Ryan w łóżku. Znów bujam w obłokach...
        — Dobierzcie się w dwójki, żebyście zajęli tak miejsca i potem pokoje. Muszę to już dziś umieścić na liście — kontynuowała niczego sobie szatynka, której okulary zjeżdżające na nos dodawały powagi, a luźny, jasnobrązowy kucyk dodawał studenckiego wyglądu. Pani Molly Roberts byłą naszą zarówno nauczycielką angielskiego, jak i wychowawczynią.
        — A możemy w mieszane pary? — padło pytanie z ust blond uczennicy.
        — Nie, jesteście na tyle dorośli, że nie ufam wam w łączenie chłopak dziewczyna w jednym pokoju.
        — A jak ktoś byłby lesbą albo gejem to co? — rzucił oburzony chłopak z jej ławki.
        Nauczycielka przekręciła oczami.
        — Kevin, nie zadawaj głupich pytań. Pięć minut i podajecie pary.
        Na te słowa w klasie zapanował chaos kłócenia się kto z kim będzie. Między innymi klasowe grupki, które kombinowały jak się podzielić, bo przecież nie zawsze było parzyście. No właśnie, a z kim ja będę? Spojrzałem na Ethana, który rozglądał się chwilę po klasie, a następnie spojrzał na mnie, uśmiechając się porozumiewawczo. Oboje wzruszyliśmy ramionami. Ethan był naprawdę fajnym kumplem, przeważnie milczek, goniący za dziewczynami, zawsze pomocny i w pozytywnym znaczeniu obojętny na wszystko.
        — Nie będzie ci przeszkadzał alkohol w pokoju? — spytał jedynie, patrząc na mnie.
        — A gdzie tam — rzuciłem, kręcąc głową. — Prawdopodobnie będziesz miał wolny pokój od któregoś dnia, bo pójdę do Rose i Tamary.
        — Już wiem, że wielbię cię jako współlokatora. — Uśmiechnął się sugestywnie, pewnie w myślach kombinując jak zaprosić jakąś laskę do pokoju.
        Kolejne kilka minut lekcji podawaliśmy kto z kim zajmuje pokój, następnie pani przypomniała nam, że zakazane jest spożywanie alkoholu, środków odurzających, tytoniu, stawanie w autokarze, bieganie po korytarzach w czasie ciszy nocnej (tak na marginesie, mam nadzieję, że będą szczelne ściany, bo jęki chyba zakłócają ciszę...), niesłuchanie przewodnika, robienie kawałów (w tym momencie spojrzała morderczo na Jokey'a) i tym podobnych. Standard każdej wycieczki.
        — Proszę pani — zagadnąłem, gdy reszta klasy zaczęła komentować we własnym gronie zbliżający się wyjazd.
        — O co chodzi, Jackson?
        — Jacy nauczyciele jadą?
        — Oczywiście ja, potem wasza nauczycielka od historii, pani Miller i pani Jenkins, nauczycielka biologii od drugiej klasy jadącej z nami.
        Już miałem się załamać, że jest wystarczająco opiekunów i to zrzędliwych opiekunów, ale wtedy oświeciło mnie, że przecież jedzie też inna klasa. Przybrałem jak najbardziej przekonujący ton i zacząłem swoją wypowiedź.
        — A nie uważa pani, że to za mało nauczycieli? Można by wziąć jeszcze kogoś. Wie pani jak to z naszą klasą, jak się na tej plaży zaczną wydurniać i w ogóle, to może lepiej, żeby jechał jakiś pan? — Zauważyłem, że nauczycielka patrzy na mnie coraz straszniejszym wzrokiem, widocznie urażona, że sugeruję, iż nie dadzą sobie same rady. — Może pan Cooper? — dodałem prawie że piskliwie. Wtedy zauważyłem, że mimika kobiety zmieniła się. Jakby się... ucieszyła, zawstydziła? Hola, hola!
        Widocznie tę część rozmowy podsłuchał Ethan, ponieważ również zaczął powtarzać, żeby jechał z nami ten nauczyciel. Widocznie miał nadzieję, że wtedy będą większe luzy, bo w końcu Cooper był dość młody jak na nauczyciela i może zrozumie, co znaczy wygłupiać się nad morzem. Może zauważył też podejrzany uśmieszek nauczycielki, myśląc że miałaby zająć się nim zamiast grupą i... O nie, jego niedoczekanie! Chyba popadam w paranoję.
        Wychowawczyni spytała resztę klasy, czy byliby za taką opcją, a ci zareagowali jak najbardziej pozytywnie. W końcu miał on być jedynym opiekunem, który nie uczy przedmiotów ścisłych. A ja myślałem, że z radości zacznę krzyczeć. Po prostu cudnie! Teraz tylko wytrzymać do dnia wycieczki.

        Na następnej przerwie, siedząc jak zwykle na korytarzu, zauważyłem panią Roberts jak rozmawia z Ryanem, najwyraźniej na temat wycieczki. Wszystko okej, gdyby nie te jej maślane oczka, ciągłe uśmiechy i chichoty, oraz oczywiście koszula rozpięta o jeden guzik mniej niż podczas naszej lekcji. No nagle tak ciepło się nie zrobiło. Wtedy coś do mnie dotarło... to nauczyciele ze sobą flirtują? Matko jedyna, koszmar! To oni mają życie poza lekcjami? Chociaż w sumie... ja i moje spotkania z nauczycielami... dobra, myśli nie było.
        W każdym razie cieszyłem się jak głupi, gdy wyglądało na to, że Cooper zgadza się na jazdę. Wtedy obok mnie dosiadły się przyjaciółki, zasypując masą pytań: co wykombinowałem na wycieczkę, jak się ubiorę (nie pytajcie, Rose uwielbia ciuchy, a szczególnie męskie), kiedy idziemy kupować coś na drogę i czy w drugą noc będę spał u nich. Nie musiały tłumaczyć, dlaczego w pierwszą nie mogłem — już dawno się domyśliłem.

        Spodziewałem się, że ten tydzień będzie najdłuższym w moim życiu... jednak on minął strasznie szybko. Popołudniami starałem się skupić na nauce, co było szczególnie trudne. Próbowałem zapamiętywać formułki, ale wtedy przypominałem sobie co zaszło w sali artystycznej i wszystko trafiał szlag. Dopiero po paru dniach tak naprawdę do mnie dotarło, że sprawiłem Ryanowi przyjemność. Zawsze na wspomnienie o tym mimowolnie uśmiecham się, a czasami przygryzam wargę. Któregoś dnia przy kolacji ciocia zaczęła chyba najbardziej niezręczny temat świata.
        — Jackson, ostatnio chodzisz jakiś inny. Ciągle się uśmiechasz, jesteś wciąż zamyślony. — Poprawiła się na kanapie. Kolację jadamy w salonie, nie chce nam się siadać do stołu, wszystkiego przygotowywać... Lepiej zabrać talerz, położyć na stole w dużym pokoju i usiąść na sofie, oglądając przy tym telewizję lub jak w moim przypadku nie używać w ogóle stołu, rozsiadając się na fotelu i trzymając talerz na kolanach lub brzuchu, zależnie od pozycji. — Jackie — Swoją drogą nienawidzę tego pseudonimu nadanego mi przez ciotkę. — czy ty nie jesteś przypadkiem zakochany? — padło pytanie z jej ust, a ja o mało się nie zakrztusiłem przeżuwanym tostem. Gdy dostrzegłem jej sugestywny i niby nic nieznaczący uśmieszek, od razu zrozumiałem, że na tym się nie skończy.
        — No... nie. Dlaczego pytasz? — odparłem pytaniem na pytanie.
        — Przecież ci przed chwilą mówiłam, głuptasie. — Zaśmiała się, a jej złote loki poruszyły się jak sprężynki. Czasami była taka podobna do mamy... nie, nie mogę o tym teraz myśleć. — Nie wstydź się! Jak ma na imię?
        — Ciociu, nikt mi się nie podoba — mówię, ciepło się uśmiechając. — Po prostu ostatnio mam dobry humor.
        — Zakochanie, zakochanie — mruknął milczący dotychczas mężczyzna. — Ja tak się w jego wieku cieszyłem, jak zaliczyłem pierwszą laskę. — Wujek wyszczerzył się, na co kobieta posłała mu mordercze spojrzenie spod gęstych rzęs, następnie uderzając go otwartą dłonią w ramię. Ze śmiechu musiałem się złapać za brzuch, prawie że zrzucając talerz.
        — Idioto jeden! Zero romantyzmu! Ja tu próbuję romantyka wychować! —  Ponownie zaczęła stukać go dłonią, po części też zirytowana naszym chichraniem się. — Nie wtrącaj mi się do rozmowy! — Oburzona westchnęła, z powrotem na mnie patrząc i, niestety, kontynuując. — Właściwie... Nie znam waszego męskiego punktu widzenia, ale muszę ci również przestawić kobiecy. Rozumiem, że nie wierzysz już w bociany? — Kolejny już raz jej mimika twarzy spochmurniała, gdy dostrzegła jak jej mąż uderza otwartą dłonią w czoło, na znak że zapytała o coś bardzo głupiego. — Mniejsza o to. Uprawiałeś już seks?
        Potrafiłem rozmawiać na ten temat z Rose i Tamarą, potrafiłem mówić o tym otwarcie, potrafiłem sugerować to, pytać o te rzeczy ledwo znane mi osoby, prowokować do tego starszych ode mnie... ale rozmowa o tym z kimś o statusie moich opiekunów była niemożliwa. Po prostu czułem się... dziwnie. Dlatego też zarumieniłem się lekko, nerwowo błądząc wzrokiem to po pomieszczeniu, to po siedzącej parze.
        — No... nie — skłamałem. Przecież nie powiem im, że nie jestem już prawiczkiem. Zaczną pytać z kim to zrobiłem, ciocia będzie chciała poznać tę osobę, a ściślej mówiąc dziewczynę, bo wątpię, żeby przyszło jej do głowy, iż uprawiam seks z mężczyznami. Potem będą pytać kiedy i czy się zabezpieczałem, albo jak było, albo — co gorsza — jeszcze spytają o szczegóły... Boże! Odważyłem się spojrzeć na małżeństwo. Wujek był obojętny co do mojej odpowiedzi, za to widać było, że ciocią targają różne emocje: niepewność, strach, radość i wszystko inne...
        — To dobrze. Ale wiesz, zamierzasz to kiedyś zrobić, prawda? Nie myślałeś chyba o byciu samotnym do końca życia... — zaczęła niepewnie, a ja mając dość tematu, postanowiłem wykorzystać to jako sprytny argument.
        — Nie wydaje ci się ciociu, że jestem trochę za młody? Myślałem, że wato z tym poczekać...
        Wtedy ciotka ożywiła się i zaczęła pośpiesznie potwierdzać moje słowa. Następnie przeszła do sedna sprawy, a mianowicie zaczęła swój wykład o antykoncepcji. Tłumaczyła jak tego używać, kiedy, gdzie kupować, o tym co najlepiej działa, potem mówiła o tym czemu to takie ważne, wymieniała konsekwencje... oszaleć można. W całej tej torturującej mnie wypowiedzi zauważyłem pewien podtekst w pewnym momencie. Tak jakby kobieta tłumaczyła nie tylko o formach zabezpieczeń seksu z dziewczyną... ale i chłopakiem. Wydawało mi się, że przy poruszaniu takich tematów po raz pierwszy nie mówi się nic o stosunku analnym, nie mówiąc już o tym, że mówiła niepewnie i bardzo, bardzo ogólnikowo, nie opierając się zbytnio na konkretnej płci. Gdy w końcu wybiła godzina końca tych tortur, udałem się natychmiast do pokoju. Mijając lustro, dostrzegłem, że byłem niemal czerwony na twarzy, co rzadko mi się zdarzało. Nigdy więcej.
        Aktualnie siedzę w autokarze, wpatrując się za szybę w mijane budynki. Kilka minut temu przekroczyliśmy granicę naszego miasta, kierując się do celu wycieczki, czyli na Florydę. Wśród uczniów wciąż panował gwar podekscytowania, dlatego wolałem śledzić krajobraz, myśląc o wszystkim i niczym. Zdążyłem się już nacieszyć, naskakać z radości, prawie zapomniałem bagażu, trochę zbyt energicznie machałem do opiekunów na pożegnanie, szczerzyłem się jak głupi do siedzących za mną przyjaciółek i chyba nikt już nie miał wątpliwości, jak bardzo lubię wycieczki.
        Z całego minionego tygodnia najlepiej zapamiętałem zajęcia artystyczne. Przez całą lekcję Ryan unikał patrzenia na mnie, mówienia do mnie i wszystkiego, co miało ze mną coś wspólnego. Gdy raz nawiązaliśmy kontakt wzrokowy po chwili opuścił spojrzenie jakby z zakłopotaniem. Urocze.
        Poczułem jak Ethan szturcha mnie w ramię, a następnie pyta, czy w coś zagramy. Pokiwałem jedynie głową, rozsiadając się wygodniej na fotelu. Oparłem się plecami o szybę, a jedną nogę zgiąłem, kładąc na siedzenie. W ten sposób mogłem utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. W mojej głowie momentalnie zabrzmiał głos nauczycielki, powtarzającej w kółko, że nie należy wstawać w autobusie i siadać w dziwnych pozach. Chrzanić ją.
         Podczas gdy chłopak jeszcze na chwilę odwrócił się, żeby wymienić z siedzącą za nami Tamarą kilka słów, ja mogłem mu się dokładnie przyjrzeć. Nigdy nie zwracałem na niego uwagi, był po prostu... Ethanem. Tym, który zawsze mi pomaga, z którym wymieniam się zadaniami, gdy któryś zapomni, podpowiadamy sobie na sprawdzianach i jakoś wyszło, że od pierwszych dni mojego pojawienia się w ich klasie zawsze siadamy razem i dobieramy się w dwójki, a mimo to nigdy nie spotkałem się z nim poza szkołą. W ogóle rzadko kiedy wymieniamy się zdaniami, jeżeli to nie jest konieczne.
        Jego lekko kręcone, ciemne włosy zawsze układały się, jakby dopiero co wstał, ale na swój sposób idealnie. Kremowa karnacja, nie za jasna, nie za ciemna, szczupła sylwetka. Mógłbym nawet szarpnąć się na określenie, że jest całkiem przystojny. Koszulka bez rękawów chyba wisiała na nim zbyt luźno, ale nadrabiał to dżinsowymi rybaczkami, które dodatkowo go wyszczuplały. Gdy odwrócił się w końcu w moją stronę, przez ten ułamek zauważyłem, że jest coś nie tak z jego oczami. Zmrużyłem powieki i przybliżyłem się do niego, patrząc mu głęboko w oczy, aby dostrzec co było nie tak. Ciemnowłosy uniósł wysoko brwi, rozglądając się speszonym wzrokiem, jednak ani drgnął. Nie rozumiałem o co mu chodzi, dopóki nie zastanowiłem się nad tym. No tak. To musiało wyglądać, jakbym chciał go pocałować. Jackson, ty debilu.
        — Twoje oczy — rzuciłem szybko, jakby na swoją obronę i wskazałem na nie palcem, teraz dostrzegając interesującą mnie rzecz w jego niebieskich ślepiach. O mało nie odskoczyłem przerażony, równie co zafascynowany. — Masz brązowy pierścień wokół źrenicy.
        Zauważyłem, że chłopak poruszył się niezręcznie, opuszczając wzrok. Zaczął bawić się palcami, co chyba musiało być jego tikiem nerwowym.
        — Taaa — mruknął od niechcenia. — To choroba. Centralna heterochromia. Wyglądam jak dziwak.
        — Czytałem o tym! — rzuciłem trochę zbyt podekscytowany. Tak, mówiłem prawdę. Ja też czasami coś czytam... — Żadna tam choroba, różnobarwność tęczówki to super sprawa!
        — Naprawdę? — spytał z niepewną nadzieją w głosie, unosząc na mnie wzrok. Widocznie marzył, żeby usłyszeć coś takiego. Od czego w końcu są kumple, mogłem mu trochę pochlebić, nie? I w dodatku nie kłamałem.
        — Jasne. To wygląda jakby... źrenice ci się mieszały. Taki magiczny efekt. — Wtedy coś do mnie dotarło, gdy z tyłu parę osób zaczęło się przekrzykiwać. Byliśmy w autokarze, a ja znajdowałem się zdecydowanie zbyt blisko Ethana. Odsunąłem się, wracając na miejsce i posyłając mu obojętny uśmiech. — To co, gramy?
         Widocznie odetchnął z ulgą, że przestał być obiektem zainteresowania i zaczął tłumaczyć mi zasady gry, wyjmując coś z plecaka. Zaplanowałem sobie podróż. Trochę pogram z Ethanem, potem posłuchał muzyki. Cel wycieczki? Oczywiście Ryan i trochę zakolegować się z ciemnowłosym, który swoją drogą chyba zaraz wyciągnie wszystko, co ma w plecaku...

        Ze snu wyrwało mnie szturchnięcie w ramię. Zamrugałem gwałtownie, a w moich uszach huczała piosenka Rihanny, S&M. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to dochodzi ze słuchawek. Skąd u mnie ta piosenka? Muszę przejrzeć te kilkaset utworów z mojego telefonu i skasować niektóre z nich. Ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha, więc spojrzałem tam otępiałym wzrokiem. Czarnowłosy chłopak machał mi ręką przed twarzą, więc w pół zaspany uderzyłem w nią, jakbym odganiał muchę. Ten tylko zaśmiał się, ale ledwo mogłem słyszeć ten dźwięk, bo w drugim uchu wciąż słyszałem głos Rihanny, śpiewającej o kajdankach. Matko jedyna.
        Zatrzymałem odtwarzanie i przeciągnąłem się, ziewając. Półprzytomnie zmrużyłem oczy, patrząc na kolegę.
        — Tak słodko spałeś, że szkoda mi było cię budzić. Przespałeś przy okazji jeden z postojów, ale nie budziłem cię, skoro na poprzednim już byłeś. — Oj tak, tę przerwę pamiętam dokładnie. Ryan rozmawiający z kierowcą — to było moim głównym zainteresowaniem. Ubrany był jak zwykle w dżinsy, ale tym razem założył do tego czarną koszulkę bez rękawów, dzięki czemu pięknie eksponował jego umięśnione ramiona, szczególnie gdy splótł ręce na wysokości klatki piersiowej. Jeżeli kiedyś anioły spadały z nieba, to właśnie jeden stał przede mną. Oczywiście musiał mieć jak najbardziej miękkie lądowanie. Dla porównania, jedna z popularnych brunetek z mojej klasy to chyba przyjebała twarzą w beton. — Tak więc cóż, jesteśmy na miejscu. W końcu. — Chłopak odetchnął ulgą.
        Pokiwałem leniwie głową. Wszystko bolało mnie od niewygodnej drzemki, a w dodatku dopiero co zapadałem w głęboki sen, tak więc trochę szarpnęli moją świadomością. W końcu wygramoliłem się z siedzenia, po tym jak większość osób opuściła autokar. Wychodząc na świeże powietrze, wyciągnąłem się leniwie. Cudowna atmosfera, pogoda i ten zapach morza.
        Gdy trzymałem już bagaż, razem z innymi wpatrywałem się w budynek jak w dzieło sztuki. Był naprawdę ogromny, w pastelowych barwach zielonych i przeważającym żółtym. Przypominał blok z balkonami w dodatku zaraz obok plaży. Wciąż nie wierzyłem, że naprawdę jesteśmy na tak cudownej wycieczce. W czasie mojej rozmowy z Ethanem, dowiedziałem się, że celem wycieczki miał być wypoczynek połączony z edukacją. Chętnie wziąłbym parę lekcji edukacji seksualnej u Ryana.
        W końcu weszliśmy do środka. Większość uczniów było zachwyconymi wnętrzem. Nie wyglądało jak pięciogwiazdkowy luksus, ale na swój sposób cudnie. Białe, przyjazne dla oka wnętrze, z miłymi recepcjonistkami. Potem wybieraliśmy kluczyki. Cóż, tak przypadkiem trafił mi się pokój na tym samym piętrze co Cooper i Rose z Tamarą. No ale jak to się stało? Na moją twarz wpełzł triumfalny uśmieszek, gdy przyjaciółki spojrzały na mnie z miną, „że już dobrze wiedzą, iż to nie był przypadek”.
        Pierwsze wejście do pokoju wyglądało jakbyśmy z Ethanem przekroczyli bramy raju. Zaczęliśmy rozglądać się, aby nie umknął nam żaden szczegół, gdy odkładaliśmy torby. Przy ścianie o ciemnym, oliwkowym kolorze stały dwa masywne łóżka z kołdrą i poduszką w motywach egzotycznych roślin. Miejsca do spania oddzielała ciemna szafka nocna, dopasowana do niewielkiego stolika z dwoma krzesłami, stojącego przy ścianie naprzeciwko łóżek. Ogółem pomieszczenie było niewielkich rozmiarów, zadbane i zachęcające do pobytu.
        Gdy przeszło nam boskie oświecenie od ujrzenia cudu, minęło również całe opanowanie. Razem z moim współlokatorem jak głupi rzuciliśmy się na łóżka, tonąc w wygodnej, proszącej się o wtulenie pościeli. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Coś czułem, że ten wyjazd będę wspominał naprawdę długo.

✖✖✖✖✖✖

Gdyby to kogoś interesowało, naprawdę istnieje taki hotel. :p Nigdy tam nie byłam, ale specjalnie poszukałam jakiegoś fajnego miejsca na potrzeby opowiadania. :D